LM: Club Brugge rzutem na taśmę wygrał w Petersburgu
Działo się do samego końca. Zenit Petersburg rzutem na taśmę poniósł porażkę 1:2 przeciwko Club Brugge w meczu pierwszej kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów
Artiom Dziuba mimo wielu prób nie wpisał się na listę strzelców. (fot. Reuters)
Przed pierwszym gwizdkiem sędziego rodem z Francji,
Benoita Bastiena, zadaniem z kategorii bardzo trudnych do wykonania było jednoznaczne wskazanie faworyta wtorkowego meczu rozgrywanego w rosyjskim Petersburgu.
Z pewnością jednak i dla lokalnego Zenita, i dla belgijskiego Club Brugge wzajemna konfrontacja była nader istotna (i nadal jest, bo odbędzie się przecież rewanż obu drużyn) w kontekście grupowej rywalizacji przeciwko faworyzowanym Borussi Dortmund i Lazio Rzym.
Wobec tego nikogo nie mogło dziwić, że na w pierwszych czterdziestu pięciu minutach spotkanie toczące się na monumentalnym Stadionie Kriestowskim miało wybitnie wyrównany charakter – gra skoncentrowana była niemal wyłącznie w środkowej strefie boiska i nie padł żaden gol.
Dopiero w drugiej połowie mecz przebieg boiskowych wydarzeń uległ znacznemu przyspieszeniu. Gospodarze zdecydowanie zdominowali gości z Belgii, lecz mimo licznych prób strzeleckich, nie zdołali objąć prowadzenia, i wtem nieoczekiwanie uczyniła to ekipa z Brugii.
Miało to miejsce w sześćdziesiątej trzeciej minucie, kiedy to Emmanuel Dennis zachował przytomność umysłu w ogromnym zamieszaniu w obrębie pola karnego rywali i uderzeniem z bliskiej odległości umieścił futbolówkę między słupkami bramki strzeżonej przez Michaiła Kierżakowa.
Petersburżanie byli w stanie odpowiedzieć tylko raz. W siedemdziesiątej czwartej minucie Dejan Lovren popisał się piekielnie mocnym i precyzyjnym strzałem z dystansu. Futbolówka odbiła się najpierw od słupka, a następnie od pleców interweniującego golkipera, i to właśnie na konto Ethana Horvatha zostało zaliczone trafienie.
Większy niedosyt mają prawo czuć piłkarze prowadzeni przez Siergieja Semaka, których skuteczność mocno szwankowała. A jeszcze większy zawód musiał ich dopaść, gdy w ostatniej minucie doliczonego czasu gry niespodziewanie Charles de Ketelaere wpisał się na listę strzelców.
Jan Broda