Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa PN

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa PN

Wtorek 18 maja to dzień ukazania się najnowszego wydania tygodnika „Piłka Nożna”. Jak zwykle przygotowaliśmy dla Was mnóstwo znakomitych tekstów, analiz i wywiadów.


DOGRYWKA Z ROBERTEM PICHEM. Czwarty po opaskę


Doświadczony Robert Pich przez całe rozgrywki był jednym z liderów drużyny, która miała ewidentnie dwie twarze – groźną w meczach domowych i łagodną w spotkaniach wyjazdowych. Sam jednak nie wie skąd wzięła się taka dwulicowość Śląska.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Skomplikowaliśmy sobie sytuację w tabeli po porażce z Rakowem i remisie z Zagłębiem. W ostatniej kolejce nie byliśmy już zależni tylko od siebie, musieliśmy liczyć na innych, ale się udało i zagramy w europejskich pucharach – mówi Pich.

Jesteś zadowolony z tego sezonu Śląska?
To był dziwny i trudny sezon ze szczęśliwym zakończeniem. Przed rozpoczęciem rozgrywek mówiliśmy sobie, że chcemy co najmniej powtórzyć wynik z zeszłego roku, kiedy zajęliśmy piąte miejsce. Różnice pomiędzy czwartym, a ósmym miejscem były minimalne, walczyliśmy o europejskie puchary do końca i po ostatniej kolejce wskoczyliśmy do pierwszej czwórki. Czy jestem zadowolony? W miarę. Uważam, że stać nas było na jeszcze więcej, czyli na podium. Straciliśmy wiele bezsensownych punktów w meczach, które powinniśmy wygrywać.

Wyjazdy były największym waszym problemem?
U siebie zdobyliśmy dwa razy więcej punktów niż w delegacjach, to mówi samo za siebie. Nie wiem, co się z nami działo na wyjazdach, każdy z nas chciałby to wiedzieć. Nastawienie zawsze było takie samo, jechaliśmy po zwycięstwo, a zazwyczaj wracaliśmy bez trzech punktów. Mało tego, uważam nawet, że na wyjazdach łatwiej jest się skoncentrować, bo jesteśmy razem w hotelu, już dzień wcześniej czuć atmosferę skupienia i mobilizacji. Nie mieliśmy innej taktyki niż w meczach domowych. Też chcieliśmy grać wysokim pressingiem, ale to nie wychodziło.

(…)

Słyszałem opinie, że tak lekko jak u trenera Lavicki to piłkarze Śląska nigdy nie trenowali. Prawda?
Nie zgadzam się. Trener Lavicka stawiał może mniej na intensywność, ale bardzo mocno pracował nad taktyką, nad naszym ustawieniem, zachowaniem. Piłkarzom, którzy mniej grali, mogło brakować trochę tej wysokiej intensywności, ale ci, którzy co tydzień wychodzili w pierwszym składzie, na pewno byli gotowi do walki. Każdy trener ma swój styl i warsztat. Mnie treningi się podobały i uważam, że były dobre.

Trener Magiera ma w Polsce opinię świetnego fachowca od pracy z młodzieżą, a ty już do najmłodszych nie należysz…
Przez te kilka tygodni jakoś nie zauważyłem, aby trener Magiera miał problem ze starszymi zawodnikami. Myślę, że każdy może czuć się ważny w zespole. Najważniejsza jest forma sportowa, jeśli prezentujesz się dobrze, to trener musi na ciebie postawić, niezależnie, czy masz 20 czy 30 lat. Miałem rozmowę z trenerem Magierą i zapewnił mnie, że jeśli będę w najwyższej dyspozycji, to będę grał. Jeśli klub będzie chciał iść drogą stawiania na młodzież, to na pewno jest to dobry wybór z prostego powodu: obecny trener ma bardzo szeroki przegląd młodzieży z racji na funkcję, którą pełnił w ostatnich latach. Ale na pewno nie będzie tak, że nagle Śląsk zacznie grać samymi młodzieżowcami. W każdej drużynie musi być balans i zachowane proporcje pomiędzy zawodnikami młodymi, a doświadczonymi.

