Do ogromnej niespodzianki doszło w środowy wieczór w Stambule. W meczu 3. kolejki Champions League Basaksehir pokonał Manchester United (2:1).
Gdyby spojrzeć wyłącznie na potencjał obu klubów – ten czysto sportowy, ale również ten finansowy, to nie można było mieć większych wątpliwości w kwestii rozstrzygnięcia środowego meczu. Ambicje Czerwonych Diabłów sięgają dużo wyżej niż faza grupowa i dlatego takie spotkania jak to w stolicy Turcji po prostu musi wygrywać.
Basaksehir w dwóch dotychczasowych meczach Ligi Mistrzów doznał dwóch porażek i nie strzelił gola, podczas gdy Manchester United z kompletem punktów prowadził w grupie. Nawet gdyby wziąć pod uwagę słabsza postawę drużyny Ole Gunnara Solskjaera w Premier League, nie należało mieć większych wątpliwości, kto w Stambule będzie faworytem do zgarnięcia pełnej puli.
Tak jak można było się spodziewać, goście od początku przejęli inicjatywę i chcieli jak najszybciej zdobyć gola, ale ich ataki kończyły się na wysokości pola karnego.
Basakshehir przetrwał trudny okres i kiedy nic na to nie wskazywało, wyprowadził niespodziewany cios. Po nieudanym rozegraniu przez United rzutu rożnego, piłkę otrzymał ustawiony na połowie boiska Demba Ba. Jak się okazało, doświadczony napastnik był kompletnie niepilnowany i ruszył z piłką na bramkę. Goniący go Nemanja Matić nie zdążył i gospodarze wyszli na prowadzenie.
Drużyna z Old Trafford nie potrafiła się podnieść po stracie gola. Czas mijał, a Manchester nie był w stanie zaproponować kompletnie niczego. Efekt? W 40. minucie Turcy poszli za ciosem i wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Szybki atak celnym strzałem wykończył Edin Visca i w Stambule zapachniało niespodzianką.
Manchester United jeszcze przed przerwą zdołał co prawda odpowiedzieć golem Anthony’ego Martiala, ale ani Solskjaer, ani jego piłkarze nie mieli powodów do zadowolenia.
Wydawało się, że po zmianie stron goście ruszą do huraganowych ataków, chcąc nie tylko jak najszybciej dogonić rywala, ale zdobyć także gola na wagę prowadzenia. Problem w tym, że Manchester grał bardzo słabo, bez zaangażowania i iskry, co sprawiało, że Basakshehir bez trudu odpierał wszystkie próby ofensywne Anglików.
Wynik ostatecznie zmianie już nie uległ, ale nie mogło być inaczej, ponieważ Czerwone Diabły nie sprowokowały nawet rywali do tego, by ci popełnili błąd w defensywie.