Już początek meczu dał nadzieję na dobre widowisko. W 2 minucie
Sadio Mane skiksował w dogodnej sytuacji. Koguty odpowiedziały trafieniem
Heunga-mina Sona, który wymienił piłkę z
Harry Kanem. Sęk w tym, że Koreańczyk był na minimalnym spalonym, co wychwycił VAR. Pierwszy kwadrans nie przyniósł kolejnych okazji.
W 22 minucie Alisson poradził sobie ze strzałem Sona. The Reds odpowiedzieli strzałem aktywnego Mane. Hugo Lloris nie dał się pokonać, a do tego Senegalczyk był na spalonym. W końcówce pierwszej połowy wszystko było w zgodzie z przepisami, ale znowu Francuz okazał się lepszy od Mane. Skrzydłowy był na bakier ze skutecznością, więc zajął się podawaniem. W czwartej minucie doliczonego czasu gry do pierwszej połowy Mane obsłużył Roberto Firmino, a ten z bliska nie mógł się pomylić. Do przerwy było więc 1:0 dla Liverpoolu.
Początek drugiej połowy był bombowy. W 47 minucie Trent Alexander-Arnold dobił strzał Mane. Podrażniony Tottenham błyskawicznie odpowiedział. I to jak! Potężny strzał Pierre’a-Emile’a Hoejbjerga przy słupku był ozdobą spotkania. Podopieczni Juergena Kloppa nie podłamali się. Do siatki gospodarzy trafił Mohamed Salah, jednak sędzia z pomocą VAR dopatrzył się zagrania ręką Firmino w zalążku akcji. W 65 minucie wszystko było zgodnie z podręcznikiem. Mane zamienił na bramkę dośrodkowanie Alexandre’a-Arnolda, a Joe Rodon zachował się w tej sytuacji niczym junior.
Mourinho szalał przy linii bocznej, ale nie natchnął swojej drużyny do skutecznego odrabiania strat. Liverpool po wygranej wskoczył na czwarte miejsce.
sul, PilkaNozna.pl