Lech zdołał znaleźć trenera, który wpisuje się we wszystkie przyjęte przez klub kryteria. John van den Brom wydaje się w tej chwili być szkoleniowcem idealnie pasującym do Kolejorza. Tylko czy idealny okaże się wystarczająco dobry?
Bezkrólewie w Poznaniu trwało dwa tygodnie. Mistrzowie Polski zatrudnili nowego szkoleniowca dość szybko, biorąc pod uwagę, że zupełnie nie planowali poszukiwań i musieli przeprowadzić je w specyficznych okolicznościach. To było kilkanaście bardzo intensywnych dni przy Bułgarskiej: w gabinetach urywały się telefony, na skrzynki mailowe spływały kolejne CV, trwały wielogodzinne dyskusje i rozważania. Lista potencjalnych kandydatów musiała zostać detalicznie przeanalizowana. Lech kontaktował się z wieloma trenerami, do ostatniego etapu rekrutacji, czyli spotkania i decydującej rozmowy, zakwalifikowano trzech. W trakcie procesu wykrystalizował się holenderski faworyt. Van den Brom zrobił na przedstawicielach klubu najlepsze wrażenie, w trakcie negocjacji zaiskrzyło, obie strony poczuły chęć nawiązania współpracy. Sprawnie osiągnięto porozumienie co do warunków dwuletniego kontraktu.
– Kiedy dyrektor sportowy skontaktował się ze mną po raz pierwszy, od razu powiedziałem, że jak najbardziej jestem zainteresowany podjęciem tego wyzwania. Byłem w domu, dostępny i gotowy do pracy, miałem już za sobą długie wakacje – mówił van den Brom podczas pierwszego spotkania z dziennikarzami. – Najpierw odbyliśmy wideokonferencję, a potem nastąpiła przerwa. Obawiałem się, że może zrobiłem złe wrażenie, jednak po kilku dniach Lech ponownie się odezwał. Dostałem zaproszenie do Poznania na dalsze rozmowy i wkrótce byłem w samolocie. Jestem zaszczycony, że zostałem trenerem w takim miejscu. Gdy zwrócono się do mnie, zasięgnąłem opinii na temat klubu. Pytałem między innymi Mickiego van der Harta oraz dyrektora technicznego KRC Genk, z którym Lech kilka lat temu konkurował w pucharach.
Zatrudnienie Van den Broma jest autorskim pomysłem Tomasza Rząsy. Dlatego kadencja Holendra będzie zarazem pierwszą pełną weryfikacją kompetencji dyrektora w zakresie doboru trenerów. To zupełnie inna sytuacja niż przy poprzednich szkoleniowcach Lecha: Dariusz Żuraw był pod ręką, prowadząc zespół rezerw, w przypadku Macieja Skorży chodziło o namówienie na ponowne wejście do środowiska, które trener już dobrze znał. Tym razem Rząsa sięgnął po szkoleniowca całkowicie z zewnątrz, z czystą kartą nie tylko na poznańskim, ale w ogóle na polskim podwórku. Nie przez przypadek Kolejorz wybrał właśnie kierunek holenderski, wszak dyrektor sportowy ma na tamtejszym rynku rozeznanie. Efekty pracy Van den Broma pokażą jak dobre.
Ofensywa we krwi
Lechowi bardzo zależy na tym, aby jako pierwszy od lat polski klub skutecznie pogodzić zmagania na kilku frontach. Dlatego jednym z podstawowych kryteriów, jakimi triumfatorzy Ekstraklasy kierowali się podczas poszukiwań następcy Skorży, było doświadczenie na arenie międzynarodowej. Van den Brom spełnia ten warunek w stu procentach: jako trener ma na koncie 49 spotkań w europejskich pucharach. Z Anderlechtem dwukrotnie, rok po roku, uczestniczył w fazie grupowej Champions League (wygrał w niej tylko jeden z 12 meczów, ale potrafił zremisować na wyjeździe z Milanem oraz Paris Saint-Germain). W ubiegłym sezonie nie zdołał wejść do LM z Genk – belgijska drużyna w III rundzie eliminacji okazała się słabsza od Szachtara Donieck. Poprowadził ją natomiast w Lidze Europy, gromadząc pięć punktów w pięciu spotkaniach; do szóstego nie dotrwał, został zwolniony na początku grudnia. Wcześniej Van den Brom dwukrotnie rywalizował w fazie grupowej LE, w obu przypadkach jako szkoleniowiec AZ Alkmaar. W sezonie 2015-16 jego zespół nie przebił się do rozgrywek pucharowych, lepiej spisał się w kolejnej edycji, gdy dotarł do 1/16 finału.
