W kioskach, salonach prasowych, a także za pośrednictwem naszej aplikacji na Androida i IOS czeka już na Was nowy numer tygodnika „Piłka Nożna”. Poniżej prezentujemy fragmenty tekstów i wywiadów, które możecie znaleźć w środku. To jednak nie wszystko, gdyż nr 48 jest po brzegi wypchany dobrą treścią. Sprawdźcie koniecznie!
ZMARŁ DIEGO MARADONA. NIE MA IDOLA
Diego umarł. Umarł najlepszy piłkarz jakiego widział świat. Wiadomo, kim jest Messi, kim Romario, Ronaldo jeden i drugi. Uwielbiani byli Ronaldinho i Zidane, ale Diego zamieniał wodę w wino, a ogórków w piłkarzy. Przyznał to nawet wspaniały Davor Suker, mówiąc, że karierę dzieli na czas do i po spotkaniu boskiego Diego.
BARTŁOMIEJ RABIJ
Mój pierwszy kontakt z Diego to mundial w Hiszpanii. Czekałem na niego. Ojciec, wujkowie opowiadali o nim cuda. Malutki brodacz z czarną czupryną niby nie błyszczał, Argentyna przepadła, a dla niego impreza skończyła się po czerwonej kartce przeciwko Brazylii, ale to wystarczyło. Na pierwszy rzut oka widać było iskrę Bożą, ogromny talent, technikę rozbudzającą emocje u dzieciaków.
Po tym mundialu, podczas którego zobaczyłem Zico, Edera, Falcao, Socratesa, Juniora i Maradonę, moje wyobrażenia na temat piłki nożnej zmieniły się na zawsze. Łaknąłem potem wszelkich kontaktów z piłką techniczną, utożsamianą z Ameryką Południową. Wtedy na mecze się czekało. W piątki zapowiadano kolejkę ligową graną w soboty i niedziele, w poniedziałki ją podsumowywano, we wtorki na pucharową środę, w czwartki szukało się wszelkich informacji o meczach zagranicznych drużyn. To był czas romantycznego poszukiwania idoli, których zawsze było za mało. W czasach, w których piłkę w telewizji ogląda się przez siedem dni w tygodniu, w dobie futbolu piłkarskich korporacji wspomnienie tamtych czasów jest powrotem do epoki, gdy piłka dopiero stawała się biznesem.
Z biedy do bogactwa
Miał 13 lat, kiedy zaczął zarabiać na futbolu, bawiąc w przerwach meczów Argentinos Juniors kibiców zgromadzonych na trybunach. Diego wyczyniał sztuczki ekwilibrystyczne, wprawiając kibiców w ekstazę. Dwa lata później klub już płacił mu pensję, a 15-latek wziął na utrzymanie najbliższych. Rodzice i rodzeństwo dzięki jego pracy mogli wynieść się z biednych przedmieść Buenos Aires do normalnego mieszkania. Kiedy miał 18 lat, w Argentynie toczyła się wielka dyskusja na temat jego absencji podczas mundialu. Przed – bo obawiano się, że gospodarze mogą turnieju nie wygrać, po – bo przez następne miesiące, fantastycznymi występami w lidze argentyńskiej Maradona przekonywał, że jest na poziomie najlepszych piłkarzy reprezentacji.
Poprowadził Argentynę do pierwszego mistrzostwa świata U-20. Europa chciała go już w 1980, ale wtedy transferów nie załatwiało się jak dziś. Wypatrzyć piłkarza nie oznaczało kupić. Po pierwsze, kupowało się tylko latem, po drugie – limit obcokrajowców wynosił dwóch, więc chcąc Maradonę, kogoś trzeba było sprzedać.
Nim fama się rozniosła, Diego za rekordową w Ameryce Południowej sumę czterech milionów dolarów przeszedł do Boca Juniors. Różni ludzie różnie wspominają ten transfer, ale po latach można odnieść wrażenie, że działacze Boca postanowili zagrać va banque: kupujemy najlepszego piłkarza, by szybko go sprzedać. Cztery miliony dolarów było górą pieniędzy, a jeszcze potężna pensja i dom. Żartowano po latach, że gdyby Maradona złapał poważną kontuzję i musiał zostać na kilka lat w Boca, klub poszedłby z torbami. Ale po genialnych kilkunastu miesiącach na Bombonerze, Maradona wreszcie trafił do Barcelony, kręcącej się wokół niego od 1980 roku.
