Liverpool po dwóch trafieniach autorstwa Mohameda Salaha i Sadio Mane ograł RB Lipsk w wyjazdowym meczu w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów. Zwycięstwo w wykonaniu „The Red” sytuuje ich w wyjątkowo komfortowym położeniu przed rewanżem.
Jak się przełamywać, to w takim stylu. (fot. Reuters)
Liverpool niewątpliwie przystępował do starcia na budapesztańskiej Puskas Arenie w – delikatnie rzecz ujmując – nienajlepszych nastrojach. Nic dziwnego, bowiem ekipa z Anfield Road w ostatnim czasie przeżywa sporych rozmiarów kryzys. Liczby mówią same za siebie. Dość powiedzieć, że do rywalizacji przeciwko RB Lipsk „The Reds” mieli za sobą aż trzy porażki z rzędu, czyli serię, która w ich przypadku zdarzyła się po raz pierwszy od niepamiętnych czasów.
Wobec tego dwumecz przeciwko RB Lipsk w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów Jurgena Klopp i spółka potraktowali nad wyraz poważnie, upatrując właśnie w rozgrywkach Champions League okazji na uratowanie dotychczas przeciętnego sezonu. „Zrobimy wszystko, aby poprawić nasze położenie” – przekonywał przed pierwszym gwizdkiem arbitra w imieniu całej drużyny Jordan Henderson. I, jak się później okazało, dotrzymał słowa.
Pierwsza połowa zdecydowanie należała do piłkarzy Liverpoolu. Podopieczni Jurgena Kloppa ewidentnie zdominowali zawodników RB Lipsk, którzy na boisku nie mieli momentami wręcz nic do powiedzenia (wyjątkiem była sytuacja z piątej minuty, kiedy to Dani Olmo strzałem głową trafił w słupek), lecz jednocześnie nie byli oni postawić przysłowiowej kropki nad i w postaci strzelonego gola.
A okazji ku temu bynajmniej nie brakowało. Liverpoolczycy trzykrotnie stanęli przed stuprocentowymi szansami na objęcie prowadzenie. Trzykrotnie jednak ta sztuka im się nie powiodła. Najpierw w piętnastej minucie strzegący dostępu do bramki Peter Gulasci wyszedł zwycięsko z pojedynku „sam na sam” z Mohamedem Salahem, zaś kwadrans później piłka po uderzeniu z dystansu w wykonaniu Andrew Robertson dosłownie o centymetry poszybowała ponad poprzeczką.
Dopiero w trzydziestej piątej minucie mistrzom Anglii udało się skierować futbolówkę między słupki po strzale z bliskiej odległości autorstwa Roberto Firmino. Na ich nieszczęście sędzia Slavko Vinic nie uznał trafienia, gdyż asystujący Sadio Mane chwilę wcześniej zagrał piłkę z nieprzepisowego miejsca, czyli spoza końcowej linii boiska.
Co nie udało się w pierwszej części spotkania, udało się w drugiej. W odstępie raptem pięciu minut liverpoolczycy – niczym wytrwani pięściarze – wyprowadzili dwa szybki i zarazem zabójcze dla przeciwników ciosy. Ogromna w tym zasługa formacji defensywnej „Die Bullen”, która popełniła dwa niewybaczalne, wręcz dziecinnie proste błędy, a te bezlitośnie wykorzystali kolejno Mohamed Salah i Sadio Mane.
W pięćdziesiątej drugiej minucie Marcel Sabitzer na własnej połowie zagrał dalece niedokładne podanie w kierunku Lukasa Klostermanna. Nieopodal niego znajdował się Salah, który błyskawicznie dostrzegł pomyłkę rywali, podbiegł, przejął futbolówkę, wyszedł „oko w oko” z Gulascim i tym razem zmusił go do wyciągania piłki z własnej siatki.
Natomiast w pięćdziesiątej siódmej minucie kiksu dopuścił się Nordi Mukiele. Francuski obrońca nie opanował lecącej doń piłki. Tuż za jego plecami czyhał Mane i, korzystając z problemu przeciwnika, również znalazł się w sytuacji „sam na sam” z Gulascim i po raz kolejny bez szans na skuteczną interwencję węgierski golkiper został zmuszony do kapitulacji.
Podopieczni Juliana Nagelsmanna usiłowali choćby nawiązać bramkowy kontakt, lecz w konfrontacji z solidnie grającym Liverpoolem byli bezradni. Mimo że stworzyli sobie kilka naprawdę dogodnych sytuacji strzeleckich, to żadnej z nich nie zamienili na trafienie. Można było odnieść wrażenie, że we wtorkowy wieczór byli po prostu bezradni.
Zwycięstwo w stosunku 2:0, w dodatku na wyjeździe, sytuuje Liverpool w wyjątkowo korzystnym położeniu przed starciem rewanżowym. Ponadto dla Kloppa i spółki dzisiejsza wygrana stanowi przełamanie po trzech przegranych meczach z rzędu. Czego chcieć więcej? – mogą z szerokim uśmiechem na twarzy mówić liverpoolczycy.
jbro, PilkaNozna.pl