Manchester City wykonał pierwszy krok do półfinału. Podopieczni Pepa Guardioli rzutem na taśmę, ale zasłużenie ograli 2:1 Borussię Dortmund w pierwszym meczu 1/4 fazy pucharowej Champions League.
Gol i asysta drugiego stopnia w wykonaniu Kevina De Bruyne dały cenne zwycięstwo. (fot. Reuters)
City otwarło rezultat spotkania w dziewiętnastej minucie. Duża w tym „zasługa” Emre Cana, który podczas rozegrania piłki na własnej połowie popełnił błąd i zagrał ją wprost pod nogi Riyada Mahreza. Gracz rodem z Algierii zainicjował błyskawiczny kontratak, który strzałem z bliskiej odległości bezproblemowo sfinalizował pełniący funkcję kapitana Kevin De Bruyne.
Dziesięć minut później „The Citizens” mogli podwyższyć prowadzenie. Mogli, ale na szczęście do tego nie doszło, bo po prostu nie należał im się rzut karny. Rodri teatralnie upadł w polu karnym po walce o piłkę z Canem. Sędzia pierwotnie wskazał na wapno, jednak po analizie całego zajścia przy pomocy VAR, słusznie anulował swą decyzję, gdyż Hiszpan nie został nawet dotknięty.
W trzydziestej siódmej minucie arbiter również odegrał istotną rolę. Strzegący dostępu do siatki manchesterczyków będący pod presją ze strony dortmundczyków Ederson popełnił błąd przy rozegraniu futbolówki. Wykorzystał to Jude Bellingham, który odebrał mu piłkę i już zmierzał na pustą bramkę, lecz sędzia dość kontrowersyjnie uznał, że niepełnoletni jeszcze Anglik dopuścił się faulu na golkiperze poprzez nakładkę i odgwizdał jego przewinienie.
Tuż po przerwie podopieczni Edina Terzicia stanęli przed stuprocentową okazją na doprowadzenie do wyrównania. Wychodzący na wolne pole Erling Haaland został obsłużony prostopadłym podaniem i znalazł się w sytuacji sam na sam z Edersonem. Brazylijski bramkarz zachował dużą dozę zimnej krwi i wyczekał do samego końca, dzięki czemu udało mu się wyjść zwycięsko z tego pojedynku.
Im bliżej było końcowego gwizdka sędziego, tym bardziej rozluźniały się szyki obronne BVB, co próbowała wykorzystać niepohamowana ofensywa City. Sam Phil Foden aż trzykrotnie powinien podwyższyć prowadzenie, jednak za każdym razem nad wyraz szwankowała jego skuteczność i efektywność pod bramką przeciwnika.
A przecież – jak mawia niestarzejące się piłkarskie porzekadło – niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Nie inaczej było i tym razem. Wystarczyła chwila nieuwagi, by w osiemdziesiątej czwartej minucie Terzić i spółka nieoczekiwanie zdobyli jakże cenne trafienie na wyjeździe. Wszystko za sprawą Marco Reusa, który będąc oko w oko z Edersonem, nie dał mu żadnych szans na skuteczną interwencję.
Gdy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, nadeszła minuta numer osiemdziesiąt dziewięć. Wówczas Foden po wcześniejszej serii niepowodzeń wreszcie znalazł drogę do bramki. Reprezentant Anglii z bliskiej odległości wpisał się na listę strzelców, czym dał swojemu zespołowi zasłużone zwycięstwo w pierwszym etapie ćwierćfinałowej rywalizacji.
Mimo wszystko końcowy rezultat nie w pełni odzwierciedla przebieg boiskowych wydarzeń. City wyraźnie kontrolowało grę i powinno zwyciężyć wyżej. Gdyby nie strzelecka impotencja w wykonaniu formacji ofensywnej, bramkowa przewaga drużyny z błękitnej części Manchesteru byłaby pokaźniejsza. Dodatkowo strata gola u siebie z pewnością nie pomaga w kontekście przewagi trafień zdobytych na wyjeździe, co może zaważyć na losach dwumeczu.
Rewanżowe starcie odbędzie się w Dortmundzie już w następnym tygodniu. Czy BVB na własnym stadionie zdoła przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść? A może to City nie da sobie wyrwać awansu do półfinału Champions League? Przekonamy się późnym wieczorem 14 kwietnia.