Manchester City odpowiedział Liverpoolowi
Szlagier weekendu w Premier League dla Manchesteru City. Obywatele pokonali przed własna publicznością Chelsea (2:1) i tym samym utrzymali dystans do liderującego w tabeli Liverpoolu.
Obywatele dopisali na swoje konto ważne punkty (fot. Reuters)
Starcie na Etihad Stadium okrzyknięto szlagierem tego weekendu w Anglii, ale nie mogło być inaczej. Manchester City to w końcu aktualny mistrz kraju, natomiast Chelsea pod wodzą Franka Lamparda bardzo szybko ustabilizowała formę i zadomowiła się w czołówce tabeli. O ile więc nieco więcej szans na zwycięstwo dawano gospodarzom, to londyńczycy wcale nie byli bez szans, by napsuć krwi Obywatelom.
Manchester został przed pierwszym gwizdkiem niejako postawiony pod ścianą, ponieważ swój mecz wygrał wcześniej Liverpool, który dopisał do swojego dorobku trzy punkty i umocnił się na pozycji lidera tabeli. Gdyby podopieczni Pepa Guardioli potknęli się w trakcie starcia z Chelsea, wtedy na Anfield mogliby już powoli mrozić szampany.
Tyle meczowego tła, ponieważ to co najlepsze działo się na murawie. Spotkanie od początku było toczone w znakomitym tempie, a gra przenosiła się to pod jedno, to pod drugie pole karne, a jako, że obie drużyny należą do tych, które strzelają mnóstwo goli, to kibice mogli się spodziewać, że jeszcze przed przerwą piłka wpadnie do siatki.
Na pierwszą bramkę czekaliśmy do 21. minuty, kiedy to z piłką w pole karne wpadł N’Golo Kante. Francuski pomocnik dostrzegł wychodzącego z bramki Edersona i sprytnym strzałem posłał piłkę tuż obok niego. Wydaje się, że gdyby golkiper City pozostał w blokach, to rywal nie miałby możliwości, by skierować piłkę do siatki.
Chelsea wyszła na prowadzenie, ale jeszcze przed upływem pół godziny gospodarze odpowiedzieli. Przed polem karnym do piłki doszedł Kevin de Bruyne, który balansem ciała zwiódł przeciwnika i zdecydował się na uderzenie. Futbolówka po drodze odbiła się rykoszetem od nogi jednego z obrońców i zmyliła Kepę Arrizabalagę, który znajdował się już na wykroku.
Mistrz Anglii poszedł za ciosem i jeszcze przed przerwą wyszedł na czoło rywalizacji. Znakomitą szarżą na prawym skrzydle popisał się Riyad Mahrez, który wpadł w pole karne, minął kilku rywali niczym tyczki slalomowe i oddał płaski strzał w kierunku dalszego słupka, trafiając idealnie.
Niewiele brakowało, by miejscowi bardzo szybko dołożyli kolejnego gola, ale po mocnym uderzeniu Sergio Aguero Chelsea uratowało spojenie słupka z poprzeczką.
Po zmianie stron na Manchester City spadły prawdziwe plagi egipskie. W odstępie zaledwie kilkudziesięciu minut Guardiola musiał dokonać w swoim zespole aż trzech wymuszonych korekt, ponieważ kontuzji nabawili się kolejny Rodri, David Silva, a także wspomniany Aguero.
Co ważne podkreślenia, druga połowa nie była już dynamiczna i intensywna jak pierwsza odsłona. Chelsea próbowała odrobić straty, natomiast Manchester City ograniczał się długimi momentami do odpierania ataków rywali. Spory wpływ na taki stan rzeczy miały wspomniane urazy, ale także słabsza gra niektórych zawodników, w tym Raheema Sterlinga, który zaliczył dość dyskretny występ.
W doliczonym czasie gry wspomniany Sterling zdołał urwać się obrońcom i wpadając w pole karne skierował piłkę do siatki po rękach bramkarza. Jak się jednak okazało Anglik znajdował się na milimetrowej pozycji spalonej i jego trafienie nie zostało ostatecznie uznane.
gar, PiłkaNożna.pl