Manchester ponownie jest czerwony
Manchester ponownie jest czerwony. Piłkarze United pokonali w derbach City (2:0) i nie tylko potwierdzili swój prymat w mieście, ale również utrzymali się w wyścigu o zajęcie miejsca w czołowej „czwórce” Premier League.
Manchester ponownie czerwony (fot. Reuters)
Po raz pierwszy od kilku sezonów to właśnie piłkarzom Manchesteru United dawano przed derbami nieco więcej szans na zdobycie trzech punktów. Powodów takiego stanu rzeczy było przynajmniej kilka i jeśli przyjrzeć się przedmeczowym zapowiedziom, to w dość łatwy sposób można było dostrzec, że fachowcy i bukmacherzy mają sporo racji.
Po pierwsze, Czerwone Diabły spisują się ostatnio bardzo dobrze na Old Trafford, a jakby tego było mało, w tym sezonie mogą się pochwalić całkiem niezłym bilansem przeciwko rywalom z tzw. TOP 6. Po drugie, Manchester City stracił już praktycznie szanse na obronę mistrzostwa kraju, natomiast United walczą o lokatę dającą awans do Champions League, dlatego argument motywacji też przemawiał za gospodarzami.
Było również wiadomo, że w drużynie gości, których za kilka dni czeka bardzo ważny mecz z Realem Madryt nie zobaczymy jej lidera, a więc Kevina de Bruyne, natomiast po drugiej stronie barykady miał zagrać Bruno Fernandes, który w ciągu zaledwie kilku tygodni stał się najważniejszym ogniwem swojej drużyny.
Jak się okazało, wszystkie te argumenty bardzo szybko znalazły przełożenie na to, co działo się na boisko. Piłkarze Ole Gunnara Solskjaera dominowali nad wyżej notowanym przeciwnikiem, a ten bez swojego mózgu, a więc wspomnianego de Bruyne nie był w stanie zaoferować na Old Trafford zbyt wiele.
Czerwone Diabły napierały i w końcu dopięły swego. W 30. minucie Fernandes podał do Anthony’ego Martiala, a ten uderzył tuż przy słupku. Strzał był mocny, jednak wydawało się, że dobrze ustawiony Ederson nie będzie miał problemów z obroną. Piłka przeszła jednak pod dłonią brazylijskiego golkipera i wpadła do siatki.
Jeszcze przed przerwą w polu karnym City doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Kopnięty przez rywala został bowiem szarżujący Fred, jednak Mike Dean nie zawahał się i zamiast wskazać na „wapno”, podjął decyzję o ukaraniu pomocnika United kartką za domniemane symulowanie. Powtórki pokazały jednak, że Fred był faulowany i gdyby arbiter karnego jednak podyktował, to nikt nie mógłby mieć do niego pretensji.
Tuż po przerwie piłkę do siatki skierował Sergio Aguero, ale jego radość nie trwała zbyt długo, ponieważ okazało się, że najlepszy strzelec The Citizens znajdował się w momencie podania od Raheema Sterlinga na pozycji spalonej. W takiej sytuacji bramka nie mogła oczywiście zostać uznana.
Niedługo po tym zdarzeniu niewiele brakowało, by na 2:0 podwyższył Martial, jednak napastnik Manchesteru United nie zdołał dojść do piłki po kolejny podczas tego dnia błędzie Edersona. Bramkarz gości źle przyjął piłkę przed własną bramką i brakowało centymetrów, by sprokurował przez to drugiego gola dla rywala. Finalnie Brazylijczyk zdołał uratować sytuację, ale pokazał raz jeszcze, że nie jest zbyt dobrze dysponowany.
Końcówce meczu toczyła się już przy rzęsiście padającym deszczu. W tej ogromnej ulewie zawodnicy Pepa Guardioli próbowali odpowiedzieć i strzelić gola, który dałby im remis, ale blok defensywny gospodarzy był tego dnia nie do sforsowania. Tuż przed końce zawodów wynik na 2:0 podwyższył z kolei Scott McTominay, który wykorzystał drugi fatalny błąd Edersona.
Pełna pula padła więc łupem United dzięki czemu udało się im utrzymać dystans trzech punktów do czwartej w tabeli Chelsea.
gar, PiłkaNożna.pl