Masz kontrakt ze Śląskiem do 2022 roku. To będzie ostatni rok Roberta Picha w Polsce?
Nie wiem. Zobaczymy za rok, co się będzie działo. W Śląsku jestem bardzo długo, w żadnym klubie nie byłem dłużej. Z rodziną świetnie się czujemy we Wrocławiu, ale trudno cokolwiek zaplanować, szczególnie kiedy ma się małe dziecko. Oczywiście, jeśli będzie możliwość zostać dłużej i klub będzie mnie nadal chciał, to myślę, że nie będzie problemu i dojdziemy do porozumienia. Zobaczymy jednak, w jakiej będę formie oraz w którym miejscu będzie Śląsk.

W tym sezonie założyłeś kilka razy opaskę kapitańską. Duże wyróżnienie?
Kompletnie nie spodziewałem się, że dostąpię tego zaszczytu. Jestem z tego bardzo szczęśliwy, że trener i drużyna dali mi taką możliwość. Trener Lavicka zawsze przed sezonem wybierał kapitana i radę drużyny. Byłem chyba czwarty, a może nawet piąty w kolejce do opaski, ale tak się złożyło, że zawodnicy, którzy są w hierarchii wyżej niż ja, nie mogli zagrać z różnych przyczyn i padło na mnie. Każdy mecz, na który wychodziłem w roli kapitana, był dla mnie wielką dumą.

(…)

SPECIAL ONE WRACA DO WŁOCH. Maximus


– Nie jestem debilem – tymi słowami przywitał się z Italią w 2008 roku. Trzynaście lat później głupków zrobił z dziennikarzy, którzy jego zatrudnienia w Romie w ogóle nie brali pod uwagę.

TOMASZ LIPIŃSKI

Zazwyczaj w takich sprawach są świetnie poinformowani. Mają kontakty i nie wahają się ich użyć. Dlatego też parę tygodni, niekiedy nawet miesięcy przed oficjalną prezentacją nowego trenera lub piłkarza, już o tym piszą i na to przygotowują publikę. Oficjalny komunikat jest więc najczęściej zwykłą formalnością. Nie ma w sobie nic z zaskoczenia.

Widziany w lodziarni

Tym razem prasa szykowała kibiców Romy na Maurizio Sarriego. On miał chęci, plany i przyzwolenie na działanie od rodziny Friedkinów. Jeszcze w numerze z 4 maja „La Gazzetta dello Sport” ogłosiła na okładce, że Sarri wraca i dalej rozwinęła temat na jakich warunkach, a tego samego dnia w godzinach popołudniowych klub ogłosił zatrudnienie Mourinho. Doprawdy tego kalibru pomyłek w długiej historii cenionego dziennika zbyt wielu nie było. Dyrektor sportowy Thiago Pinto zmylił wszystkie dziennikarskie tropy. Miał inną wizję, może doznał nagłego olśnienia albo zwyczajnie jego portugalskiemu ciału bliższa była koszula rodaka Mourinho. Nie wiadomo. Ale to raczej właśnie jemu należy przypisać wywołanie efektu wow.

Mourinho w Romie! Ta informacje wprawiła większość ekspertów w konsternację. Kiedy już pierwszy szok minął, ich reakcje można było podsumować jednym zdaniem: – Liga będzie ciekawsza. Nawet jeśli nie same mecze Romy, to z pewnością to, co będzie się działo przed ich rozpoczęciem i po zakończeniu. Mourinho w pojedynkę tworzy medialny spektakl. Nikt tak skutecznie przed kamerami nie przechodzi z obrony do ataku, nie żongluje faktami, nie odwraca kota ogonem, nie zjednuje sobie wrogów, których zresztą w Serie A paru pracuje. Nieprawdaż, panowie Conte i Ranieri?

Kibice zwariowali. Na podaną informację reagowali niedowierzaniem przemieszanym z entuzjazmem. Niekłamanym entuzjazmem. W jednym momencie zapomnieli o wszystkim, co złe przyniósł ten sezon i oczami wyobraźni przenieśli się do następnego. Gotowi byliby zrezygnować z wakacji, żeby tylko już nastał przedostatni weekend sierpnia i mogli zobaczyć swoją La Magica pod wodzą nowego generała, gladiatora, cesarza. Jeśli tylko pandemia ustąpi i wróci stare, to dzięki temu ruchowi kampania abonamentowa z pewnością nabierze rozmachu i przyniesie wielkie wpływy. Tymczasem natychmiastowy efekt dało się zauważyć na giełdzie. Ceny akcji klubu podskoczyły o kilka procent. Pojawił się także ruch wśród sponsorów gotowych ogrzać się w blasku nowego szkoleniowca. Marketingowa machina dopiero się rozkręcała.

