Mocne teksty i wywiady. Oto nowa PN
Wtorek 25 maja to dzień ukazania się najnowszego wydania tygodnika „Piłka Nożna”. Jak zwykle w numerze znajdziecie mnóstwo ciekawych tekstów, analiz i wywiadów.
OPERACJA EURO JUŻ TRWA. Eurogorączka
Reprezentacja Polski rozpoczęła przygotowania do finałów mistrzostw Europy. Paulo Sousa do Opalenicy zabrał dwudziestu sześciu zawodników. Wpierw musiał jednak ogłosić ich nazwiska. No i zawrzało.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
Jeszcze przed podaniem listy powołanych zawodników na Euro, selekcjoner rozważał scenariusz, według którego kilku piłkarzy pojawi się w Opalenicy nieco wcześniej, aby pod jego okiem rozpocząć przygotowania do turnieju. Ostatecznie nic takiego nie miało jednak miejsca. Z dwóch powodów – po pierwsze czyniono starania, aby kluby pozwoliły kilku graczom na odpoczynek w ostatniej kolejce, ale nie było na takie rozwiązanie zgody. Po drugie – na wniosek piłkarzy, selekcjoner postanowił dać zawodnikom (tym, którzy zakończyli sezon jeszcze przed ostatnim weekendem) kilka dni wolnego – dostali za to rozpiski z ćwiczeniami do wykonania przed rozpoczęciem zajęć w Opalenicy.
Negocjacje z Chicago
Kadrowicze zatem mieli pojawić się w Wielkopolsce 24 maja i już na ten dzień zaplanowany był pierwszy trening – na początek zgrupowania w Opalenicy zaplanowane były również szczepienia zawodników jednodawkowym preparatem, wezmą w nich udział wyłącznie chętni. Do godziny zero, czyli meczu ze Słowacją w Sankt Petersburgu, pozostało zaledwie 20 dni, każdy z nich będzie na wagę złota. Portugalczyk nie zamierza tracić czasu, w planach reprezentacji nie są przewidziane, przynajmniej na razie, żadne dni wolne, w trakcie których zawodnicy dostaną czas na odwiedzenie rodzin czy załatwienie spraw związanych choćby z kontraktami reklamowymi, co w przeszłości się zdarzało. Zamiast tego selekcjoner postanowił, że do Opalenicy przyjadą rodziny piłkarzy. Z zakwaterowaniem nie będzie problemu, bowiem na czas zgrupowania kadra ma do dyspozycji ośrodek na wyłączność (podobnie będzie w przypadku hotelu w Sopocie, bazy turniejowej biało-czerwonych), co też ma związek z rygorem sanitarnym. Rodziny zawodników zameldują się w Wielkopolsce w najbliższą środę i zostaną na miejscu do niedzieli. W tym czasie sztab szkoleniowy planuje spotkania integracyjne. Pomysł jest trafiony, zwłaszcza że część graczy do Opalenicy przyjedzie niemal natychmiast po zakończeniu zmagań ligowych, a więc obecność najbliższych i chwila rozluźnienia mogą wpłynąć na ich formę psychiczną wyłącznie dobrze.
Wśród piłkarzy, którzy mieli dotrzeć do Opalenicy miał znaleźć się Łukasz Fabiański, co na chwilę stanęło pod znakiem zapytania, gdyż w minioną środę bramkarz West Ham United doznał urazu w trakcie rozgrzewki przed meczem z West Bromwich Albion. W czwartek Fabian przeszedł jednak badania w Anglii i na szczęście okazało się, że kontuzja nie wyklucza go z udziału w finałach mistrzostw Europy. Byłby to bowiem już piąty zawodnik, po Krystianie Bieliku, Jacku Góralskim, Krzysztofie Piątku oraz Arkadiuszu Recy, z którego usług nie mógłby skorzystać Sousa. Według prognoz – w pierwszych dniach zgrupowania bramkarz miał jednak trenować na mniejszych obrotach.
