O klubie, który zapomniał jak się przegrywa
– Nazywamy się Bayern Monachium i chcemy osiągnąć sukces – słowa Hansiego Flicka idealnie podsumowują ostatni rok w stolicy Bawarii. Bayern stał się oszałamiającą maszyną do wygrywania, chcącą pobić wszelkie rekordy.
Hansi Flick i jego drużyna są nie do zatrzymania
MACIEJ IWANOW
Bayern zapomniał, jak się przegrywa. W Monachium dokonała się ogromna zmiana – przede wszystkim na poziomie mentalnym. Umiejętności piłkarze mieli zawsze – trzeba było tylko je wydobyć. Bayern gra imponująco, zwycięstwo goni zwycięstwo. Nie ma obecnie w Europie drużyny grającej równie skutecznie, z większym polotem i zacięciem. Real Madryt wygrywając Ligę Mistrzów trzy razy z rzędu, dokonał rzeczy absolutnie historycznej. Bayern wygrywając niedawno w Salzburgu czternaste spotkanie z rzędu w tych rozgrywkach, zdaje się mówić: potrzymaj mi Paulanera.
As z rękawa
Gdy Bayern ogłaszał trenerem Flicka, mało kto spodziewał się takiego sukcesu. Posadę miał objąć tylko na chwilę, w grze były o wiele większe nazwiska. Rok później można jedynie się uśmiechać z politowaniem na wspomnienie listopada 2019. Flick cieszył się zaufaniem najpierw do świąt Bożego Narodzenia, potem do końca sezonu. Teraz ufają mu bezgranicznie. Zapracował sobie na szacunek i w krótkim czasie na nazwisko, co zarzucali mu nie znający realiów niemieckiej piłki – dla nich był anonimem. Hansi Flick nie bierze jeńców. Poprowadził Bayern w 49 oficjalnych spotkaniach, z czego wygrał aż 45. Średnia 2,65 punktu na mecz w lidze, spektakularna seria zwycięstw w Lidze Mistrzów, trofeum za trofeum. Przez lata funkcjonowało pojecie Bayern-Dusel, oznaczające Bawarczyków wygrywających mecze niezasłużenie i z dużą dozą szczęścia. Koniec z tym. Flick zamknął ten slogan w kufrze, a klucz wyrzucił.
Ale jego wpływ na Bayern to nie tylko imponujące wyniki. On ten klub odmienił. Za schyłkowego Niko Kovaca gry Die Roten nie dało się znieść. Chorwacki trener wielu odebrał radość z oglądania spotkań. Skonfliktowany i nie radzący sobie z gwiazdorską kadrą, bez respektu w szatni i poza nią. Flick miał trudne zadanie – musiał odbudować drużynę na boisku, mentalnie w szatni i wizerunkowo, wiedząc przy tym, że pracuje na cenzurowanym. Doświadczenie, jakie zebrał pracując w reprezentacji Niemiec, zaprocentowało. Znalazł wspólny język z każdym piłkarzem, a jego metody treningowe i podejście do zawodników komplementowali wszyscy. Przekonał do siebie wątpiących, a kredyt zaufania, jaki sobie wypracował, wydaje się nie mieć końca. Mimo wielkich sukcesów – jest dopiero drugim trenerem w historii Bayernu z potrójną koroną – pozostaje nad wyraz skromny, skoncentrowany i twardo stąpający po ziemi. Powtarza, że sukcesu nie odnosi się samemu, że wspólne działanie to jedyna i właściwa droga w gwiazdorskiej drużynie. Cechuje się łatwością nadawania na wspólnych falach z podopiecznymi, a na drugie imię mógłby mieć: empatia. Flick i Bayern to związek doskonały i na razie bez rys. Nie można próbować jechać 200 kilometrów na godzinę, gdy jest się w stanie osiągnąć tylko 100? Wystarczy zmienić kierowcę!
