Przejdź do treści
Niemieccy biznesmeni z boiska

Ligi w Europie Bundesliga

Niemieccy biznesmeni z boiska

Piłkarze i biznes – to niekończąca się historia, która nie zawsze ma szczęśliwe zakończenie. Na całym świecie aktywni i byli zawodnicy próbują znaleźć sposób na siebie poza boiskiem. Jedni otaczają się mądrymi doradcami, inni po prostu mają do tego dryg. Jak radzili lub radzą sobie piłkarze w roli biznesmenów w Niemczech?
Lukas Podolski założył sieć restauracji z kebabem Mangal. Piłkarz ma już pięć lokali – oprócz Kolonii także w Bonn i Moenchengladbach (foto: Imago Sport)

MACIEJ IWANOW

W czasach gdy piłkarze musieli w większości godzić grę w piłkę z normalną pracą, pionierami własnej działalności byli Ernst Kuzorra i Reinhard „Stan” Libuda. Zaraz po wojnie Kuzorra otworzył w Gelsenkirchen sklep z tytoniem, a Libuda przejął go w latach 70. Sprzedawali tytoń, cygara, losy na loterie, karty z autografami i opowiadali piłkarskie historie. W krótkim czasie kiosk stał się miejscem absolutnie kultowym. Już po śmierci obu piłkarzy Schalke wykorzystywało lokalizację jako miejsce do sprzedaży biletów, punkt informacyjny dla kibiców i fanshop. Matthias Libuda, syn legendy Koenigsblauen opowiadał w wywiadzie: – Dla taty było to jak zanurzenie w lodowatej wodzie. Nie miał pojęcia o biznesie, żadnego doświadczenia, ale ludzi chętnych spotkać legendę było tyle, że interes kręcił się praktycznie sam.


Dziennikarz sportowy Torsten Schaar powiedział w wywiadzie dla „Tagesspiegel”: – Knajpa albo totolotek – to były typowe pomysły na biznes. W latach 80. z kolei zazwyczaj otwierali sklep sportowy, potem szkółkę piłkarską, teraz wielu staje się menedżerami i agentami ubezpieczeniowymi. Na nich zawsze jest popyt.

Wiele pomysłów miała inna legenda Schalke – Ruediger Abramczik. On w przeciwieństwie do Kuzorry i Libudy dorobił się podczas kariery wystarczająco dużo, żeby potem łatwo zacząć drugie życie. Regularnie skupował nieruchomości w Gelsenkirchen, a potem je wynajmował lub odsprzedawał z zyskiem. Otworzył również farbiarnię, a nawet prowadził biuro podróży z Peterem Neururerem i zmarłym w zeszłym roku Manfredem Burgsmuellerem. I aż dziw, że sobie w tym wszystkim radził, bo do historii przeszedł cytat: „Co to znaczy brutto czy netto? Chcę gotówkę do ręki!”.


Mówisz piłkarz-biznesmen – myślisz Guenter Netzer. Legenda na boisku i poza nim. W Moenchengladbach postać kultowa. Już jako młody piłkarz miał dużo pobocznych interesów. Na stadionie Borussii rozprowadzał klubową gazetkę „Fohlenecho”, otworzył dyskotekę, a także firmę ubezpieczeniową. Śmiano się, że skompletował własną jedenastkę: „Dwóch barmanów, jeden agent ubezpieczeniowy, dwie sprzątaczki, prokurent, trzech specjalistów od reklamy, jeden portier i kucharz”. Koledzy z drużyny byli nie tyle zazdrośni o sukcesy Guentera, co ciekawi. Raz Netzer przyłapał Rainera Bonhofa na czytaniu książki o wyższych sferach. Na pytanie po co, odpowiedział: – Chciałem się dowiedzieć, jak to jest w twoich kręgach.