Niewiele brakowało także, aby początek przygotowań do Euro stracił Przemysław Frankowski. Wcale nie z powodu urazu. Klub, w którym występuje, Chicago Fire, pierwotnie nie chciał zezwolić na wcześniejszy przylot zawodnika do Polski. Okienko FIFA na mecze międzypaństwowe otwiera się bowiem dopiero 31 maja, a sezon Major League Soccer jest w trakcie. Na 29 maja Fire mają zaplanowany mecz z Montrealem, atmosfera w klubie jest napięta, gdyż zespół fatalnie zaczął sezon. Najmniejsza w tym wina Frankowskiego, zdecydowanie większe problemy Chicago ma w grze obronnej, co nie zmienia faktu, że trener Raphael Wicky zaczyna tracić grunt pod nogami, bo i poprzednie rozgrywki były w wykonaniu Fire mizerne. W negocjacje z klubem z Wietrznego Miasta włączył się Sousa, który zna dyrektora sportowego Fire, Georga Heitza (odpowiedzialny za sportowy projekt Chicago Fire, więc i jego pozycja się chwieje), z pracy w FC Basel. Szwajcar obstawał przy swoim, nie działały argumenty, że udział Frankowskiego w Euro 2020 to także świetny interes dla klubu, gdyż piłkarz może się wypromować, zielone światło na wcześniejszy przyjazd Frankowskiego do Polski zapalił jednak Wicky – niegdyś piłkarz, a więc człowiek rozumiejący, ile dla zawodnika znaczy udział w imprezie rangi mistrzowskiej.
Rozgoryczony Grosik
Czym jest udział w takim turnieju wie też Kamil Grosicki, ale smaku akurat Euro 2020 nie pozna, a przynajmniej wiele na to wskazuje (znalazł się na liście rezerwowej wytypowanej przez Sousę). Brak powołania skrzydłowego był jednym z dwóch największych zaskoczeń, na które zdecydował się Sousa. Z jednej strony ten ruch wydawał się logiczny, bo Grosicki niemalże przez cały sezon nie grał w pierwszym zespole West Bromwich. Z drugiej jednak – otrzymał powołanie na marcowe mecze eliminacji mistrzostw świata, dochodziły też sygnały, że piłkarz znajdzie się w kadrze na turniej. A już zwłaszcza że selekcjonerzy otrzymali możliwość powołania 26 zawodników, czyli o trzech więcej niż tradycyjnie.
– Na tym etapie rywalizacja wewnętrzna nie jest już nikomu potrzebna, dlatego Paulo Sousa słusznie postąpił, powołując od razu docelową kadrę na finały mistrzostw Europy. W ogóle mnie bardziej interesuje, jak zespół będzie wyglądał na boisku z wybranymi przez selekcjonera zawodnikami, niż to czy brakuje w kadrze jednego lub drugiego nazwiska. Na tym trzeba się teraz koncentrować, piłkarze muszą walczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce, a nie rozmyślać czy pojadą na turniej – mówi prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek. – Ja zapewne powołałbym dwóch innych graczy, może Bartka Kapustkę bądź Sebastiana Szymańskiego, ale nie po to zatrudniam Paulo Sousę, aby to było moje zmartwienie. Inna sprawa, że brak Kamila Grosickiego można bardzo łatwo wytłumaczyć, mnie selekcjoner nie zaskoczył powołaniami. Jest to bolesne, rozmawiałem z Kamilem już po ogłoszeniu nominacji trenera. W 1976 roku wystąpiłem we wszystkich meczach reprezentacji Polski, zdobywałem bramki, ale z dziennika telewizyjnego dowiedziałem się, że w kadrze na igrzyska olimpijskie w Montrealu zabrakło dla mnie miejsca, rozumiem więc rozgoryczenie Kamila. Szkoda mi go, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że tak właśnie się stanie.
Faktem jest, że Grosicki pretensje za brak powołania może mieć przede wszystkim do siebie. W styczniu miał otrzymać czytelny sygnał, że reprezentacja ma nowego selekcjonera, człowieka z zewnątrz, który będzie zwracał uwagę na to, czy piłkarze regularnie grają. Zawodnik w trakcie zimowego okna transferowego mógł zmienić klub, oferty leżały na stole, postanowił jednak zostać w Premier League. Ryzykował. Wiedział, jaka jest jego sytuacja w West Bromie i czym brak gry może się skończyć. W kontekście powołania na finały mistrzostw Europy, ryzyko się nie opłaciło.
