Formalności stało się zadość – najlepsza i najrówniej grająca drużyna młodzieżowych mistrzostw Europy zameldowała się w finale polskiego turnieju. Reprezentacja Hiszpanii łatwo rozprawiła się z Włochami w półfinale, wygrywając 3:1 i nie pozostawiając złudzeń, kto zasługuje na złoty medal.
Saul Niguez od początku turnieju wyrósł na lidera Hiszpanów i jest głównym faworytem do sięgnięcia po nagrodę dla najlepszego piłkarza turnieju (fot.400mm.pl)
Mecz w Krakowie był zapowiadany jako przedwczesny finał. W składach obu drużyn nie brakowało największych gwiazd, a przecież zarówno Włosi jak i Hiszpanie w najczarniejszych scenariuszach zakładali co najmniej dojście do finału i ewentualne wicemistrzostwo Europy.
Jeszcze 10 minut przed pierwszym gwizdkiem stadion Cracovii był wypełniony zaledwie w 60%, ale kibice po raz kolejny nie zawiedli i zapełnili prawie wszystkie siedzenia, a dokładnie 13 105 miejsc. Tym bardziej, że nie wiadomo, kiedy w Krakowie po raz kolejny pojawią się takie gwiazdy jak Gianluigi Donnarumma, Marco Asensio czy Saul Niguez. Była to doskonała „odtrutka” po tych wszystkich zawodach, które w minionym sezonie zapewnili kibicom piłkarze Pasów. Liderzy nie zawiedli i zapewnili widzom futbol z najwyższej światowej półki.
Fani jednak nie prowadzili zorganizowanego dopingu. Raczej były to pojedyncze okrzyki, nagradzanie ładnych akcji brawami, czy wyrażenie niezadowolenia z decyzji sędziego gwizdami. Najgłośniej się zrobiło w okolicach 35. minuty, kiedy kibice zaczęli krzyczeć „Polska”, a także w trakcie kilkuminutowej zabawy w „meksykańską falę”. Co prawda za jedną z bramek zgromadziła się 25-30 osobowa grupa włoskich kibiców, która próbowała „rozruszać” towarzystwo, ale raczej niewiele osób do niej dołączało. A okrzyki zachwytu i brawa towarzyszyły każdej z czterech bramek, jakie zobaczyli kibice w Krakowie.
Pierwsze minuty zdecydowanie należały do Włochów, którzy dłużej utrzymywali się przy piłce i stworzyli sobie dwie niezłe sytuacje, ale za każdym razem świetnie interweniował Kepa Arrizabalaga. La Roja zaczęła się budzić dopiero około 15 minuty, drużyna złapała odpowiedni rytm, przejęła inicjatywę i zaczęła grać lepiej w piłkę. Zresztą samo spotkanie nie wyglądało jakby mierzyły się ze sobą drużyny młodzieżowe, a dobrze poukładane seniorskie reprezentacje.
Prawdziwą wisienką na torcie była 53. minuta, kiedy to kapitalną akcję przeprowadził Dani Ceballos, który ograł dwóch rywali, podał do Saula Nigueza, a pomocnik Atletico fantastycznie zachował się w polu karnym i nie dał szans Donnarummie na skuteczną interwencję. Zresztą Hiszpan przez cały mecz świetnie się prezentował i po raz kolejny pokazał, że nagroda dla najlepszego piłkarza turnieju może trafić w jego ręce.
Włosi odpowiedzieli cztery minuty później równie koronkową akcją, ale w decydującym momencie zawiódł Lorenzo Pellegrini, który źle zgrał piłkę i żaden z jego kolegów nie doszedł do podania. Chwilę później sytuacja Italii zrobiła się bardzo skomplikowana, bo drugą żółtą kartkę obejrzał Roberto Gagliardini i musiał przedwcześnie opuścić murawę. Jako ciekawostkę dodamy, że przez cały sezon w Serie A obejrzał dwa żółtka, a tu na dokonanie takiego „wyczynu” potrzebował niecałej godziny.
Od tej pory wydawało się, że Hiszpanie będą mieli wszystko pod kontrolą, ale Włosi słyną z tego, że nawet w najtrudniejszej chwili nie składają broni. Pomocną dłoń wyciągnął Federico Bernardeschi, który popisał się świetną indywidualną akcją, oddał strzał sprzed pola karnego i pokonał hiszpańskiego golkipera. Nie przez przypadek łączy się go z transferem do Juventusu lub Manchesteru United, które są w stanie wyłożyć za piłkarza Fiorentiny nawet 40 milionów euro.
Radość Włochów trwała zaledwie chwilę, i to bardzo krótką chwilę. Hiszpanie szybko przywrócili właściwy porządek, a znowu o sobie dał znać Saul Niguez, który fantastycznie uderzył sprzed szesnastki i po raz drugi pokonał Donnarummę. Takie bramki po prostu trzeba oklaskiwać i nic więcej.
Hiszpanie wygrali zasłużenie, bawiąc się i prezentując bardzo dojrzały futbol już do końca spotkania. Na uwagę szczególnie zasługuje akcja z 69. minuty, kiedy najpierw Ceballos założył trzy siatki rywalom, a później jedną dorzucił Saul. Szkoda, że ta akcja nie zakończyła się golem… Chwilę później Niguez dorzucił trzeciego gola i skompletował hat-tricka, jednocześnie pozbawiając Włochów ostatnich złudzeń na korzystny wynik.
La Roja udowodniła, że jest głównym faworytem w walce o złoto. Z pewnością tak złożona jedenastka bardzo poważnie liczyłaby się w każdej lidze europejskiej, może nie byłaby w stanie rywalizować z Realem czy Barceloną, ale walka o trzecie-czwarte miejsce w La Liga byłaby w zasięgu hiszpańskiej młodzieżówki. Teraz pozostał im już tylko mecz finałowy z Niemcami i to znowu zespół z Półwyspu Iberyjskiego będzie faworytem. Ta generacja piłkarzy po prostu nie zawodzi.
Z Krakowa,
Paweł Gołaszewski