Z kolei Berti Vogts opowiadał: – Na mecze jeździliśmy pociągami, najczęściej z przesiadkami. Pojechaliśmy do Kaiserslautern i z bagażami musieliśmy drałować pod górę na stadion. Netzer oczywiście nie. Wsadził w jedną dłoń jakiemuś rezerwowemu pięć marek, a w drugą walizkę i poszedł.

W 1972 roku pracował dla firmy Jaegermeister jako specjalista od PR. Otrzymywał za to 100 tysięcy marek. A była to suma, którą dostawał cały Eintracht Brunszwik za sponsoring na koszulkach. Po zakończeniu kariery został telewizyjnym ekspertem. Programy z jego udziałem biły rekordy oglądalności. Netzera nie interesowały drobne sumy, zawsze chciał wycisnąć jak najwięcej. W Zurychu założył agencję reklamową, był także pośrednikiem w sprzedaży praw telewizyjnych. Kiedyś kibic wysłał mu na urodziny kupon na loterię. Problem w tym, że piłkarz nie miał wtedy urodzin. Wzruszył ramionami i wyrzucił go do kosza. Na jego szczęście nikt nie opróżnił kubłów na śmieci, bo okazało się, że wygrał. I to 300 tysięcy marek! Fan od lat wypełniał te same liczby. Netzer był na tyle hojny, że podzielił się z nim wygraną! Urodzony pod szczęśliwą gwiazdą.

Kiedy nie wychodzi kariera piłkarska, musisz się szybko przebranżowić. Z tego założenia wyszedł Robert Dekeyser, belgijski bramkarz. W 1986 roku z polecenia Jeana-Marie Pfaffa trafił do Bayernu Monachium, ale rozegrał tylko jeden mecz w Pucharze Niemiec. Nie wyszło mu również w Norymberdze, gdzie nie miał szans wygryźć Andreasa Koepke, czy w TSV 1860. Na początku lat 90. założył słynną firmę ekskluzywnych mebli ogrodowych DEDON. Zaczynała w Lueneburgu, szybko dorobiła się filii w ponad 80 krajach. Od dzieciaka, który przedwcześnie rzucił szkołę i został namaszczony na wielki talent przez samego Pelego, do multimilionera!

Pod koniec 2014 roku byli piłkarze Holger Stanislawski i Alexander Laas przejęli supermarket REWE w Hamburgu i od tego czasu nim zarządzają. Z powodzeniem! Niby nic w tym dziwnego, ale Stanislawski to legenda St. Pauli – jako piłkarz i trener, a Laas to wychowanek i były piłkarz HSV. Holger w jednym z wywiadów mówił: – W piłce masz adrenalinę co tydzień. Narasta i wybucha w weekend. Teraz też nie jest nudno – w końcu to aż 7,5 tysiąca metrów kwadratowych, aczkolwiek nie mam takiego wybuchu uczuć, gdy sprzedaję sześć plasterków sera gouda.

Razem z Laasem często pomagają przy wystawianiu i sortowaniu towarów, a nawet siadają przy kasie. Laas ze śmiechem wspomina: – Kiedy w głośnikach było słychać: „Pan Stanislawski proszony do kasy” tłum klientów od razu rzucał się w tym kierunku – żartował. – Zdarzało mi się rozdawać autografy na paragonach – mówił z kolei Stanislawski. O piłce nie zapomniał. Jest zapraszany do telewizyjnego studia jako ekspert.

Lukas Podolski jest już na ostatniej prostej przed zakończeniem kariery, ale od dawna jego marka rozszerza się o kolejne branże. Zaczęło się od sprowadzania markowych ciuchów z Japonii i USA, a także założenia sklepu Strassenkicker. Pół żartem mówi się, że kebab stał się już tradycyjną niemiecką potrawą. Zapotrzebowanie za naszą zachodnią granicą jest spore, więc Lukas wszedł również i w ten biznes. Obecnie jego sieć Mangal ma już pięć lokali – oprócz Kolonii także w Bonn i Moenchengladbach. A planowanych jest więcej. Wspominał nawet o foodtrucku. Nie samym mięsem żyje człowiek, więc Podolski zainwestował też w sieć lodziarni. IceCream United święci triumfy tak duże, że na wiosnę produkty wejdą do sprzedaży w sieci supermarketów REWE. Zarówno lody jak i kebaby od Poldiego stały się takim fenomenem, że jego macierzysty klub – 1. FC Koeln podpisał umowę na ich dystrybucję na stadionie. Czyżby w tradycyjnym zestawie kibica bratwurst miał ustąpić im miejsca?

