Leszek Orłowski: Oops! We did it again [KOMENTARZ]
Miny Pepa Guardioli po tym, jak jego zawodnicy w doliczonym czasie gry sprezentowali Realowi gola na 2:3 żaden aktor nie odtworzyłby za żadne pieniądze: dla wszystkich fanów ekipy z Madrytu i nieprzyjaciół Guardioli, a te grupy w dużej części się pokrywają, jest ona bezcenna.
Leszek Orłowski
Miny Pepa Guardioli po tym, jak jego zawodnicy w doliczonym czasie gry sprezentowali Realowi gola na 2:3 żaden aktor nie odtworzyłby za żadne pieniądze: dla wszystkich fanów ekipy z Madrytu i nieprzyjaciół Guardioli, a te grupy w dużej części się pokrywają, jest ona bezcenna.
NIESKUTECZNOŚĆ REALU
Była to mina człowieka, który za chwilę się załamie (albo, jak zmemizował ją na X Michał Pol, zostanie zaraz odwieziony do Tworek niczym Krzysztof Kowalewski w „Misiu”), bowiem jego zawodnicy znowu to zrobili, znowu popełnili serię fatalnych błędów w defensywie, co musiało skończyć się kolejną absurdalną porażką. Inną zupełnie rzeczą jest, że znowu swoje, czyli remontadę w Lidze Mistrzów, zrobił też Real.
W najtrudniejszych meczach w 2025 roku Real przegrał 2:5 z Barceloną, a City 1:5 z Arenalem i 2:4 z Paris SG. Konfrontacja tych wesołych zespołów w play-offach Ligi Mistrzów (jeśli był to przedwczesny, to na pewno nie finał, a najwyżej ćwierć), nie mogła zakończyć się prozaicznym 1:1, jakbyśmy mieli do czynienia ze starciem dwóch mocarzy solidnych w defensywie, a taki wynik był przecież jeszcze w 79 minucie.
Przyczyną, że tak długo padły zaledwie dwa gole była głównie fatalna nieskuteczność napastników Realu. Cała znajdująca się ostatnio w bardzo wysokiej formie ofensywna czwórka: Rodrygo-Bellingham-Mbappe-Vinicius grała bardzo dobrze, tylko bardzo źle strzelała; Mbappe musiał skiksować żeby zdobyć bramkę Edersona. City sytuacji miało mniej, bo też i jego atakujący w rewelacyjnej dyspozycji nie są. Najlepszy w zespole Pepa był Josko Gvardiol, to jego genialnemu zagraniu i w ogóle ruchowi w pole karne Realu gospodarze zawdzięczali swego gola na 1:0, a w Realu wyróżniał się Raul Asencio: zaiste, może nie Antonio Rudiger, ale Eder Militao i David Alaba na pewno wróciwszy do zdrowia będą mieli wielkie kłopoty, by tego kocura wygryźć z jedenastki.
FABRYKA KLOPSÓW
Finisz wynagrodził małą liczbę bramek wcześniej. W końcu kibice, którzy chcieli po prostu w konfrontacji giganta skarlałego (City) z gigantem chwiejącym się (Real) obejrzeć sobie piłkarskie jaja, dostali to, po co włączyli telewizory. Faul Daniego Ceballosa, wybicie Edersona, obcinka Lewisa i w ostatnich kilkunastu minutach zrobiło się naprawdę wesoło. Zapachniało Stanisławem Bareją.
2:3 to wynik słuszny i sprawiedliwy, bo Real był lepszy. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że mniej słaby, ale to byłoby jednak wobec zwycięzców niesprawiedliwe, gdyż ich osobliwa, przetrzebiona – przepraszam za wyrażenie – kontuzjami obrona w sumie zdała egzamin, a brak skuteczności może zdarzyć się każdemu. Natomiast City to nadal jest trupa kabaretowa. Niby coś umieją zagrać, ale w sumie psu się to zdaje na budę wobec fabryki klopsów, jaką jest ich defensywa (nie licząc Gvardiola).
SERCE FUTBOLU BIJE GDZIE INDZIEJ
Jeszcze rok, no, może półtora roku temu taki mecz jak ten byłby reklamowany jako starcie dwóch najlepszych piłkarzy świata: Erlinga Haalanda i Kyliana Mbappe. Wtedy wydawało się wszystkim, że ci dwaj to nowi Cristiano i Messi, a ich wyścig o miano futbolisty numer jeden na świecie i o to, kto pierwszy zdobędzie pięć Złotych Piłek będzie nas rozgrzewał mniej więcej do 2035 roku. Dziś już nikt takich wizji nie snuje, wszak o Złotą Piłkę za sezon 2023-24 zacięty bój stoczyli Rodri z Viniciusem i doprawdy wielka szkoda, że Hiszpan nie mógł zagrać, bo to byłby prawdziwy smaczek meczu. Już za tydzień jeden z tej dwójki: Haaland – Mbappe definitywnie odpadnie z walki o najważniejszy indywidualny laur za obecny sezon, a i ten co zostanie w grze, na liście faworytów będzie na początku drugiej dziesiątki. Haalandowi chwali się, że w końcu przełamał strzelecką – przepraszam za wyrażenie – indolencję w meczach z Realem, drugi w ogóle ma świetny początek bieżącego roku, ale serce futbolu bije dziś jednak gdzie indziej niż w piersiach Norwega i Francuza. Takoż i zwycięzca zmagań Realu z City nie stanie się od razu faworytem do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Jakże szybko w futbolu mija czas i jak jest on nieubłagany dla niedawnych superherosów!
Za osiem dni w Madrycie też będzie się działo, a działo. Nowy futbolowy klubowy Klasyk nie może obyć się bez wielkich emocji w żadnej odsłonie, nawet jeśli czysto piłkarski poziom zmagań trochę – przepraszam za wyrażenie – nie dojeżdża.