To nie pokaz mody
Portugalczyk nie poinformował osobiście Grosickiego o swojej decyzji, choć kilkadziesiąt minut przed oficjalnym ogłoszeniem turniejowej kadry, próbował skontaktować się z zawodnikiem. Ten jednak miał nie odebrać telefonu. Inna sprawa, że w kadrze nie znalazł się niegrający Grosicki, a znalazł się jego rywal na skrzydle – również niegrający w klubie Przemysław Płacheta. Pytanie dlaczego jest o tyle uzasadnione, iż nie ulega wątpliwości, że to Grosicki prezentuje większą klasę piłkarską.
(…)
ROBERT LEWANDOWSKI POBIŁ HISTORYCZNY WYCZYN GERDA MUELLERA. A imię jego czterdzieści i jeden
Padł rekord, który paść nie miał prawa. 40 goli w jednym sezonie Bundesligi Gerd Mueller zdobył prawie pół wieku temu. Robert Lewandowski doznał wiosną kontuzji, która wykluczyła go z gry na cztery kolejne mecze, a i tak przebił wyczyn legendarnego snajpera. Czy w tej sytuacji znajdą się odważni gotowi twierdzić, że Polak nie przekroczy również granicy nieprzekraczalnej i nie zdobędzie więcej niż 365 bramek w Bundeslidze?
ZBIGNIEW MUCHA
Może tak się oczywiście stać. Może ta granica rzeczywiście nigdy nie zostać przekroczona, ale chyba tylko pod warunkiem, że RL9 opuści Bundesligę. Natężenie pogłosek o transferze polskiego napastnika jest ostatnio spore. Nie będziemy czarować – nie mamy w związku z tym żadnej wiedzy. To będzie decyzja Lewandowskiego, natomiast w interesie Bayernu nie jest pozbywanie się kury znoszącej złote jaja. Nawet jeśli owa kura jest droga w utrzymaniu, a 22 miliony euro rocznej pensji czyni z Polaka rekordzistę Monachium i okolic, mówiąc precyzyjniej – rekordzistę całych Niemiec.
365, czyli kuszenie Roberta
Gdzie jednak byłby dziś Bayern bez około 300 bramek zdobytych w sumie przez Polaka dla tego klubu? Pewnie miałby się nieźle, lecz raczej półka z trofeami byłaby uboższa. Poza tym to jednak prestiż mieć w szeregach gracza aktualnie i formalnie tytułowanego najlepszym na świecie. Tym bardziej że przez ćwierć wieku, od czasów Matthiasa Sammera – triumfatora Złotej Piłki Anno 1996, Bundesliga kogoś takiego nie miała.
Zatem Bayern nie będzie dążył do transferu, pytanie co z nastawieniem i motywacją piłkarza? Kapitan biało-czerwonych zdaje sobie sprawę, że w Monachium wygrał już wszystko, że zbudował sobie pomnik, jakiego nigdzie indziej na świecie nie skopiuje, a może nawet nie zdążyć wznieść cokołu. Że przełamał barierę niemożności – jako przedstawiciel mniej medialnej Bundesligi zapracował na tytuł FIFA THE BEST, umiejętnie zajmując lukę pozostawioną przez Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Ma blisko 33 lata, ale to wciąż wiek, w którym można wiele, a nawet wszystko. Zarobił już tyle, że pewnie więcej nie potrzebuje, choć to karkołomne założenie. Jego agent Pini Zahavi wie, że w tej chwili Robert to produkt klasy premium. Za dwa lata, kiedy wygaśnie jego kontrakt z Bawarczykami, takim już być nie musi. Według portalu Sport1. de Zahavi chce zapewnić Polakowi ostatni, złoty kontrakt. Dlatego może nalegać na transfer na przykład za rok, nie czekając lata 2023, biorąc pod uwagę scenariusz, że Bayern wówczas nie przedłuży z Polakiem umowy na królewskich warunkach, tak jak nie porozumiał się z Davidem Alabą, również podopiecznym Zahaviego. – On dokładnie wie, jak działa Bayern. Kiedy rynek transferowy zostanie otwarty 1 lipca, pojawią się tysiące plotek, również na temat Bayernu. Ważne jest, aby fakty zawsze przemawiały na naszą korzyść – powiedział w rozmowie z „Bildem” Karl-Heinz Rummenigge i podkreślił: – Robert Lewandowski zostanie u nas. Kto sprzedaje zawodnika, który zdobywa 60 bramek rocznie?