Gastronomia to zresztą najpopularniejszy wybór piłkarzy. Jonas Hofmann, pomocnik Borussii Moenchengladbach jest współwłaścicielem dwóch Subwayów – w tym jednego w Sinsheim, niedaleko stadionu zespołu Hoffenheim. Trzeci ma stanąć w rodzinnym Heidelbergu. – Kiedy gramy wyjazd z Hoffenheim, zawsze po meczu przynoszę kolegom kanapki i sałatki – opowiadał.

Mario Basler jest wyjątkową postacią nie tylko ze względu na boiskowe poczynania, ale przede wszystkim ze względu na styl bycia. Nigdy nie był konformistą i szedł własną drogą. Jego wypowiedzi w wywiadach czy po zakończeniu kariery we wszelakich talk-showach przeszły do historii i są namiętnie odtwarzane w Internecie. Czym więc mógł zająć się Super Mario? W zeszłym roku w Eisenbergu, gdzie mieszka jego córka, otworzył shisha bar. Nazwał go MB30. Podobny lokal otworzył również na Majorce. Nie obyło się bez protestów okolicznych mieszkańców, bo naprzeciwko znajduje się plac zabaw i przedszkole. Sieć zareagowała dość ironicznie: „Eisenberg – gastronomiczny pępek świata”, „Hobby zamieniło się w pracę”, „Basler będzie swoim najlepszym klientem”. Nie da się ukryć, że taki pomysł na interes u Baslera, nałogowego palacza, wydawał się być dość logiczny. Kiedyś jeden z dziennikarzy zapytał go, czy nie chce rzucić nałogu: – Jeśli kiedyś umrę, chcę zabrać papierosy ze sobą. Na pogrzebie żadnych kwiatów, rzucajcie do trumny fajki – odpowiedział Mario w swoim stylu. Cały on.

Ktoś mógłby pomyśleć, że po tych wszystkich incydentach z rzucaniem bananów, z legendarną kwestią „Jaja, potrzebujemy jaj!’” Oliver Kahn również powinien zwrócić uwagę na usługi gastronomiczne. Ale wybrał to, z czego był najbardziej znany i na czym zna się najlepiej. Założył firmę Goalplay, która ma w ofercie sprzęt bramkarski, aplikacje czy kursy dla trenerów bramkarzy. Współpracuje między innymi z akademią Realu Madryt. Dwa lata temu Kahn podał do sądu firmę T1tan produkującą rękawice bramkarskie. Skojarzenia z jego boiskowym pseudonimem Titan były nieuniknione. Prawnik producenta w sądzie argumentował, że założyciel jest fanem Eintrachtu, nawet nie lubi Kahna, który był tak kontrowersyjny podczas kariery, że trudno nazwać go pozytywną marką. A przecież nie ma sensu używać marki, której większość nienawidzi. Smaczku dodawał fakt, ze ambasadorem marki był eksbramkarz reprezentacji – Rene Adler. Koniec końców doszło do ugody.

Niecodzienny pomysł na aktywność poza futbolem wymyślił sobie Thomas Mueller, który zaraził się od żony miłością do koni. Jego wielkim marzeniem jest ich hodowla. Piłkarz Bayernu jest współwłaścicielem (razem z Claudio Pizarro i Timem Borowskim) dwóch koni wyścigowych El Tren i Don Jupp (nietrudno zgadnąć po kim dostał to imię), które mają na koncie już kilka sukcesów. Pizarro w ojczystym Peru ma całą stadninę.

TEKST UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (5/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024