Lech po Basel: Zabrakło wyrachowania
Lech zasłużył na słowa uznania po meczu z FC Basel. Maciej Skorża ułożył mądry plan taktyczny, a piłkarze przeważnie realizowali go bez zastrzeżeń. Do zwycięstwa, nie do remisu, zabrakło jednak umiejętności, ale przede wszystkim wyrachowania.
Szwajcarzy kilka, jeśli nie kilkanaście razy pozwolili się skontrować. Ale efektu z tego nie było żadnego, ponieważ mistrz Polski zdobył bramkę po stałym fragmencie. Lech dość łatwo stwarzał zagrożenie, zawsze jednak czegoś brakowało. A to jego piłkarze dali się łatwo złapać na spalonym, a to podanie było nie w tempo, a to zamiast zagrywać z pierwszej piłki (trudniejsze), najpierw było przyjęcie (łatwiejsze, ale wolniejsze), a to Denis Thomalla spudłował w dość prostej sytuacji. Bazylea nie narzuciła jakiegoś szaleńczego tempa, choć różnicę w wyszkoleniu było widać gołym okiem. Po prostu grają tam lepsi piłkarze – to jednak wiedzieliśmy przed meczem.
Absolutnie nie zamierzam krytykować Lecha za porażkę 1:3 ze Szwajcarami, choć najprawdopodobniej to FC Basel zagra w czwartej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów. Lech nie był faworytem tego meczu, ale naprawdę niewiele zabrakło, żeby ten wynik był dziś inny. I tego szkoda, bo Szwajcarzy, choć piłkarsko lepsi, na pewno byli do trafienia. Może trochę zlekceważyli mistrza Polski, może byli zbyt pewni siebie, to nie był jednak problem Kolejorza.
Na wstępie wspomniałem, że piłkarze z Poznania prawie zawsze dobrze wywiązywali się z zadań taktycznych i że Lechowi zabrakło wyrachowania. Prawie, bo jednak kilka błędów popełnili i teraz najważniejsze – za każdym razem były brutalnie wykorzystywane przez FC Basel. Jeśli gdzieś udało się Szwajcarom osiągnąć przewagę, zaraz gotowało się pod bramką Kolejorza. Wcale tych ataków dużo nie było, ale jednak to Szwajcarzy wbili Lechowi trzy gole. To był właśnie wyrachowany futbol, naturalnie też w kilku kluczowych momentach się mylili, jak na przykład przy rzucie karnym, ale wpierw perfekcyjnie wykorzystali błąd w ustawieniu Tomasz Kędziory. Piłka natychmiast poszła za jego plecy, a po chwili był rzut karny i czerwona kartka. To była podstawowa różnica między Lechem a Basel. Wyrachowanie. Przewidywanie, że przeciwnik może się pomylić i potem wykorzystanie okazji. Nie było miejsca na niedokładność, jak kilka razy w przypadku Szymona Pawłowskiego w Lechu. Była zimna głowa.
Przykro to pisać, ale wszystko wskazuje na to, że za rok minie 20 lat odkąd polski klub grał w Lidze Mistrzów. Naprawdę nie ma w tym przypadku, dzisiejszy mecz to pokazał. Jeśli ktoś myśli, że na przykład Legia Warszawa miałaby większe szanse na zwycięstwo z FC Basel, to jest w grubym błędzie…
Przemysław Pawlak
foto: Łukasz Skwiot