Druga kwestia to tożsamość filozofii. Van den Brom podkreśla, jak istotny z perspektywy trenera jest fakt, że przychodzi do klubu, który patrzy na futbol podobnie jak on. Dyskusja o pomyśle na grze stanowiła znaczną część negocjacji 55-latka z szefami Kolejorza. Przy Bułgarskiej chcą pozostać wierni stylowi, który zapoczątkował Żuraw i udoskonalił Skorża. Nowy szkoleniowiec ma być gwarancją kontynuowania dotychczasowej koncepcji.
– Jako Holender ma we krwi ofensywny i atrakcyjny styl gry. Kogoś takiego szukaliśmy. John wpisuje się w naszą filozofię. Ponadto jest trenerem komunikatywnym, dobrze współpracującym z klubem – przekonywał Rząsa w trakcie prezentacji Van den Broma.
W drużynie mistrza Polski nie dojdzie do taktycznej rewolucji. Holenderski szkoleniowiec preferuje ustawienie 1-4-2-3-1, a więc to samo, w którym Kolejorz funkcjonuje od paru lat. Zresztą Van den Brom mówi otwarcie, że jego Lech będzie grać takim systemem, jaki przyniósł sukces w poprzednim sezonie – z ewentualnymi modyfikacjami w zależności od sytuacji.
Trzecim z fundamentalnych wymagań, jakie poznański klub nakreślił w procesie rekrutacji, była umiejętność pracy z młodzieżą oraz wprowadzania jej do pierwszego zespołu. W tym momencie Lech nie ma wychowanka będącego jednym z liderów i gotowego na zagraniczny transfer. Van den Brom ma przyczynić się do wykreowania piłkarzy, którzy podążą śladami Jakuba Kamińskiego. Podejścia do młodych zawodników uczył się w jednym z najlepszych do tego miejsc w Europie – jako trener rezerw Ajaksu. Później miał okazję współpracować z kilkoma wybitnymi talentami: to pod jego wodzą w Anderlechcie debiutowali Youri Tielemans oraz Leander Dendoncker, w Alkmaar był pierwszym szkoleniowcem na poziomie seniorskim obecnych reprezentantów Holandii – Teuna Koopmeinersa i Owena Wijndala.
Piłka poniżej kolan
Wychodząc z założenia, że praca wykonana w mistrzowskim sezonie nie może pójść na marne, w Kolejorzu wykluczono opcję zatrudnienia trenera wraz z zastępem jego zaufanych ludzi. W sztabie miało nastąpić możliwie jak najmniej zmian, dlatego ustalono z Van den Bromem, że do Poznania przyjedzie z tylko jednym asystentem. Za to jakim: Denny Landzaat, który rozegrał ponad 370 spotkań w Eredivisie, występował w Premier League oraz uczestniczył w mundialu w 2006 roku, będzie miał czym podzielić się z zawodnikami Lecha. Z Van den Bromem pracował już w Alkmaar i ostatnio w saudyjskim Al Taawoun. Nowy szkoleniowiec chciał mieć pod ręką człowieka doskonale zorientowanego w klubowej akademii, więc do sztabu włączono Huberta Wędzonkę, który do tej pory prowadził drużynę juniorów starszych. Z dotychczasowej kadry trenerskiej odeszli natomiast odpowiedzialny głównie za aspekt analityczny Wojciech Makowski, a także najbliższy współpracownik Skorży, Rafał Janas.
Van den Brom już na wstępie pokazał, jakiego futbolu oczekuje. Podczas pierwszego treningu prowadzonego przy Bułgarskiej nagle przerwał grę i oznajmił, że nie chce widzieć więcej górnych podań. – Piłka ma znajdować się cały czas poniżej kolan. Jeśli ktoś podniesie ją wyżej, uznajemy to za stratę – zakomunikował.