Metamorfoza drużyny
Wpływ Flicka na drużynę jest niebagatelny. To on przywrócił światu Thomasa Muellera i Jerome’a Boatenga. Kovac nie widział miejsca dla Muellera, Flick uczynił z niego niezastąpionego żołnierza. A Mueller odwdzięczył się wspaniałą grą i udowodnił, że pogłoski o jego piłkarskiej śmierci były przedwczesne. Podobnie odnalazł się Boateng, który miał wzloty i upadki, ale w ostatnim roku odrodził się jak feniks z popiołów. Kimmich stał się mentalnym potworem – bez wątpienia któregoś dnia zostanie nowym kapitanem Bayernu. Cierpliwie czekał na powrót Lucasa Hernandeza, który mimo wyboistych początków jest obecnie najlepszym obrońcą w klubie. Ogromny progres zanotował nie tylko w swoim wyglądzie Leon Goretzka. Metamorfozy w muskulaturze trudno było nie zauważyć, ale również jego wydajność boiskowa uległa sporej poprawie. Stał się gwarantem bezpieczeństwa w środku pola, wszystkie jego statystyki wyraźnie poszły do góry.
Kadra Bayernu nie jest przesadnie rozbudowana, zwłaszcza w obliczu wyjątkowo intensywnego i przeciążonego kalendarza. Dyrektor sportowy Hasan Salihamidżić nerwowo łatał braki w składzie, w ostatniej chwili kontraktując między innymi Choupo-Motinga, Sarra czy Douglasa Costę. Ale mimo wszystko Flick ma zespół zbalansowany, zawsze może polegać na świeżym dopływie talentów z akademii. Naturalnie humor popsuły mu kontuzje Alphonso Daviesa i Kimmicha, ale z drugiej strony optymista zawsze widzi szklankę do połowy pełną. Kanadyjczyk po świetnym debiutanckim sezonie zanotował spory regres formy, co było naturalne i może wreszcie w spokoju odpocząć.
Flick wie, jak rotować składem, komu dać przerwę i kiedy. Przekonał na przykład Roberta Lewandowskiego, żeby zrobił sobie wolne na mecz w Kolonii. Od polskiego napastnika oczekuje się, że zawsze będzie grał na sto procent i strzelał gola za golem, a to jest spore obciążenie psychiczne. Lewandowski nie oponował – zrozumiał, że pogoń za rekordami to jedno, lecz regeneracja jest ważniejsza, jeśli ma służyć większemu celowi.
Wydawałoby się, że po tak fenomenalnym sezonie podejście piłkarzy może być mniej intensywne. Że nastąpi lekka demotywacja i przesyt, ale nic z tych rzeczy. Mając takich liderów jak Neuer, Kimmich, Lewandowski czy Mueller słowo przesyt nie ma racji bytu. Bayern chce dominować – w każdych rozgrywkach, w każdych okolicznościach. Karl-Heinz Rummenigge w wywiadzie dla klubowego magazynu „51″ powiedział znamienne słowa: – Chcemy kształtować nową erę!
Godny następca Bombera
Nie byłoby takich wyników Bayernu bez udziału Lewandowskiego. Polak od ponad roku nie zwalnia tempa, hurtowo zdobywając bramki uczynił z Bundesligi swój folwark. Robert stał się twarzą ligi niemieckiej i już jest jej jednym z najlepszych piłkarzy w historii. Wyznacza standardy. Poprzedni sezon był jego życiowym, a triumf w Lidze Mistrzów stał się wisienką na torcie dotychczasowej klubowej kariery. Myliłby się jednak ten, kto myśli, że taki stan satysfakcjonuje Lewego. Napastnik bez namysłu sięga po kolejne ciastka, kolejne trofea i mierzy w indywidualne rekordy takie jak: druga lokata w klasyfikacji najlepszych strzelców Bundesligi, która jest już na wyciągnięcie ręki, czy niepobity rekord 40 goli Gerda Muellera w jednym sezonie. Trochę szkoda, że Polak nie jest rok, czy dwa lata młodszy, bo przy takim tempie dziurawienia bramek rywali nawet rekord wszechczasów Bombera mógłby być zagrożony. Lewandowski ciągle jednak powtarza, że czuje się lepiej niż gdy miał 26 lat. Ile sezonów może jeszcze grać na najwyższym poziomie? Strach pomyśleć. W dodatku reprezentant Polski czuje z pewnością motywację, żeby udowodnić redakcji „France Football”, że Złota Piłka i tak w końcu padnie jego łupem.
