Nieudany powrót Fabiana na The Emirates
Łukasz Fabiański spędził w barwach Arsenalu siedem lat. Dziś Polak wrócił na Emirates Stadium ze skrzyżowanymi młotami na piersi, lecz nie było to dla niego radosne popołudnie.
Fabiański nie zdołał uchronić swoich kolegów przed stratą gola. (fot. Reuters)
Liczba punktów oraz bilans meczów tego nie pokazują, lecz minione tygodnie były dla West Hamu bardzo obiecujące. Po zanotowaniu serii siedmiu spotkań bez zwycięstwa i bez wykazania krzty pomysłu na grę podopieczni Davida Moyesa najpierw przyprawili Liverpool o ból głowy, a następnie przełamali się w potyczce z Southampton. Owy triumf może nie dał im wyraźnej przewagi nad strefą spadkową, ale przynajmniej poprawił morale.
Te przed wizytą na Emirates Stadium były bardzo istotne. O ile po odpadnięciu z Ligi Europy Kanonierzy nie są w szampańskich nastrojach, o tyle ich poczynania ligowe mogły w ostatnim czasie robić wrażenie. Londyńczycy nie przegrali bowiem od siedmiu kolejek, co do starcia z West Hamem stanowiło najlepszy rekord w Premier League. Po pierwszej połowie ten zawisł jednak na włosku.
Choć zdecydowanie dłużej przy piłce utrzymywali się gospodarze, lepszy użytek czynili z niej goście. Już w 3 minucie mogli oni prowadzić, lecz Jarrod Bowen, który świetnie odnalazł się w nowej drużynie po zimowym transferze z Hull City, trafił w słupek. Kilka chwil później doskonałą okazję zmarnował Michail Antonio, który w sytuacji dwóch na dwóch źle podał do Sebastiena Hallera. Francuz nie popisał się natomiast w sytuacji sam na sam z Berndem Leno, zaś wyżej wspomniany Anglik nie wykorzystał szansy po rzucie rożnym.
Czym na niniejszy napór odpowiedział Arsenal? Uderzeniem głową Sokratisa, po którym piłka odbiła się od poprzeczki.
Zaraz po przerwie przed doskonałą szansą stanął Eddie Nketiah. Napastnik Kanonierów przegrał jednak pojedynek z Łukaszem Fabiańskim, który zaliczył udaną interwencję. Chwilę później równie dobrze spisał się Leno, a Antonio znów miał czego żałować.
W 79 minucie posuchę strzelecką zakończył Alexandre Lacazette. Francuz skorzystał z dobrego ustawienia i przytomnego dogrania Mesuta Oezila i zdobył swoją dziewiątą bramkę w sezonie. Jego radość została wprawdzie przerwana przez błędną sygnalizację pozycji spalonej, lecz najważniejsze dla gospodarzy, że po weryfikacji VAR gol został uznany.
Tym bardziej, że, jak się później okazało, było to trafienie na wagę trzech punktów. Te dały Kanonierom awans na dziewiąte miejsce w tabeli. Fabiański i spółka nadal okupują lokatę numer szesnaście.
sar, PiłkaNożna.pl