To raz, a dwa, pozostaje coś jeszcze, mianowicie – 365…
– Tego osiągnięcia z pewnością nie pobiję – mówił niedawno Lewandowski. Ale co miał powiedzieć? Że owszem, pobije, czemu nie? Jego przekaz był naturalny, tak należało powiedzieć, natomiast w głowie myśli z reguły kołaczą się różne. Brakuje mu niespełna 90 goli, by zostać najlepszym strzelcem w historii Bundesligi i zrobić coś, przy czym przekroczenie „czterdziestki” w jednym sezonie to śmieszny żart. 365 to niby dużo, wręcz ogromnie dużo, lecz przy jego regularności – w zasięgu. W ostatnich sześciu sezonach zdobywał średnio ponad 30 bramek w rozgrywkach. Wystarczy, że podtrzyma tempo, które akurat wraz z upływem czasu zdaje się w jego przypadku… rosnąć: 2015-16 – 30, 2016-17 – 30, 2017-18 – 29, 2018-19 – 22, 2019-20 – 34, 2020-21 – 41.
Na razie uporał się z jednym rekordem. Zrobił coś, co być może wielu Niemcom nie było w smak – przeskoczył Gerda Muellera, pomnik narodowy, nie tylko monachijski. „Bomber der Nation” – tak na niego mówiono i wciąż się mówi. Lewandowski zrobił to na przekór własnym problemom zdrowotnym i sondażom. Jeszcze na początku maja „Bild” przekonywał, że o rekord będzie bardzo trudno, jako że tylko raz w karierze udało mu się zdobyć 4 bramki (tyle wówczas potrzebował do wyrównania rekordu) w trzech ostatnich kolejkach rozgrywek. Lewy dał odpowiedź: tym razem zdobył w trzech ostatnich meczach 5 bramek.
Sezony rzeczy niezwykłych
Kontuzja wykluczyła go z czterech kolejek w decydującej fazie sezonu, a jesienią pauzował w jednej. Kilka razy zdarzyło się, że schodził wcześniej z boiska, w przypadku Muellera takie rzeczy się nie zdarzały. On z reguły grał wszystko – od początku do końca. Jego się „nie zdejmowało”. Kiedy już pod koniec kariery w Bayernie uczynił to Pal Csernai, wybuchła afera narodowa. Mueller nie był już tym samym wielkim Muellerem, szykował się do emerytury, ale mimo to decyzję trenera odebrał jako policzek. – Csernai to zero – obwieścił. Urażony, w wieku 33 lat musiał udać się w podróż na piłkarskie saksy do Ameryki. To także znak czasów. Dziś 33-letni Lewandowski osiągnął dopiero wysokość przelotową, a do Ameryki też pewnie w końcu poleci, tyle że za jakieś trzy lata.
W każdym razie w historycznym sezonie 1971-72 nikt nie odważył się zdjąć Muellera z boiska ani razu. To z jednej strony okoliczność sprzyjająca biciu rekordów, ale też wyczerpujące tempo mocno musiało nadszarpywać siły Bombowca, przecież po drodze reprezentacja RFN rozgrywała pamiętne mecze z Anglią, a w czerwcu rozbiła wszystkich w turnieju finałowym mistrzostw Europy. Poza tym w historycznym sezonie Gerd nie strzelał rzutów karnych! Podchodził trzykrotnie w pierwszych dziesięciu kolejkach, zmarnował wszystkie próby, więc dla dobra drużyny zrezygnował. Lewandowski – też dla dobra drużyny – strzela, bo myli się akurat rzadko: w tym sezonie na 9 prób zdobył 8 bramek.
W kompletnie innym nastroju obaj panowie zaczynali swoje sezony. Lewandowski do rozgrywek przystępował w szampańskim humorze. Sezon wcześniej zdobył wszystko, co było do zdobycia – indywidualnie i drużynowo, a zimą obwołano go oficjalnie najlepszym piłkarzem świata. Z kolei Mueller był wściekły, bo w edycji 1970-71 w snajperskiej konkurencji wyprzedził go szerzej poza Niemcami nieznany Lothar Kobluhn z Rot-Weiss Oberhausen. Gerd był tak zły, że nawet na urlopie pracował jak szalony, a na pierwszy trening stawił się kompletnie odmieniony – przede wszystkim fizycznie. W lutym 1972 roku wbił Oberhausen, z Kobluhnem w składzie natuerlich, pięć goli. Rozpędzał się bardzo powoli, o rekordzie zrazu nie myślał, chciał tylko odzyskać koronę. Może dlatego w trakcie sezonu odrzucił kuszącą ofertę z Feyenoordu Rotterdam.