Sezamie otwórz się
Pandemia koronawirusa zdemolowała futbol. Wiele klubów znajduje się w opłakanej sytuacji finansowej przez brak wpływów z dni meczowych, cateringu czy zmniejszone zyski z merchandisingu. Jednak w Monachium działacze potrafili sobie poradzić z tymi turbulencjami. Za sezon 2019-20, mimo spadku przychodów w wysokości 100 milionów euro, Bayernowi udało się wypracować zysk. Wprawdzie minimalny, ale w obecnej sytuacji brzmi to jak kolejne wielkie zwycięstwo Bayernu. Oczywiście w ogromnej mierze wpływ na to miał triumf w Lidze Mistrzów i rekordowe wpływy z tego tytułu oraz oszczędność na rynku transferowym. Prognozy na następny sezon nie rysują się jednak zbyt różowo. Przy dalszych restrykcjach powtórzenie tego wyniku będzie niemożliwe – chyba że znowu budżet uratują na boisku piłkarze.
Bayern od dawna ma miano skąpców, którzy przed wydaniem obracają każdego eurocenta wielokrotnie. W tym szaleństwie jest metoda i dzięki takiej finansowej filozofii bawarski klub nie musi martwić się o przyszłość. Ile osób wieszało psy na Salihamidżiciu i jego opieszałości na rynku transferowym? A to właśnie Bośniakowi udało się zaoszczędzić sporo pieniędzy. W ubiegłym sezonie na duet Leroy Sane – Marco Roca Bawarczycy musieliby sięgnąć bardzo głęboko do kieszeni i wysupłać grubo ponad 140 milionów euro. Teraz zapłacili tylko 54 mln. Wprawdzie transfery last minute na papierze nie wyglądają szczególnie ekskluzywnie, ale przecież chodziło tylko o uzupełnienie składu. Poza tym Bayern ma na ten moment czterech topowych skrzydłowych, a jeszcze sezon wstecz była to pięta achillesowa zespołu. Teraz można się natomiast pochwalić rotacją na bokach.
Bayern prowadzi świadomą, zrównoważoną i odpowiedzialną politykę finansową. Skarpeta z oszczędnościami klubu jest już wręcz legendarna. Mistrzom Niemiec nie grozi kryzys nawet w obliczu niepewnej przyszłości. Pod tym względem ze świecą szukać podobnie zarządzanych klubów ze ścisłego europejskiego topu.
Przyszłość
Postawa boiskowa to jedno, działania w zaciszu gabinetów – drugie. Choć to złe określenie dla historii, która miała miejsce przy okazji próby przedłużenia wygasającego w czerwcu 2021 kontraktu Davida Alaby. Austriak miał stanowczo zbyt wygórowane żądania finansowe, chciał doszlusować w hierarchii wynagrodzeń do poziomu Neuera, Lewandowskiego i Muellera. Niekończące się próby porozumienia spełzły na niczym i w pewnym momencie klub wycofał ofertę. Alaba przelicytował i chyba sam się zdziwił tak stanowczą reakcją szefów. Z jednej strony kibicom Bayernu zapewne szkoda będzie ewentualnego odejścia piłkarza (aczkolwiek, znając życie, obie strony na końcu i tak się dogadają), ale nikt nie może stać wyżej od klubu. Gdyby Bayern przystał na warunki obrońcy, ustawiłaby się kolejka pragnących podwyżki. Klub na takie umowy stać, ale przepłacone kontrakty nigdy nie były domeną Bawarczyków i nie ma potrzeby, by teraz zejść z tej drogi. Poza tym Alaby nie da się w prosty sposób zastąpić, ale nie jest to niemożliwe. O Lewandowskim, Neuerze czy Muellerze powiedzieć tego nie można. Mając świeżo w pamięci fiasko negocjacyjne, Bayern już zapowiedział szybkie rozpoczęcie rozmów z zawodnikami, którym kontrakty kończą się w czerwcu 2022: Suele i Goretzką. Ich zatrzymanie to absolutny priorytet. Gruchnęła za to zaskakującą wiadomość, że klub nie przedłuży umowy z Boatengiem.
Flick i jego piłkarze zdążyli już zapisać wspaniały rozdział w historii Bayernu, ale wszystko wskazuje na to, że to dopiero prolog nowej książki o odmienionym klubie.