Holender potrzebował kilku dni na poznanie zawodników. Ucieszył się, że w szatni miejsca poszczególnych graczy oznaczone są nie tylko imieniem i nazwiskiem, ale również zdjęciem, co ułatwia naukę. Paru piłkarzy zapamiętał od razu: przede wszystkim kapitana, Mikaela Ishaka, szybko złapał kontakt także z Filipem Bednarkiem, z którym może rozmawiać po niderlandzku. Dobrą formę na starcie okresu przygotowawczego prezentuje Adriel Ba Loua, podobno to właśnie 25-letni skrzydłowy najbardziej zaimponował nowemu bossowi.
– Trener przychodzi zazwyczaj wtedy, kiedy zespół sobie nie radzi albo gdy poprzedni szkoleniowiec zapracował na angaż w silniejszym klubie. Ja pojawiam się w Lechu w zupełnie innej sytuacji. Trafiam do drużyny, która nie jest w kryzysie, mam zatem wystarczająco dużo czasu, aby zrobić wiele. Zastałem właściwie gotowy zespół. Gdyby trzeba było tworzyć drużynę od podstaw, byłoby to bardzo trudne – podkreślał 55-latek. – To nie pierwszy raz, kiedy wkrótce po przyjściu do klubu muszę rozgrywać bardzo ważne spotkanie. Jestem na takie wyzwanie przygotowany. Nasz pierwszy cel to zrobienie dobrego gruntu pod awans do kolejnego etapu kwalifikacji Ligi Mistrzów.
Dwumecz z Karabachem Agdam zdefiniuje pierwszy etap pracy Holendra. Ewentualny awans, a co za tym idzie duży krok w stronę fazy grupowej przynajmniej Conference League, da trenerowi kredyt zaufania. Jeszcze niczego nie potwierdzi, ale zasugeruje, że klub faktycznie postawił na właściwego człowieka. W przypadku niepowodzenia sprawa znacząco się skomplikuje, gdyż mistrzostwo mocno rozbudziło apetyty w stolicy Wielkopolski. Można zakładać, że na potyczki z azerskim zespołem wybiegnie jedenastka bardzo zbliżona do tej, która sięgnęła po tytuł. Van den Brom będzie musiał znaleźć następcę Kamińskiego, może wymieni jeszcze jedno bądź dwa ogniwa, lecz rewolucji nie należy się spodziewać. Schody zaczną się, gdy przyjdzie rywalizować w PKO Bank Polski Ekstraklasie. Szkoleniowiec zapewnia, że przepis o młodzieżowcu go nie martwi, jednak wymóg mimo wszystko podniesie skalę trudności przy ustalaniu wyjściowego składu. Niewykluczone, że podstawowym młodzieżowcem Lecha w nadchodzącym sezonie będzie Filip Marchwiński, który jest sprawdzany pod kątem gry na pozycji numer osiem.
Podział obowiązków
– To nie mój styl, żeby przychodzić do klubu i wskazywać nazwiska piłkarzy, których sobie życzę. Jesteśmy jednym zespołem wraz z prezesami, dyrektorem, akademią. Szanuję plany transferowe klubu i dotychczasowe ruchy w tym zakresie. Kwestia transferów nie jest w mojej pracy priorytetem – stwierdził nowy trener Kolejorza. Van den Brom koncentruje się na prowadzeniu drużyny, wyszukiwanie i sprowadzanie zawodników uważa za działkę przede wszystkim dyrektora sportowego, nie zamierza w to przesadnie ingerować. Będzie mieć wpływ na transfery, ale w zakresie ich opiniowania, a nie inicjowania. Klub zapoznał szkoleniowca z potencjalnymi wzmocnieniami i kontynuuje rozmowy z graczami, których wytypował już jakiś czas temu. Aktualnie celem numer jeden jest pozyskanie środkowego pomocnika. Lech intensywnie pracuje nad sprowadzeniem Afonso Sousy. Ponoć kilka dni temu transfer był blisko finalizacji, później sprawa się zagmatwała, choć niewykluczone, że w momencie ukazania się niniejszego tekstu 22-letni Portugalczyk będzie już po podpisaniu kontraktu z Kolejorzem. Nieprędko rozstrzygnie się przyszłość Dawida Kownackiego. Napastnik strzela gole w sparingach Fortuny, chciałby dalej występować w Lechu, ale może się okazać, że w nowym sezonie nie zagra ani w Duesseldorfie, ani w Poznaniu. 25-latek wzbudził zainteresowanie innych zagranicznych klubów, co osłabiło pozycję negocjacyjną mistrzów Polski.
Konrad Witkowski