Przejdź do treści
LM: Real w finale! Pewny awans Królewskich!

Ligi w Europie Liga Mistrzów

LM: Real w finale! Pewny awans Królewskich!

Mina Pepa Guardioli, która zagościła na ekranach telewizorów po troszkę ponad kwadransie spotkania Bayernu z Realem, mówiła wszystko. Jego podopieczni wyszli na murawę elektryczni i chaotyczni, awans przegrali po kilkunastu minutach gry skrajnie nieuporządkowanej, z góry skazanej na autodestrukcję. 0:4. Ktoś by pomyślał?

Można odnieść wrażenie, że piłkarze Bayernu po tym, jak zagwarantowali sobie mistrzowski tytuł, każdorazowo na murawę wybiegali później ze zresetowanymi umysłami. Wyprani z zawzięcia, ale równocześnie lekkości i łatwości zwyciężania, tracili w lidze gole i punkty na potęgę. Koszmar trwał, na Allianz Arena tłamsiła Bayern Borussia, co z racji mocy wicemistrza przez gardło miejscowym kibicom – z trudem, bo z trudem, ale jednak – przejść potrafiło. Gdy trzeba było jednak patrzeć na żenującą grę i lekkość w nieudolności, kiedy naprzeciwko gwiazd Guardioli stawała Brema czy Brunszwik, zęby bolały bawarskich kibiców niebywale.

W Madrycie wygrać się nie udało, ba, Królewscy nie obdarowali gości choćby remisem, ale eksperci zgodnie przyznali, że dominacja Bayernu była niepodważalna, a do pełni szczęścia zabrakło Guardioli i spółce „tylko” goli. Cóż, tak jak od samych pieszczot trudno spodziewać się potomka, tak od eksportowej liczby podań nie można wymagać goli. Mimo krytyki wszyscy spodziewali się jednak oblężenia bramki Casillasa, dywanowych nalotów na pole karne gości od pierwszego gwizdka rewanżowej potyczki.

Wtorkowy mecz miał jednak zupełnie inny przebieg. Bayern rozpoczął skrajnie nerwowo, nie potrafił zawiązać akcji, zaliczał głupie straty. Agresywni goście wykazywali się o wiele większą chęcią spuszczenia lania przeciwnikowi. Gdy piłkarze Bayernu szukali swojej tożsamości, było już 0:1, gdy próbowali wstać po pierwszym knock-downie, leżeli na dechach drugi raz. Słaniając się na nogach, tuż przed przerwą zostali położeni na łopatki.

Real zagrał w Monachium świetnie, perfekcyjnie. Szybko strzelony gol wstrzyknął w krew gospodarzy niepokój, słabo funkcjonowały więc nie tylko nogi, ale również ich głowy. Przy stanie 0:2 Franck Ribery eksplodował i uderzył w twarz jednego z rywali. Sędzia tego nie zauważył, telewizyjne powtórki zdradziły jednak chamstwo francuskiej gwiazdy. Real w pełnej koncentracji dojechał do samej mety, goście nie popełnili w zasadzie żadnego poważniejszego błędu. Perfekcyjnie zagrała cała linia defensywna – szczelna, kompletna, zdeterminowana. Znakomici byli piłkarze ofensywni, którzy sprawę awansu rozstrzygnęli błyskawicznie. Real w takiej formie będzie murowanym faworytem do zwycięstwa w wielkim finale.

A Bawarczycy? Po Barcelonie w ćwierćfinale Bayern stał się drugim zespołem, który pogrzebał teorie o nieśmiertelności tiki-taki. Guardiola, jeśli zespołem nie wstrząśnie odpowiednio mocno, będzie musiał  zadowolić się w tym sezonie tylko mistrzostwem Niemiec. BVB chętnie zje taki Bayern na śniadanie.

Paweł Kapusta
Obserwuj autora na Twitterze – KLIKNIJ!

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 44/2024

Nr 44/2024