(…)
***
POSZUKIWANIE NORMALNOŚCI. WPŁYW PANDEMII NA FINANSE W PKO BANK POLSKI EKSTRAKLASIE
Koronawirus zbiera żniwo na wszystkich frontach. Wiele gałęzi gospodarki jest zamrożonych, co rusz dowiadujemy się o nowych obostrzeniach, firmy walczą o przetrwanie. A jak wygląda sytuacja finansowa w ligowych klubach?
PAWEŁ GOŁASZEWSKI
Kiedy w marcu rozgrywki ligi polskiej wyhamowały, wielu prezesów zastanawiało się jak związać koniec z końcem. Były obawy przed utratą świadczeń sponsorskich, a to oznaczałoby potężne dziury w budżetach. PKO Bank Polski Ekstraklasa jednak jako jedna z pierwszych lig w Europie wznowiła rozgrywki, co było znakomitą informacją dla wszystkich: prezesów – bo to oznaczało, że transze od największych sponsorów będą niezmiennie wpływały do klubowych kas; piłkarzy i trenerów – ponieważ mogli dokończyć rywalizację w formie sportowej, a nie przy zielonym stoliku; kibiców – gdyż mogli emocjonować się futbolem i przynajmniej na chwilę zapomnieć o kolejnych wynikach zakażeń COVID-19.
Dzień meczowy
Od dziewięciu miesięcy sytuacja w futbolu na całym świecie nie jest kolorowa. Nawet tak wielkie kluby jak Barcelona były zmuszone do cięć wynagrodzeń. W Polsce nie było inaczej. Wiosną toczyła się głośna dyskusja na temat obniżki pensji piłkarzy, trenerów i innych pracowników klubowych. Zgodnie z uchwałą Ekstraklasy, obniżka miała obowiązywać do minimum pierwszego meczu ligowego w Ekstraklasie rozgrywanego jako impreza masowa z udziałem publiczności, jednak nie krócej niż do zakończenia sezonu rozgrywkowego 2019-20 lub do 30 czerwca 2020 – w zależności od tego, które z tych zdarzeń nastąpi później. Dzisiaj zatem piłkarze pobierają już sto procent wynagrodzeń (chyba że drużyna porozumiała się z władzami klubu inaczej), a widzów na trybunach znowu nie ma…
Kibice wrócili na trybuny w pierwszej kolejce rundy finałowej. Początkowo organizator mógł wpuścić na obiekt maksymalnie tyle osób, aby wypełnić 25 procent pojemności stadionu. Połowa trybun mogła być wypełniona od początku rozgrywek 2020-21. Wraz ze wzrostem zakażeń rząd ponownie zabronił obecności widzów na wydarzenia sportowe – nie tylko w sporcie profesjonalnym, ale także amatorskim. Nawet mecze dziecięce muszą odbywać się bez udziału kibiców.
– Obecnie imprez masowych nie ma, ale wydatki związane z najmem stadionu się utrzymały – mówi Agnieszka Syczewska, wiceprezes Jagiellonii Białystok. – Niezależnie od tego, czy mogliśmy wpuścić na stadion 25 czy 50 procent kibiców, i tak musieliśmy zgłosić spotkanie jako imprezę masową. Nasz klub zaczyna zarabiać na meczu, kiedy trybuny wypełnią się w co najmniej 50 procentach pojemności. W trakcie pandemii trzeba było dokładać z klubowej kasy do organizacji spotkań. Trzeba przecież opłacić służby porządkowe, a do tego jeszcze zakupić środki dezynfekujące dla wszystkich widzów itp.
