Nie zobaczyliśmy ani jednego gola w ostatnim sobotnim meczu 25. kolejki Premier League. Manchester United po stojącym na dość mizernym poziomie spotkaniu zremisował z Wolverhampton Wanderers (0:0).
Manchester United nie wykorzystał atutu własnego boiska (fot. Reuters)
Starcie na Old Trafford miało być wisienką na torcie sobotnich zmagań w Premier League, jednak wcześniej rozegrane mecze przyniosły tyle emocji, że można było mieć wątpliwości, czy piłkarzom Manchesteru United i Wolves uda się stworzyć lepsze widowisko. Jak się okazało, były to obawy jak najbardziej słuszne, ponieważ spotkanie od początku nie stało na zbyt wysokim poziomie.
Najważniejszym wydarzeniem pierwszej połowy meczu był debiut w barwach Czerwonych Diabłów Bruno Fernandesa, który dołączyć do drużyny podczas zimowego okienka. Portugalczyk od razu został rzucony na głęboką wodę, ale nie był w stanie zaoferować na boisku zbyt wiele, dostosowując się poziomem do reszty swoich kolegów.
Manchester United nie był w stanie zaoferować zbyt wiele, natomiast rywal oddał pole i czekał na to co zaproponują zawodnicy Ole Gunnara Solskjaera. Jako, że ci przez 45 minut niczego nie zaprezentowali, to Wilki po zmianie stron postanowiły zaatakować nieco odważniej.
Niestety, okazji bramkowych było jak na lekarstwo. Najgroźniejsze po stronie gospodarzy mieli Juna Mata, który mocno uderzył z dystansu, a także Mason Greenwood, który także zdecydował się na strzał sprzed pola karnego, a piłka po rykoszecie zaskoczył Rui Patricio, który jednak zdołał złapać futbolówkę.
W drugiej połowie na trybunach miał odbyć się protest kibiców, którzy nie godzą się z aktualną polityką klubu. Jak się jednak okazało, zdecydowana większość fanów posłuchała apelu Solskjaera, który publicznie poprosił ich o wsparcie w trudnych momentach sezonu.
Gol ostatecznie na Old Trafford nie zobaczyliśmy i mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Dla Manchesteru United to już kolejne domowe spotkanie w Premier League, w którym nie udało się im choćby strzelić gola.
gar, PiłkaNożna.pl