Miałem w głowie gonitwę myśli, czy mi coś nie ucieknie, czy nie przestanę się rozwijać [WYWIAD]
Kilka miesięcy temu przyglądał się tylko jak Jagiellonia sięga po mistrzostwo, myśląc jak zatrzymać napastników Olimpii Zambrów, Mławianki czy Pilicy Białobrzegi. Teraz jest filarem najefektowniejszego polskiego zespołu i jednym z najlepszych na swojej pozycji w całej Lidze Konferencji.
Przemysław Iwańczyk
Kiedy półtora roku temu przedstawialiśmy na łamach „Piłki Nożnej” 18-letniego wówczas Abramowicza i zastanawialiśmy się – idąc za tytułem naszego cyklu – czy wkręci ich wielka piłka, nie przypuszczaliśmy, że stanie się to tak szybko. Bramkarz Jagi miał za sobą debiut w Ekstraklasie oraz awans na mistrzostwa Europy, ale kolejny mistrzowski sezon klubu z Podlasia przesiedział na ławce. Cierpliwość została nagrodzona, choć momentami jej brakowało.
TALENT SPORTOWY I MUZYCZNY
Młodym piłkarzom trudno przecież godzić się, że nie dostają na co dzień tego, czego już posmakowali. Duża zasługa w tym trenera Adriana Siemieńca, który przygotowywał Abramowicza do regularnej gry, jak i rodziny młodego piłkarza, która wyraźnie wychodzi poza stereotyp. Warto w tym miejscu przypomnieć, że bramkarz Jagiellonii to także utalentowany skrzypek, który w grze na instrumencie znajduje odskocznię od piłkarskiej codzienności. I nie jest to hobbistyczne pociąganie smyczkiem, ale rozgrywanie kilkunastostronicowych partytur. Dodajmy, że ojciec Abramowicza – Artur – jest wziętym pedagogiem, a Sławomir jest jednym z trojga bliźniąt utalentowanych sportowo i muzycznie.
Jest wychowankiem Victorii Sulejówek, który w wieku 16 lat przeszedł do trzecioligowej wówczas Polonii Warszawa, z miejsca zadebiutował i niemal od razu stał się obiektem pożądania wielu ekstraklasowych klubów. Padło na Jagiellonię, z którą kilka tygodni temu przedłużył kontrakt do końca sezonu 2025-26. Obecnie to filar klubu z Podlasia, jeden z najlepszych bramkarzy Ligi Konferencji, potencjalnie jeden z najwyższych transferów wychodzących z klubu, bo nic nie wskazuje, by kariera ta miała się zatrzymać.
CZŁOWIEK WIELKIEJ WIARY
Co naturalne Abramowicz jest młodzieżowym reprezentantem Polski – zmiennikiem Kacpra Tobiasza w kadrze do lat 21 i bramkarzem w rok młodszej kategorii. W piątek zagrał przed własną, białostocką publicznością przeciwko Włochom, we wtorek biało-czerwoni zagrali z Anglikami w ramach Elite League.
– Jestem człowiekiem wielkiej wiary, ale nie sądziłem, że od czasu naszej ostatniej rozmowy tak to się potoczy – mówi Abramowicz. – Rzeczywiście moja kariera nabrała zawrotnego tempa, z drugiej strony dążyłem do tego za wszelką cenę, punktem wyjścia było przecież wywalczenie pozycji nr 1 w bramce Jagiellonii. Szczerze mówiąc dopiero po wejściu na stałe między słupki zdałem sobie sprawę, jak wielka jest to rzecz. Nie mówimy przecież o wypożyczeniu do I ligi, gdzie na ogół z urzędu dostaje się miejsce, także nie o grze w beniaminku Ekstraklasy. Zostałem wrzucony na głęboką wodę, nad czym w ogóle nie ubolewam, by reprezentować mistrza Polski. Tak w rozgrywkach ligowych, jak i zagranicą, co nie jest bez znaczenia w kwestii odpowiedzialności i skali wyzwania. W kilka miesięcy zmieniło się wszystko. Gram w Ekstraklasie, przeszedłem przez eliminacje Ligi Mistrzów, Ligi Europy i choć nie były one do końca udane, w końcu stanęły na naszej drodze norweskie Bodo czy Ajax, zebrałem mnóstwo doświadczeń. A i teraz na brak bodźców nie mogę narzekać, że wspomnę starcia z Kopenhagą czy ostatnie z Molde. Przyspieszyło to nieprawdopodobnie. A ile lekcji po drodze udało się dostać, bo przecież karuzela pędziła, a nam nie zawsze się wiodło. Wyszliśmy z tego, trzy zwycięstwa na trzy możliwe w Lidze Konferencji, do tego jesteśmy wiceliderem Ekstraklasy, nikt lepiej by tego nie wymyślił.