(…)
***
BYŁO, MINĘŁO… Z MIROSŁAWEM OKOŃSKIM. MISTRZOWIE PIŁKARSKIEJ KRYTYKI
Legenda Lecha, ale też były piłkarz Legii, Hamburger SV i AEK Ateny ze względu na COVID-19 i wcześniejsze perypetie zdrowotne dużo czasu spędza w domu. W ostatnich miesiącach wychodzi tylko po to, żeby zrobić badania lekarskie. Piłkę nożną ogląda nałogowo w telewizji i traci nerwy podczas ligowych spotkań Kolejorza.
JAROMIR KRUK
(…)
Kto z młodych piłkarzy Lecha może zrobić największą karierę? Po Kubie Moderze widać już zmęczenie. Rozegrał w tym sezonie sporo meczów, a wymaga się od niego, by cały czas prezentował optymalną formę. Z drugiej strony, nie podoba mi się, że do jego i innych utalentowanych piłkarzy z Lecha podchodzi się jak do młodzieżowców. Jaki z Kuby młodzieżowiec? To już senior z ograniem w reprezentacji Polski. Dzięki grze w Europie Moder i koledzy zdobywają cenne doświadczenie, ale oceniając ich, trzeba pamiętać, że nie da się grać na sto procent non stop. A Kuba to dobry zawodnik, choć mam wątpliwości czy sobie poradzi w Anglii. Lepsza dla niego byłaby Hiszpania, Włochy, a na pewno Bundesliga. Oglądam dużo Premier League i widzę jak się tam szybko gra. Moder lubi przyjąć piłkę, podać, uderzyć, ale nie biega tak, jak się wymaga tego w Anglii. Może jednak potrzebuje takiej zmiany i wejdzie w trans. Gdyby miał zdrowie Tymka Puchacza, byłoby mu łatwiej.
A co pan miał w głowie mając 20 lat? Teoś Napierała, Romuald Chojnacki, Zbyszek Gut, Józek Szewczyk, jeszcze paru innych starszych kolegów zadbali o moją piłkarską edukację na tyle, że już w 1977 roku jako dziewiętnastolatek, dostałem powołanie do pierwszej reprezentacji i zagrałem ze Szwecją. Chciałem być bardzo dobrym zawodnikiem, coś osiągnąć i nie przejmowałem się tym, że kąpaliśmy się po treningach pod jakimiś kratkami – i innymi kwestiami organizacyjnymi. Człowiek miał pasję i chciał się wykazywać na meczach, treningach, futbol dawał poczucie spełnienia. Jak patrzę na naszych młodych piłkarzy z Lecha, to się obawiam, że nie wykorzystają w stu procentach swoich możliwości. Mogą się szybko zadowolić tym, co mają, kasą czy popularnością. To jest naprawdę grupa super chłopaków, ale nie zapominajmy, że nasza piłka jest słaba, nawet bardzo słaba. Wyniki reprezentacji są ponad stan posiadania polskiego futbolu.
Nie za dużo wymagamy od kadry Jerzego Brzęczka? Co by Jurek nie zrobił, to źle. On powołuje najlepszych polskich piłkarzy, wprowadza młodzież, ale jest krytykowany i to często nie za swoje błędy. Czy my naprawdę się chcemy równać do Hiszpanii, Belgii, Francji, Włoch, Niemiec? Tłumaczymy problemy koronawirusem, który dotknął cały świat? Słucham co wygadują niektórzy redaktorzy i nie wierzę. Oni mówią o tym, że trzeba maksymalnie wykorzystać zgrupowanie kadry. Pytam – jak? Przyjeżdża piłkarz z klubu to potrzebuje dzień na regenerację. Kolejnego dnia jest trening, a już następnego mecz, dzień po jest przelot do innego miejsca i sytuacja się powtarza. O jakich założeniach taktycznych tu może być mowa? Z Ukrainą wygraliśmy szczęśliwie, bo przecież rywale, którzy mieli w szeregach kilku zawodników z klubów grających w Lidze Mistrzów, stworzyli więcej okazji. Z Holandią zabrakło nam szczęścia, owszem. Przy 1:0 Przemek Płacheta trafił w słupek, a gdyby padł gol, sytuacja diametralnie by się zmieniła. Jurek chciał sprawdzić wariant ofensywny i też mu się oberwało. Gdy się broni, jadą z nim, że gramy archaicznie, gdy atakujemy znowu, że za odważnie. Mnie się nie podoba, że w kadrze stuprocentowego zaufania nie dostaje Piotrek Zieliński, dla mnie świetny zawodnik, kapitalnie wyszkolony technicznie. On powinien grać od dechy do dechy.