Poza wszystkim tamten sezon był dość niezwykły, bo naznaczony stygmatem wielkiej afery. Wicemistrzowie Anno 1972, FC Schalke 04, nazywani byli od pewnego momentu FC Meineid 04 (meineid – krzywoprzysięstwo). A zaczęło się wszystko latem 1971 roku, kiedy prezes zdegradowanego Kickers Offenbach ujawnił taśmy prawdy. Były na nich głosy ważnych ludzi Bundesligi, którzy bez skrępowania rozmawiali o kupowaniu i sprzedawaniu meczów w sezonie feralnym dla Kickers. Oczywiście Herr Canellas sam próbował kupować, prowadził szerokie negocjacje, ale i skrzętnie archiwizował nagrane rozmowy. Wybuchła bomba, która mało co nie zrujnowała i nie pogrzebała zaledwie kilkuletniego dziecka, jakim wówczas była Bundesliga. Wielkie śledztwo trwało latami, kilka klubów mocno zostało pobrudzonych korupcyjną aferą, kilkudziesięciu piłkarzy również, zawodnicy Schalke szli długo w zaparte, kłamali przed sądem, groziło im więzienie. Skończyło się na dyskwalifikacjach, między innymi przez rok w Bundeslidze nie mógł grać Klaus Fischer, trzeci w historii snajper Bundesligi, ten sam, którego Lewy niedawno dopiero zdystansował…
Reputacja ligi i futbolu została mocno nadszarpnięta. Trybuny starego stadionu Bayernu, Gruenewalder (to o nim Franz Beckenbauer mówił, że gdyby nie bramki Muellera, wciąż piłkarze Bayernu musieliby przebierać się w drewnianej szopie…), zapełniały się ledwie w połowie, mimo że ich ulubieńcy szli po tytuł. Kibice jednak stracili zaufanie do Bundesligi. W takich okolicznościach Bomber wyśrubował nieprawdopodobny wynik.
(…)
ZNÓW ANGIELSKI FINAŁ LIGI MISTRZÓW. Solniczki kontra pieprzniczki
Patrząc na końcową tabelę Premier League, notowania bukmacherów przed startem imprezy i przed jej wiosenną fazą, na to wszystko wreszcie, co działo się w obu klubach w całym mijającym sezonie, za murowanego faworyta starcia Manchesteru City z Chelsea należałoby uznać ten pierwszy zespół. Jednak jest inaczej: mecz w Porto nie ma faworyta.
LESZEK ORŁOWSKI
Pandemiczna przerwa w rozgrywkach futbolowych wywołana atakiem koronawirusa wiosną 2020 roku najmocniej zaszkodziła klubom angielskim. W 2019 roku wszystkie cztery miejsca w finałach europejskich pucharów zostały obsadzone przez ekipy z Premier League, w 2020 nie było w nich ani jednej, teraz zaś są trzy. Nikt by się akurat tego nie spodziewał, przecież latami powtarzano tezę, że angielskie zespoły są wiosną bardziej zmęczone niż inne i dlatego dostają baty. A tymczasem dostały je akurat wtedy, gdy sobie odpoczęły, zaś w normalnym cyklu drugi raz z rzędu Premier League pokazuje Europie zadek.
Turbulencje
Obie drużyny wielkim meczem zwieńczą sezon, który nie od początku układał się po myśli ich kibiców. Manchester City wystartował fatalnie, po 9. kolejkach, mając jeden mecz rozegrany mniej, zajmował 13. miejsce w tabeli i powoli zaczęły pojawiać się tezy, że cykl Pepa Guardioli w tym klubie dobiegł końca, że zespołowi potrzeba nowego menedżera. Szefowie MC szybko ukręcili łeb podobnym spekulacjom, podpisując akurat wtedy z Katalończykiem nowy kontrakt. A prawda okazała się inna: team Guardioli po prostu powoli się rozkręcał, zawodnicy nie potrafili wybudzić się z letniego letargu. W końcu jednak doszło do kilku szczerych rozmów między nimi w szatni, sprawy w swoje ręce wziął lider zespołu, doświadczony Brazylijczyk Fernandinho i kryzys udało się zażegnać, drużyna wyszła na prostą. Przegrany 22 listopada 0:2 mecz z Tottenhamem Jose Mourinho był ostatnią porażką aż do derbów z Manchesterem United rozegranych 7 marca. Między tymi datami zespół odnotował 17 zwycięstw i 2 remisy, oba zresztą jeszcze w grudniu. Sprawa tytułu mistrza Anglii rozstrzygnęła się de facto zanim wiosną wróciła Liga Mistrzów, The Citizens mogli się skoncentrować na tych rozgrywkach.
