Manchester United ograł na wyjeździe Paris Saint-Germain 2:1 w meczu pierwszej kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów. Gola na wagę trzech punktów strzelił w końcówce spotkania Marcus Rashord.
Rashord znów w końcówce dał zwycięstwo Manchesterowi Paryżu. (fot. Reuters)
Rywalizacja Paris Saint-Germain z Manchesterem United zapowiadała się nader atrakcyjnie. Wszystko za sprawą pełnych emocji wydarzeń z przełomu lutego i marca poprzedniego roku, w których uczestniczyły obie wspomniane drużyny. Przypomnijmy, co się wówczas stało.
W pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów paryżanie na pewnie ograli 2:0 na Old Trafford podopiecznych Ole Gunnara Solskjaera. W rewanżu z kolei nieoczekiwanie ponieśli oni porażkę na Parc des Princes w stosunku 1:3. Decydującego gola stracili w dziewięćdziesiątej czwartej minucie. I, jak wiadomo, odpadli z elitarnego turnieju.
We wtorkowy wieczór piłkarze prowadzeni przez Thomasa Tuchela, mając świeżo w pamięci tą dotkliwą przegraną, pragnęli za wszelką cenę przeprowadzić skuteczny odwet na ekipie „Czerwonych Diabłów” w postaci odniesienia przekonującej wygranej.
W grze aktualnych mistrzów Francji, szczególnie w pierwszej połowie, istotnie można było dostrzec ogromną determinację, ale, jak zwykł mawiać legendarny Kazimierz Górski, aby odnieść oczekiwany sukces w futbolu kopanym, należy po prostu strzelić więcej goli od przeciwnika.
W dwudziestej drugiej minucie Abdou Diallo dopuścił się przewinienia w obrębie pola karnego na Anthonym Martialu. Sędzia nie miał co do faulu żadnych wątpliwości i wskazał na wapno. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze dwukrotnie podszedł Bruno Fernandes, ale jego uderzenie pewnie obronił Keylor Navas.
Kilka chwil później okazało się jednak, że w momencie oddania strzału ani jedna stopa golkipera rodem z Kostaryki nie przylegała do linii bramkowej, wobec czego arbiter Antonio Lahoz znów zarządził wykonanie rzutu karnego. Za drugim razem Portugalczykowi udało się ostatecznie wpisać na listę strzelców.
Dopiero po zmianie stron PSG przypuścili szturm na bramkę strzeżoną przez dobrze dysponowanego Davida De Geę. Reprezentant Hiszpanii dwoił się i troił między słupkami, lecz mimo niemałego wysiłku nie zdołał zachować czystego konta.
Po raz pierwszy skapitulował on w pięćdziesiątej piątej minucie, kiedy to Martial najwyraźniej pomylił bramki, bowiem po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w wykonaniu Neymara Francuz w stylu rasowego snajpera oddał głową strzał nie do obrony.
W kolejnych minutach byliśmy świadkami prawdziwej wymiany ciosów niczym w bokserskim pojedynku. Zwycięskie uderzenie należało do Marcusa Rashorda. Anglik w osiemdziesiątej siódmej minucie mocnym strzałem z kraju pola karnego zmusił Navasa do wyciągnięcia futbolówki z własnej siatki.
Spodziewana zemsta koniec końców nie nastąpiła. Manchester United drugi rok z rzędu wywiózł ze stolicy Francji zasłużoną victorię po golu w ostatnich minutach meczu autorstwa Marcusa Rashorda. I w taki oto sposób historia zatoczyła koło.
Jan Broda