Leszek Orłowski: W głowie pusto, ino groch z kapustą [FELIETON]
Dobry trener, ale nie ma wyników – istnieje takie powiedzenie. Ale dziś chciałbym je strawestować i napisać o świetnym dyrektorze sportowym, który nie ma wyników oraz świetnym prezesie klubu, który też wyników nie posiada. Legia Warszawa i Wisła Kraków cierpią bowiem wskutek fatalnych decyzji osób zarządzających tymi klubami.
Leszek Orłowski
Jacek Zieliński to postać powszechnie lubiana w piłkarskim środowisku, przynajmniej wśród dziennikarzy. Jako piłkarz był solidny, spokojny, rzeczowy, grzeczny. Jako działacz-dyrektor też kilka razy wykazał się kompetencjami. Ale 9 kwietnia bieżącego roku nadeszło jego Waterloo.
Tego dnia podjął decyzję o zwolnieniu ze stanowiska trenera Legii Kosty Runjaica. Połowa ludzi była za, połowa przeciw. Legia grała słabo, ale trener mówił, że brakuje mu piłkarzy, poza tym akurat drużyna podnosiła się z dołka. A jednak Zieliński go wywalił, żeby zatrudnić niejakiego Goncalo Feio.
Dziś Portugalczyk nie zbudowawszy niczego wartego uwagi na boisku, poza nim psuje wizerunek klubu charakterystycznymi dla siebie zachowaniami. A dżentelmen w każdym calu Runjaic prowadzi Udinese, będące w czubie tabeli Serie A. Pomyśleć, że Legia martwiła się, zwalniając go, czy znajdzie sobie nową pracę i nie będzie musiała płacić mu do końca kontraktu odszkodowania!
Powiedzmy jasno: zwolnienie Runjaica, by zatrudnić Feio, to dokładnie to samo, czym kiedyś było rozstanie z Robertem Lewandowskim, by mógł grać Mikel Arruabarrena. Dla ówczesnego dyrektora sportowego Legii tamta decyzja była Waterloo, po którym się już nie podniósł. Wyobrażam sobie, jak bardzo Zieliński zaciska dziś kciuki za wszystkich rywali Udinese. Bo gdyby tak zwolniony przez niego trener zdobył mistrzostwo Włoch, to pan Jacek zostałby zgrillowany na suchy węgielek.
Inny przypadek to prezes Wisły Jarosław Królewski. Miał otworzyć całkiem nową erę, jeśli chodzi o szefów klubu. AI, Big Data, High Tech, transfery z wyscouta czy innego diabelstwa – wydawało się, że młody przedsiębiorca pokaże całej Polsce jak się zarządza biznesem sportowym. Jeszcze wykreował się na zbawcę tonącego w długach klubu. Tymczasem Wisła spadła z Ekstraklasy, a teraz okupuje dolne rejony tabeli I ligi. Królewski bowiem nie potrafił zatrzymać trenera, który w międzyczasie zdobył Puchar Polski.
W miejsce progresywnego Hiszpana, Alberta Rude, zatrudnił zaś… regresywnego trenera, jakim jest Kazimierz Moskal. I teraz się dziwi. W zeszłym tygodniu w rozmowie z Kanałem Sportowym Królewski wyznał, że w zasadzie to nie wie, co ma teraz robić, ma w głowie pusto, skończyły mu się koncepcje. A skoro tak, to powywalał z klubu kogo się dało. Boże jedyny, przecież takich rzeczy to nie robił nawet Marian Dziurowicz, gdy żelazną ręką (ale bez konsultacji ze sztuczną inteligencją) szefował GKS-owi Katowice! Jemu wystarczyła własna, żeby pewne rzeczy rozumieć.
Tak to jest, gdy niekompetentni ludzie, kierujący się własnym widzimisię zamiast logiką, postępujący tam, gdzie ich myśl zawlecze (słynny i wiecznie żywy „zawleczkowy tryb postępowania” Janusza Romanowskiego) zarządzają sprawami poważnych przedsiębiorstw. Przepraszam, panie Jacku Zieliński, ale żeby zamienić Runjaica na Feio, to trzeba było mieć napad pomroczności jasnej. W którym to stanie pan Królewski (oczywiście też przepraszam), mam wrażenie, tkwi permanentnie. A może chodzi o to, że, jak powiadał pan Zagłoba, „kiedy w brzuchu pusto, w głowie groch z kapustą” i pewnych decyzji nie należy podejmować na czczo, albo na diecie pudełkowej?