KLUCZOWY OBÓZ
Miał pan chwile zwątpienia, kiedy z ławki oglądał drogę kolegów po mistrzostwo, a było to kilka miesięcy temu i trwało równo rok?
Tak, miałem. Z założenia przychodziłem do Jagiellonii najpierw na ławkę. Pierwszy rok był typowo adaptacyjny, z czym się liczyłem. Później, już po debiucie w Ekstraklasie, w kolejnym sezonie tylko obserwowałem drogę po mistrza, który co oczywiste smakuje inaczej niż z boiska. Nie mogłem się jednak obrażać, choć liczyłem na jakiekolwiek szanse, bo każdy rozsądny bramkarz wie, jaka jest specyfika tej pozycji, że nie dochodzi na tej pozycji do zbyt wielu rotacji. Decydując się na tę robotę wiem, że czasami trzeba przeczekać swoje. Wyznaję zasadę, że dobra postawa na treningu i zdrowe do tego podejście prędzej czy później zaowocują.
Wierzę w pańską cierpliwość, ale naprawdę nie miał pan myśli o wypożyczeniu do innego klubu, żeby zbierać minuty. Pełny sezon to aż 3060 minut. Nawet część z nich dla młodego zawodnika to skarb.
Trochę tak było, bo w sezonie 2022-23 zebrałem trzy mecze w Ekstraklasie i dwa w Pucharze Polski. I były to dobre mecze, a ja dobrze wyglądałem. Budzi się wtedy w człowieku takie oczekiwanie: pokazałeś się z dobrej strony i chcesz grać. Miałem w głowie gonitwę myśli, czy mi coś nie ucieknie, czy nie przestanę się rozwijać. Te wątpliwości towarzyszyły mi również przed obecnym sezonem, bo nic nie było oczywiste. Dyrektor sportowy Łukasz Masłowski zgodził się ze mną, że mój rozwój jest najważniejszy, więc rzeczywiście rozważaliśmy rozmaite opcje, także wypożyczenie. Po obozie letnim stało się jasne, że zaprezentowałem się na tyle dobrze, że dostanę miejsce między słupkami w zespole mistrza Polski.
MIAŁEM OBAWY
Jaką rolę w temperowaniu pańskiej niecierpliwości odegrał trener Siemieniec?
Zawsze starałem się pokazać trenerowi, że zasługuję na szansę. Pamiętam naszą rozmowę po półfinale Pucharu Polski z Pogonią Szczecin (Jagiellonia przegrała po dogrywce 1:2 – przyp. red.). Dostałem podziękowania za występy, powiedział, że widzi, jak bardzo mi zależy na Jagiellonii, jaka jest etyka mojej pracy. Wówczas nie udało się dostać do finału, ale doszliśmy aż do półfinału. Przy okazji trener zaapelował do mnie o cierpliwość, graliśmy o wielką stawkę, a doświadczony Zlatan Alomerović dla dobrego i mądrego szkoleniowca walczącego o mistrzostwo Polski jest jak skarb. Rozumiałem to, patrząc na to obiektywnie, postawienie na niedoświadczonego bramkarza byłoby wówczas niezbyt mądrym posunięciem.
Wszedł pan do bramki na pierwszy mecz sezonu z Puszczą Niepołomice i…
…nie ukrywam, że miałem obawy, czy podołam oczekiwaniom, bo rozpoczynał się sezon, w którym wszystko zaczęło pędzić, a ja grałem dotąd regularnie tylko w III lidze. Co tydzień, a nie co trzy dni. Tutaj ważne okazało się wsparcie moich najbliższych, każdy wkładał mnóstwo serca, by mi pomóc, nie mówiąc już o takiej zwykłej wierze w drugiego człowieka.
CHCESZ COŚ OSIĄGNĄĆ, BĄDŹ GOTOWY NA KOMENTARZE
Na takim poziomie wystarczy błąd, by nawet młody piłkarz zrozumiał, czym jest dopiekająca krytyka.