Droga Chelsea przez sezon była jeszcze bardziej ciernista. Frank Lampard nie okazał się drugim Guardiolą w Barcelonie ani Zidanem w Realu. Zespół pod jego wodzą tkwił na mieliźnie, z której nie potrafił się ruszyć. W końcu po 19. kolejce i przegranej 0:2 z Leicester, po której The Blues wylądowali na 9. miejscu w tabeli, Roman Abramowicz podjął decyzję o zmianie sternika. Akurat do wzięcia był Thomas Tuchel, który wyleciał z PSG, więc bez wahania się na niego zdecydował. Chelsea pod wodzą Lamparda w 19 kolejkach zdobyła 29 punktów, pod wodzą Tuchela w 18 (nie wliczając ostatniej serii spotkań) – 38 i zapewniła sobie miejsce w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Różnic między pracą poprzedniego i obecnego menedżera zespołu jest wiele, najważniejszą można wyrazić jednym zdaniem: Lampard stawiał na wychowanków, Tuchel na najlepszych. Symbolem tej zmiany myślenia jest utrata pozycji w zespole przez Calluma Hudsona-Odoi.
Najlepsze wiosną
Faworyta więc nie ma, bo przepaść w tabeli między obiema ekipami powstała w początkowym etapie sezonu, a do finału Ligi Mistrzów obie dotarły bez większych problemów (Manchester wiosną: 2:0 i 2:0 z Borussią Mgl, 2:1 i 2:1 z Borussią D., 2:1 i 2:1 z PSG; Chelsea 1:0 i 2:0 z Atletico, 2:0 i 0:1 z Porto, 1:1 i 2:0 z Realem). Jeśli brać pod uwagę tylko 2021 rok, finaliści Ligi Mistrzów są zdecydowanie najlepsi w Premier League. Do 37 kolejki włącznie City zdobyli w tym okresie 42 punkty, a Chelsea 38. Ponadto to Chelsea wygrała z City 8 maja, już po awansie obu zespołów do finału. Oczywiście wynik tamtego meczu – 2:1 dla grających na wyjeździe The Blues – oraz jego przebieg nie mogą być postrzegane jako zapowiedź scenariusza finału, gdyż obaj trenerzy zachowali w rezerwie kilku kluczowych zawodników. Zwłaszcza Guardiola wystawił osobliwy skład, w którym jedynym środkowym pomocnikiem był Rodri, a za rozgrywanie odpowiadali Raheem Sterling i Ferran Torres. To była lekka kpina, ostentacja. Niemniej także wskutek bardzo dobrej, pewnej gry Chelsea, Guardiola pierwszy raz w trenerskiej karierze (220 meczów w Primera Division, Bundeslidze i Premier League) zaliczył drugą z rzędu porażkę w meczu domowym.
Zmiana trenera w trakcie sezonu to dla Chelsea jedyny sposób, by dotrzeć do finału Ligi Mistrzów. Sezon 2007-08, gdy dokonała tego po raz pierwszy, zaczynał przecież Mourinho, a w decydującym, przegranym po karnych, boju z Manchesterem United zespół prowadził Avram Grant, który zajął miejsce Portugalczyka już 7 września. W kampanii 2011-12 aż do 12 marca zespół prowadził inny Luzytanin, Andre Villas-Boas, by potem ustąpić miejsca Roberto Di Matteo, a ten doprowadził drużynę do finału wygranego po karnych z Bayernem. Gdyby prawo serii miało działać, w Porto też powinno dojść do jedenastek. Jednak patrząc na wyniki Manchesteru City, taki wynik wydaje się zupełnie nieprawdopodobny. Od remisu z West Bromem 15 grudnia drużyna Guardioli (znów nie wliczając starcia ostatniej kolejki ligowej) zaliczyła passę 39 meczów bez remisu (34 zwycięstwa, 5 porażek) we wszystkich rozgrywkach.