Do Wiecznego Miasta jeszcze nie przyleciał – prezentacja odbędzie się z wielką pompą w pierwszych dniach czerwca – ale już stał się widoczny w mieście. Na budynkach pojawiły się liczne murale: a to Mourinho na skuterze, a to wystylizowany na Juliusza Cezara z wieńcem laurowym na skroniach, a to z gladiatorskim mieczem niczym Maximus z filmu Ridleya Scotta. W lodziarniach pojawił się smak Special One. Ktoś inny wypuścił piwo pod tą nazwą i wizerunkiem Portugalczyka na etykiecie. Na rogu jednej z ulic pojawiła się tabliczka via Jose Mourinho. Rzym dostał skrzydeł i wzleciał ponad wszystkie kompleksy względem klubów z północy. Tego samego uczucia jakiś czas temu doświadczyli kibice Napoli wraz z zatrudnieniem Carlo Ancelottiego. Rzymianom i neapolitańczykom wydawało się przecież, że takie trenerskie tuzy pasowały tylko do Mediolanu i Turynu. Na swoje szczęście się mylili.

W Romie nawet już przywykli do eksperymentów w osobach Paulo Fonseki oraz, patrząc wstecz, Eusebio di Francesco, Rudiego Garcii czy znajdującego się na początku zawodowej ścieżki Luisa Enrique. Wymienienie tych nazwisk potwierdzało jednak jedno. Roma jak żaden inny klub we Włoszech otworzyła się i uwierzyła w zagraniczną myśl szkoleniową. Poszła więc pod prąd. Nie licząc zasymilowanych i wykształconych w Italii Chorwata Ivana Juricia czy Serba Sinisy Mihajlovicia, tak bardzo kosmopolityczna wśród piłkarzy Serie A, dla trenerów jest jednonarodowa. Włosi trzymają się stołków i niechętnie ustępują cudzoziemcom.

(…)

WSZYSTKIE PROBLEMY KANONIERÓW. Historia małżeńska



Na początku związku wszystko było idealne. Typowa romantyczna historia, w której jedna i druga strona czuła motyle w brzuchu. Im jednak dalej, tym więcej wad i niedociągnięć zaczęło wychodzić na wierzch i po półtora roku należy sobie zadać pytanie czy kontynuowanie tej relacji ma jeszcze sens?

GRZEGORZ GARBACIK

Porównania tego typu w przypadku Mikela Artety i Arsenalu nie są bezpodstawne. Kiedy bowiem ich związek się zaczynał, londyński klub znajdował się w sporym kryzysie sportowym i instytucjonalnym, natomiast młody menedżer zamierzał w końcu wyjść z cienia i rozpocząć pierwszą pracę na własny rachunek. Fakt, że taką szansę otrzymał właśnie w Arsenalu, gdzie zapisał piękną kartę jako piłkarz i kapitan, dodawał całej historii jeszcze większego znaczenia.

GUARDIOLA 2.0

Wśród kibiców Kanonierów wieść o nominacji dla Hiszpana wywołała prawdziwą euforię. Nie bez kozery. Wspomnienia Artety jako ważnej postaci zespołu miały tu oczywiście swoje znaczenie, jednak dużo ważniejsza była ocena szkoleniowca pod kątem jego trenerskich zdolności, a o tych przez lata krążyły w Premier League legendy. Wszystko oczywiście za sprawą jego współpracy z Pepem Guardiolą w sztabie Manchesteru City, gdzie był jego prawą ręką i najbardziej zaufanym człowiekiem. Wspomniane miejskie legendy głosiły z kolei, że to właśnie Arteta był stroną wiodącą w tej parze i to Guardiola miał czerpać pełnymi garściami z filozofii i spojrzenia na futbol swojego rodaka, a nie na odwrót.

