Kluczowe pytanie brzmi – czy ktoś występujący w klubie, który ma niewielkie szanse walczyć o najwyższe trofea, i tym samym zmuszony co tydzień stawiać czoło najlepszym napastnikom najtrudniejszej ligi świata, nie ma prawa marzyć i oczekiwać, że jego indywidualna postawa zostanie dostrzeżona i należycie uhonorowana? Naszym zdaniem Łukasz Fabiański miał takie prawo.
ROZMAWIAŁ W LONDYNIE ZBIGNIEW MUCHA
– Zaskoczony? – Trochę tak, bo nie powiem przecież, że się spodziewałem albo byłem faworytem – mówi Fabiański. – To byłaby oczywiście nieprawda. Z drugiej jednak strony powiem w ten sposób: patrząc na cały 2018 rok, na moją dyspozycję sportową, to stała ona na równym i wysokim poziomie.
– Czyli był to twój najlepszy rok w karierze? – Były pojedyncze chwile gorsze, mam również w pamięci spadek ze Swansea, ale patrząc nie przez pryzmat drużyn, pucharów, tytułów lub ich braku, a wyłącznie na siebie, na czystą formę sportową i stabilizację na wysokim poziomie, to tak – to był mój chyba najlepszy rok.
– Nie bronisz w klubach, które mierzą w trofea, nie możesz licytować się na statuetki i laury. Taka sytuacja utrudnia z reguły zawodnikowi możliwość zaistnienia w rozmaitych plebiscytach. – Naturalnie, tego nie da się łatwo przeskoczyć. Ja oczywiście mam nadzieję, że West Ham zmierza w stronę dobicia do angielskiej czołówki, bo mamy silny zespół, dobrego trenera i wiele podstaw ku temu, by myśleć o walce o coś więcej niż tylko obecność w Premier League. Natomiast to prawda, patrząc na konkurencję w Anglii, szalenie trudno jest nam o coś konkretnego wywalczyć. Podejmując decyzję o transferze, patrzyłem jednak przez pryzmat własnej osoby – myślałem o tym, by grać i wciąż rozwijać się jako bramkarz, więc pod tym kątem na pewno był to bardzo dobry krok.
– A cała otoczka wokół klubu potęgowana filmami hollywoodzkimi, bańkami mydlanymi lecącymi do nieba, miała wpływ na twoją decyzję o transferze? – To oczywiście było gdzieś w tle, ale nie powiem, że w żaden sposób nie oddziaływało na decyzję. West Ham to przecież klub specjalny, troszkę unikalny, zaryzykuję nawet, że na Wyspach legendarny. Klub z wielką historią, wobec której nie można przejść obojętnie. Hymn jest naprawdę piękny, idą ciarki po plecach, świetny jest również ten zwyczaj puszczania baniek przed meczem, ten specyficzny klimacik, który wówczas się wytwarza, ale… czasami bańki bywają irytujące. Gdy wychodzę z tunelu, lecą prosto w oczy, trzeba twarz porządnie przetrzeć, by na boisku dobrze widzieć. Ale poza tym – są super.
(…)
– Minął już pomundialowy kac w reprezentacji? Bo jesień… – Jesień była trudna. Nie zdawaliśmy sobie tak naprawdę do końca sprawy, ile czasu zajmie nam to, by poradzić sobie z tym mundialem. Nie mówię przy tym o czysto sportowych dokonaniach, ale o tym, jak zmieniła się opinia o reprezentacji, jak zaczęliśmy być postrzegani. To był element, na który nie do końca byliśmy przygotowani. Teraz jest czas, by to zmienić. Na dobry wizerunek pracowaliśmy latami, a wystarczyły trzy tygodnie, by go stracić. Może nie startujemy od zera pod względem wizerunkowym, ale nie da się ukryć, że dużo straciliśmy. Mamy świadomość, ile musimy włożyć pracy w to, by być znów pozytywnie odbieranymi i mieć przede wszystkim dobre wyniki. Mam nadzieję, że w eliminacjach Euro 2020 znów będziemy dawać kibicom powody do dumy.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (6/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”