(…)
PODSUMOWANIE SEZONU W BUNDESLIDZE. Pożegnanie giganta
Wprawdzie mistrzem Niemiec znowu został Bayern Monachium, z innych szokujących wiadomości woda jest mokra, miniony sezon był jednak intensywny i co kolejkę elektryzował emocjami, zwrotami akcji oraz strzeleckimi rekordami. Nawet najbardziej wybredny miłośnik Bundesligi nie mógł narzekać na nudę.
MACIEJ IWANOW
Bawarczycy nie są już zwykłym krajowym dominatorem. Po tytuł sięgnęli po raz dziewiąty z rzędu, a trzydziesty w bundesligowej historii. Od nowego sezonu na ich koszulki zawita piąta gwiazdka. Bayern miał w tym sezonie wiele problemów i przez długi czas nie przypominał flickowego walca z poprzedniego roku. Defensywa absolutnie nie była na mistrzowskim poziomie, skrzydła Bayernu momentami wołały o pomstę do nieba, a całość dopełniała krótka ławka rezerwowych i brak jakościowych zmienników. W cieniu gabinetów i na łamach tabloidów toczył się spór kompetencyjny pomiędzy trenerem Hansim Flickiem a dyrektorem sportowym Hasanem Salihamidziciem. Wystarczył jednak trójgłowy potwór w osobach Manuela Neuera, Thomasa Muellera i Roberta Lewandowskiego. To dzięki nim Bayern nie musiał bać się o detronizację. Dumę Bawarii można pokonać w jednym meczu, nawet w kilku, ale na dystansie pełnego sezonu jest to niemożliwe. Kolejny raz nikt nie potrafił wykorzystać problemów mistrza Niemiec, gdy aż o to się prosiło. Niemniej Bayern na tytuł zasłużył.
(…)
Biało-czerwona Bundesliga
Robert Lewandowski bijąc rekord Gerda Muellera, trafił na karty historii, a z pewnością ma apetyt na więcej. Swoją pozycję ugruntował Rafał Gikiewicz. Wprawdzie jego FC Augsburg zaliczył słaby rok, praktycznie do końca walcząc o utrzymanie, podczas gdy poprzedni pracodawca sensacyjnie awansował do europejskich pucharów, to bramkarz nie ma sobie nic do zarzucenia. Awansował do golkiperskiej czołówki w Bundeslidze i gdyby był młodszy, kto wie czy nie upomniałyby się o niego większe kluby. Bezkompromisowy charakter i wysokie umiejętności – to u bramkarza wymagane cechy i Gikiewicz błyskawicznie kupił augsburskich kibiców. Ale to żadna niespodzianka. W czasach gry w Eintrachcie nie musiał nosić portfela po mieście, w Unionie stał się bohaterem historycznego awansu.
Jego kolega z drużyny Robert Gumny ma za sobą udany sezon. Wprawdzie zmagał się z trudnościami i często miał problemy, by wywalczyć miejsce w podstawowym składzie, to jednak końcówka rozgrywek była w jego wykonaniu piorunująca. Gumny szybko się uczy. O ile wejście do Bundesligi było dla niego szokiem kulturowym, z czasem znakomicie się zaaklimatyzował, zbierając dobre recenzje i pozwalając sobie od czasu do czasu na beztroskie sztuczki techniczne. A to świadczy o coraz większej pewności siebie.
Słaby sezon zanotował Krzysztof Piątek z berlińskiej Herthy. Siedem bramek to za mało jak na napastnika, za którego zapłacono duże pieniądze. Kolejny raz zawiódł i gdyby nie kontuzja wykluczająca go z gry na kilka miesięcy, niechybnie opuściłby klub latem. A tak przeczeka zawirowania związane z wyborem nowego trenera i wróci z czystą kartą na nowe rozdanie. Tyle że inwestor, Lars Windhorst, nie ma zamiaru przestać pompować pieniędzy w klub, więc można oczekiwać nowego napastnika, a Piątek bez wyjątkowej poprawy boiskowych poczynań stoi na straconej pozycji. Bez fizyczności, bez umiejętności zastawienia się, bez zdolności wykreowania kolegom miejsca i z miernym wykończeniem własnych sytuacji ciężko sobie wyobrazić Piątka w głównej roli berlińskich planów podboju Bundesligi.