Kiedy więc gruchnęła wiadomość, że młodszy Hiszpan przenosi się do Londynu, Guardioli towarzyszyły mieszane uczucia. Z jednej bowiem strony był dumny z tego, że jego wierny druh otrzymał możliwość pracy na własną rękę i to w tak wielkim klubie. Z drugiej jednak, zdawał sobie sprawę z tego, że traci niezwykle wartościowego współpracownika. Co ciekawe, opiekun The Citizens dał także jasno do zrozumienia, że jego relacje z Artetą nie przypominały układu mistrz i uczeń. – To nie jest tak, że go inspirowałem. Mikel do wszystkiego sam doszedł ciężką pracą – powiedział. – Trzeba jednak pamiętać, że każdy menedżer potrzebuje nieco czasu w nowym klubie i Arteta nie jest żadnym wyjątkiem.

Jak jednak pokazały pierwsze tygodnie pracy Hiszpana w Arsenalu, ten wcale nie domagał się czasu na aklimatyzację, a jego wejście do klubu niemal z marszu przyniosło dobre owoce. Drużyna Artety, w porównaniu do tego, co prezentowała za czasów schyłkowego Emery’ego, wskoczyła na dużo wyższy poziom, grając ofensywnie i z większym zaangażowaniem, czego pokłosiem była m.in. wygrana z Manchesterem United. Sam menedżer na każdej konferencji podkreślał z kolei to jak ważny jest powrót do wartości i odzyskania klubowej tożsamości, która po odejściu Arsene’a Wengera została zagubiona. Kibice byli wniebowzięci, a ich humorów nie popsuła nawet wpadka w postaci odpadnięcia w dość bolesny sposób z Ligi Europy.

(…)

JAK VILLARREAL DOBIJAŁ SIĘ DO FINAŁÓW EUROPEJSKICH PUCHARÓW. Do pięciu razy sztuka


Zwycięski remis na Emirates z Arsenalem i awans Villarrealu do finału Ligi Europy został przyjęty w Hiszpanii jako sprawiedliwy wyrok Boga Futbolu, który po prostu był coś winien ekipie Groguets, czyli Żółtych, i w końcu spłacił dług.

LESZEK ORŁOWSKI

Łzy szczęścia twórcy i prezydenta klubu Fernando Roiga po końcowym gwizdku sędziego na Emirates nikogo nie zdziwiły, a wszystkich wzruszyły. Dzieje pucharowych zmagań ekipy zwanej też Submarinos z rywalami i przeciwnościami losu to doprawdy wspaniała epopeja. Warto tę historię przypomnieć.

Fundamenty

Skąd się w ogóle wziął pomysł stworzenia na prowincji klubu o tak wielkich aspiracjach?

Zaczęło się od ojca obecnego sternika klubu. Pan Francisco Roig senior w latach 60. najpierw otworzył w Villarreal zakład rzeźniczy, a potem przekształcił go w niewielką sieć sklepów mięsno-spożywczych Carnicas Roig i przekazał dziedzictwo potomstwu. A było ono liczne, gdyż składało się z sześciu synów i jednej córki. W naszej historii role odegrało trzech synów Francisco: najstarszy, też Paco (urodzony w roku 1939), piąty – Fernando (1947) i szósty – Juan (1949).

Trzej bracia jako rzutcy przedsiębiorcy dali się poznać na początku lat 70., kiedy jedną po drugiej zaczęli zakładać w okolicy filie Carnicas Roig. Potem rozszerzyli asortyment, a w 1977 utworzyli spółkę akcyjną Mercadona. W 1981 roku miała ona siedemnaście sklepów w regionie Walencji, a w 2001 – 687 w całym kraju. Dziś jest jedną z największych hiszpańskich sieci supermarketów, a zarządzą nią Juan.

