LM: Chelsea za burtą, derby Madrytu w finale!
W pierwszym meczu półfinałowym pomiędzy Atletico i Chelsea chęć gry w szachy wzięła górę nad chęcią puszczenia wodzy piłkarskiej fantazji. W rewanżu Mourinho futbolu nie zabił, a Simeone chętnie zaproszenie do tańca przyjął. Ostatecznie o wiele lepiej wyszedł na tym szkoleniowiec hiszpańskiej ekipy, który odesłał Mou w ciepłe kapcie. The Special One finał obejrzy w telewizji.
W wielkim finale zobaczymy piłkarzy z Madrytu i trzeba przy tym jasno powiedzieć, że jest to rozstrzygnięcie jak najbardziej zasłużone. Awansował zespół,który zaprezentował piłkę na tak, szukał gry, nie robił uników. Gdy piłkarze Chelsea tylko opuścili gardę, szybka wymiana ciosów powaliła ich na deski.
Świetne w tym sezonie Atletico rozegrało od sierpnia ubiegłego roku już niemal 60 spotkań, a w aż 30 z nich ekipie z Vicente Calderon udawało się zachować czyste konto. W środę wprawdzie ta sztuka im nie wyszła, jednak trafienie, o ironio, Fernando Torresa, byłej gwiazdy i kapitana Rojiblancos, było jedynie wypadkiem przy pracy. Przecież już chwilę później gościom udało się wyrównać, więc na przerwę mogli schodzić z wynikiem 1:1, rezultatem może nie wymarzonym, ale dającym promocję do finału.
Drugą połowę goście rozpoczęli jeszcze lepiej, niż kończyli pierwszą część gry. Byli po prostu zespołem o wiele solidniejszym, lepiej zorganizowanym, z łatwością potrafiącym opanować sytuację w środku pola. Hiszpanie utrzymywali się przy piłce, na dodatek robili to w pięknym stylu – wymienność pozycji mogła zaplątać widzowi oczy, a siła psychiczna Diego Costy w sytuacji, w której zdobywał gola z rzutu karnego – ściąć z nóg. Snajper Atletico najpierw z dziecinną łatwością przechytrzył Samuela Eto’o, dobrych kilkadziesiąt sekund ustawiał piłkę na wapnie, a gdy przyszło do strzału – nie miał chwili zawahania. Umarł król, niech żyje król. Kto wie, czy w przyszłym sezonie to właśnie Costa nie będzie odpowiedzialny za to, w czym aktualnie specjalizuje się na Stamford Bridge Eto’o.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 1:3, co było efektem fantastycznej gry całej ekipy gości. Oni nie mieli żadnej wyrwy, żadnego słabego punktu! Zdominowali środek pola, dorzucili do tego genialnego bramkarza, znakomitych obrońców i piekielnie niebezpiecznych napastników. Simeone stworzył potwora, Atletico to w tym momencie chyba jedyny zespół będący w stanie pokonać Real Madryt. Mamy wielkie szczęście, że właśnie starcie tych zespołów będziemy mieli okazję zobaczyć w wielkim finale. Ten już 24 maja.
pka, Piłka Nożna