Myśli pan o naszej pucharowej wirówce na początku sezonu? Natężenie meczów, związana z tym logistyka, jakość przeciwników, wszystko to było dla nas czymś zupełnie nowym. Każdy widział, jak trudno było nam godzić Europę z ligowymi wyzwaniami. Były błędy, także w obronie, w wyprowadzeniu piłki. Straciliśmy wiele goli, może żadna nie obciąża mnie w sposób jednoznaczny, ale kiedy spojrzymy na ligi TOP5, to tam co druga bramka pada w sposób, po którym możemy powiedzieć, że bramkarz mógł zrobić coś więcej. Cała Polska patrzyła i patrzy na Jagiellonię, a jak coś nie idzie, czasami wygodnie jest wskazać na bramkarza, tym bardziej młodego. Dotykało mnie to, nie będę ukrywał. Bardzo często uwagi personalne wynikały z braku świadomości, jakie są założenia taktyczne, np. jeśli chodzi o wznawianie gry od bramki. Podsumowując, to jest sport, a jego elementem jest krytyka, do której każdy ma prawo. Szczerze? To duże i dobre doświadczenie dla mnie, bo im wyżej wejdę, z tym mocniejszą krytyką się spotkam. Weźmy Roberta Lewandowskiego, jest na światowym szczycie, a są kibice, którzy widzą w nim drewniaka i tak go wprost nazywają. Chcesz coś osiągnąć, bądź gotowy na komentarze.
Czy Jagiellonia jest obecnie komfortowym miejscem dla bramkarza? Przy jej ofen sywnym stylu gry i bardzo dobrą nie tylko na polskie warunki obroną są mecze, kiedy w ogóle nie brudzisz bluzy. A jednak zawsze trzeba być gotowym na dwie, trzy interwencje, które mogą okazać się kluczowe dla przebiegu meczu.
To prawda, bo rzeczywiście poprawiliśmy grę w defensywie i jeśli już dochodzi do sytuacji na naszą bramkę, obrońcy bardzo skutecznie mi pomagają. Skupiając się na ostatnich meczach nie było roboty ani z Petrocubem, ani Molde, co może dziwić. Nawet w Ekstraklasie zdarza się nie mieć roboty, np. przeciwko Górnikowi Zabrze. Taka charakterystyka meczu – nazywam je saperskimi – powoduje, że muszę w większym stopniu skupiać się na innych elementach, jak rozegranie, podejmowanie decyzji już ofensywnych. Dużo więcej roboty bramkarskiej było z Rakowem Częstochowa, Legią Warszawa czy Motorem Lublin, gdy ciągle trzeba było być pod prądem. Nie ma nic lepszego dla bramkarza, że może sprawdzać się w meczach o różnym scenariuszu.
MYŚL O POWOŁANIU
Czy europejskie puchary są dla pana ekspozycją do przyszłego transferu?
Oczywiście, że tak, nie da się zakłamać faktów. Najszczerzej jak się da zaznaczę jednak, że przede wszystkim liczy się dobro drużyny, ale dla każdego z nas Liga Konferencji, zwłaszcza tak udanie rozpoczęta, jest znakomitym oknem na świat. Zakładam, że mecz w Kopenhadze oglądało wiele klubów i skautów.
A gdyby przyszło panu werbalnie zarekomendować się któremuś z europejskich tuzów, jak by pan to zrobił?
Mam dobry refleks, który od dzieciństwa był moją charakterystyczną cechą. Gra na linii jest więc wiodącą stroną. Dobrze czuję się także w grze na przedpolu. Nieobca jest mi gra nogami i wprowadzenie, a to ze względu na dużą liczbę treningów technicznych, jakie miałem w dzieciństwie. Teraz się to przydaje, Jagiellonia tego wymaga, taki mamy styl gry, bo jeśli już decydujemy się na tzw. długą piłkę, to celną do napastnika na utrzymanie. Ale trochę trudno mówić o sobie, lepiej niech mówią czyny.
Ilekroć trener Michał Probierz wysyła powołania, zawsze można znaleźć tam sensacyjne nazwisko. Peda, Kowalczyk, Oyedele, Ameyaw, teraz Kozubal, Gurgul. Z ręką na sercu, liczy pan, że w końcu znajdzie i swoje nazwisko na tej liście?
Pozycja bramkarza jest specyficzna, Polska stoi bramkarzami, więc to nie to samo co chłopaki z pola. Patrzę na to jak na marzenie, ale nie pośpiesznie. Liczę na pierwszą kadrę, moją pracą jestem w stanie to osiągnąć. Ale odpowiadając zupełnie szczerze, przemknęło mi to przez głowę, zwłaszcza że trener Probierz gości na naszych meczach.