Kolejnym krokiem w budowie rodzinnego imperium biznesowego było wykupienie przez Fernando w latach 80. kontrolnego pakietu akcji Pamesy, największej firmy wykonującej płytki i kafelki w regionie Hiszpanii skupiającym 80 procent krajowej produkcji tej branży. Potem Juan i Francisco wykupili z klubu Valencia CF sekcję koszykarską i założyli zespół o nazwie Pamesa Valencia Basket Club. Wkrótce Francisco nabył akcje piłkarskiego VCF, trafił do jego zarządu, a w 1994 roku objął stanowisko prezydenta Che, które piastował do roku 1997. Fernando zaś, po przekształceniu Pamesy w giganta produkującego rocznie 90 milionów metrów kwadratowych płytek, został szefem wspomnianego klubu koszykarskiego. To tam zbierał sportowe szlify.

W 1997 roku postanowił zostać prezydentem Villarreal CF. W 2008 roku tak to tłumaczył w wywiadzie da portalu levante-emv: – Mieszkałem tutaj, chciałem coś zrobić dla tej ziemi… Za kontrolny pakiet akcji zapłacił równowartość dzisiejszych 360 tysięcy euro. Już rok później ekipa Submarinos weszła do Primera Division. Zaraz po awansie Roig zarządził przebudowę stadionu, która zwiększyła jego pojemność z 7,5 do 15 tysięcy widzów. Obecnie wchodzi nań 23,5 tysiąca kibiców.

Do dziś Fernando Roig pozostaje w Villarreal CF jedynowładcą, autokratą, jednak rządy sprawuje w sposób oświecony. – Ten klub i ten zespół ma tylko jednego lidera. To prezydent Fernando Roig – powiedział kiedyś chilijski trener Manuel Pellegrini. Dodał, że nigdy wcześniej ani później nie pracował w klubie tak dobrze zarządzanym, jak Villarreal. – Ten klub jest pod tym względem po prostu wzorem – stwierdził w wywiadzie dla „The Independent”. Chodziło mu także o to, że tutaj wszelkie problemy były i są rozwiązywane szybko. Nie obowiązuje ład korporacyjny, z kłopotem wchodzi się do gabinetu Roiga, a on od razu podejmuje decyzję.

Przyszedłszy do klubu, Roig zastał już w nim pracującego od 1994 roku Jose Manuela Llanezę; pozostawił go na stanowisku dyrektora sportowego i razem stworzyli silny klub. Ustalili, jak ma docelowo grać zespół Villarreal i do prowadzenia drużyn juniorskich jęli zatrudniać wyłącznie trenerów przygotowanych do nauczania ofensywnego futbolu, stosujących wyłącznie treningi z piłką. Tego trzymają się do dziś, a akademia Villarreal wypuściła wielu świetnych absolwentów. O rodzinny charakter klubu zadbał zatrudniając syna – Fernando Roiga Noguerolesa, który szybko został dyrektorem generalnym, córkę Elenę, przez wiele lat odpowiedzialną za relacje zewnętrzne i żonę Elenę, znaną malarkę, która została członkiem zarządu.

(…)

PEŁNE TEKSTY ZNAJDZIECIE W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (20/2021)

SPIS TREŚCI

4. TEMAT TYGODNIA: REPREZENTACJA POLSKI – RAPORT
8. 90 MINUT Z MARTINEM KONCZKOWSKIM
11. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA
12. DOGRYWKA Z ROBERTEM PICHEM
14. MOMENTY ZWROTNE ZAKOŃCZONEGO SEZONU EKSTRAKLASY
15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”
16. TOP 55: RANKING LIGOWCÓW 2020-21
20. ŚWIAT: MALEN OD A DO Z
22. FRANCUSKI RENESANS: FENOMEN N’GOLO KANTE
24. ARTETA – GŁÓWNY PROBLEM ARSENALU?
26. TWO ANGRY MEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI
28. JOSE W RZYMIE: JAK SMAKUJE SPECIAL ONE
30. JAK VILLARREAL WALCZYŁ O FINAŁY
33. VAR PO HISZPAŃSKU – WIELE HAŁASU O NIC
34. JULIAN NAGELSMANN PRZED NOWĄ MISJĄ
36. MUNDIAL W KATARZE, CZYLI ZA JAKĄ CENĘ?
40. FINISZ PKO BP EKSTRAKLASY: WSZYSTKO JASNE
48. WP W „PN”: CO SŁYCHAĆ U PAWŁA SKRZYPKA…
51. PIŁKA W TV
51. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO
52. DRUŻYNA NA ŻYCZENIE: BELGIA 1980

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024