(…)
***
FAŁSZYWY KROK ERIKSENA. INTRUZ
Ciąg dziesięciu ostatnich liczb wygląda następująco: 4, 0, 0, 0, 58, 11, 58, 79, 22 i 0 – na jego podstawie oblicz przydatność zawodnika X do drużyny Y. Zadanie dla matematyka jest dużo łatwiejsze niż dla kibica piłkarskiego nie wiedzącego, dlaczego piłkarz w punkcie wejścia lepszy od klubu, do którego trafił, stał się za słaby na wymagania tego klubu i jest blisko punktu wyjścia.
TOMASZ LIPIŃSKI
(…)
Upokorzony
Czarno to wyglądało przed nowym sezonem, ale wielu uważało, że nowe otwarcie przyniesie zwrot w dobrym kierunku. Na inaugurację z Fiorentiną zameldował się w podstawowym składzie, ale już na samym początku jego strata pomogła gościom w strzeleniu gola. Schodził z boiska przy wyniku 2:3, Inter wygrał 4:3. Duńczyk znów został zdegradowany. W trzeciej kolejce z Lazio, mimo dokonania przez Contego wszystkich pięciu zmian, nie powąchał murawy. Następnie grał od przypadku do przypadku, pierwszy schodził, czasem wchodził, bywał tylko biernym uczestnikiem. Nie zdarzył się taki okres, w którym zagrałby w czterech, pięciu meczach z rzędu w większym wymiarze czasowym, co pozwoliłoby mu złapać rytm, poczuć, że trener rzeczywiście liczy na niego i wspiera, a nie tylko czyha na okazje, żeby udowodnić wszystkim naokoło, jaki to z niego nieudany transfer. Ciało obce. Intruz, którego gospodarz nie zapraszał do siebie.
I w tym tkwi sedno problemu. Eriksen nie był potrzebny do szczęścia Contemu. Został mu wciśnięty na siłę. – Nadarzyła się wyjątkowa okazja, więc kupiliśmy, jakoś go zagospodarujesz – usłyszał od przełożonych z dyrektorem sportowym Giuseppe Marottą na czele. Trener na te słowa musiał się tylko skrzywić i nie zaprzestał chodzenia od gabinetu do gabinetu i marudzenia, że on nadal potrzebuje dwóch pomocników. Dwóch konkretnych: Arturo Vidala z Barcelony i N’Golo Kante z Chelsea. Z nimi to będzie granie, jakie on lubi i za które ręczy wynikami. Tempo, twardość, furia i agresja zawsze stały u niego wyżej niż talent, technika i fantazja.
Obecność Eriksena w drużynie wprawiała go w niemałe zakłopotanie. Zmuszała do wymyślenia czegoś nowego, czego nie czuł. Nagięcia całego systemu pod jednostkę. Louis van Gaal jako trener Barcelony wyraził się o Argentyńczyku Juanie Romanie Riquelme w następujący sposób: – Kiedy mamy piłkę, a zwłaszcza kiedy on ją ma, to wszystko jest OK, ale kiedy oni mają piłkę, my gramy w dziesięciu. Conte nigdy publicznie nie zdobył się na podobną ocenę, ale czynami pokazywał, że tak samo myśli o Eriksenie. Bo to nie jest pomocnik w jego typie: szarpiący i gryzący. Żeby zasłonić jego wady i uwypuklić zalety, należało stworzyć mu specyficznie środowisko. I mieć przekonanie do takiego działania. Conte nie miał. Traktował upokarzająco, bo w tych kategoriach wypadało ocenić decyzję o wprowadzeniu duńskiego rozgrywającego w 87. minucie przegranego już meczu z Realem Madryt na San Siro.
(…)
WSZYSTKIE TEKSTY I WYWIADY MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (48/2020)