Ogromnego pecha miał Bartosz Białek. Od początku było wiadome, że to dla Wolfsburga projekt na przyszłość i stopniowo ma nabierać doświadczenia oraz uczyć się nowych realiów. Recenzje zbierał bardzo dobre. Wprawdzie wchodził na ogony, to jednak zdążył zdobyć dwie bramki w debiutanckim sezonie. Trener Glasner chwalił jego zaangażowanie na treningach. Białek mógł patrzeć z optymizmem w przyszłość do czasu, gdy na treningu zerwał więzadło krzyżowe. W przyszłym sezonie Wolfsburg będzie grał na trzech frontach, więc po powrocie do zdrowia Polak szansę na grę dostanie. Ma potencjał, by być godnym zastępcą Wouta Weghorsta, choć nie zdarzy się to w rok czy dwa.
Łukasz Piszczek zakończył bundesligową karierę. I to jak zakończył! Z Pucharem Niemiec, z powrotem do podstawowej jedenastki na końcówkę sezonu. Łukasz odchodzi jako legenda Borussii Dortmund. Zdjęcia podrzucanego do góry Piszczka przez kolegów będą wspominane po latach. Piszczka nie zapomną w Zagłębiu Ruhry nigdy. 382 spotkania w barwach Borussii, dwa mistrzostwa Niemiec, trzy Puchary Niemiec – gigant. A zakończenie profesjonalnej kariery nie mogło nastąpić w lepszym momencie, niż trzymając w górze puchar. Borussia miała w tym sezonie wzloty i upadki, polski obrońca gdy okazywał się potrzebny, bez mrugnięcia okiem wchodził na boisko pomagał kolegom przekształcić pozornie przegrany sezon w całkiem udany.
Sezon zakończył się ledwie kilka dni temu, ale już zaczyna się odliczanie do wznowienia rozgrywek. Wszak wedle popularnego motta: Nach dem Spiel ist vor dem Spiel, czyli po meczu jest przed meczem. Jak poradzi sobie w Bayernie Nagelsmann, jakich roszad trenerskich dokonają pozostałe kluby, czy Hertha zrobi w końcu kolejny krok do przodu, stosowny do nakładów finansowych, czy Robert Lewandowski będzie znowu w tak gigantycznym gazie?
CAŁE TEKSTY UKAZAŁY SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”
SPIS TREŚCI
4. TEMAT TYGODNIA: BIAŁO-CZERWONI ROZPOCZĘLI PRZYGOTOWANIA DO EURO
7. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA
8. 90 MINUT Z DAMIANEM KĄDZIOREM
11. WYBOISTA DROGA POLSKICH KLUBÓW DO RAJU
12. KTO WYKORZYSTAŁ SEZON PRZEJŚCIOWY W EKSTRAKLASIE
13. KAMIL PIĄTKOWSKI MŁODZIEŻOWCEM SEZONU PKO BANKU POLSKIEGO
14. NAJLEPSI W MAJU W EKSTRAKLASIE
15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”
16. KLUB PO KLUBIE: PODSUMOWANIE SEZONU EKSTRAKLASY
20. ŚWIAT: BURAK YILMAZ OD A DO Z
22. DLACZEGO GWIAZDY CHCĄ ODEJŚĆ Z REALU?
23. SHOWMAN POPROWADZI FINAŁ LIGI MISTRZÓW
24. WYMAZYWANIE STARYCH REKORDÓW W SERIE A
26. TWO ANGRY MEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI
28. JAK BRENDAN RODGERS PRÓBOWAŁ PRZECHYTRZYĆ KONKURENCJĘ
30. ROBERT LEWANDOWSKI POBIŁ HISTORYCZNY WYCZYN GERDA MUELLERA
34. PODSUMOWANIE SEZONU W BUNDESLIDZE
36. NAJLEPSI W NIEMCZECH, CZYLI JEDENASTKA ROZGRYWEK 2020-21
37. GDAŃSK WITA WAS – PRZED FINAŁEM LIGI EUROPY
38. ZAPOWIEDŹ ANGIELSKIEGO FINAŁU LIGI MISTRZÓW
43. PIERWSZOLIGOWA ROZMOWA Z DANIELEM RUMINEM
47. WITAMY W II LIDZE – WISŁA PUŁAWY
48. WP W „PN”: NICOLI ZALEWSKIEGO DROGA DO RZYMU
51. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO
52. DRUŻYNA NA ŻYCZENIE: MANCHESTER CITY 1970