Kto ma większe szanse na mistrza?
Hiszpańska ekstraklasa wkroczyła w decydującą fazę. Do zakończenia rozgrywek Primera Division zostało raptem dwanaście dni, w trakcie których odbędą się aż cztery pełne serie gier. Wciąż nie jest znany w stu procentach ani mistrz kraju, ani wszyscy uczestnicy europejskich pucharów, ani nawet żaden ze spadkowiczów, ale w nadchodzącej kolejce numer „35” możemy być świadkami niektórych z wymienionych rozstrzygnięć.
Od dawien dawna rywalizacja madrycko-barcelońska nie była tak zacięta do ostatnich chwil. (fot. Reuters)
Odpowiedź na tytułowe pytanie jest wręcz oczywista. W chwili obecnej Real Madryt ma zdecydowanie większe szanse na zdobycie mistrzostwa Hiszpanii. Piłkarze prowadzeni przez Zinedine’a Zidane’a na cztery kolejki przed zakończeniem bieżącego sezonu zasiadają na fotelu lidera. Ich przewaga nad plasującą się na drugim miejscu FC Barceloną wynosi cztery punkty. Oznacza to, że madrytczycy są zależni tylko i wyłącznie od samych siebie.
„Królewscy” zawdzięczają komfortową sytuację na finiszu ligowych zmagań przede wszystkim formie prezentowanej od momentu wznowienia rozgrywek. W siedmiu ostatnich meczach ekipa z Estadio Santiago Bernabeu zanotowała imponującą serię siedmiu zwycięstw z rzędu. Gdyby nie ponadprzeciętnie dobra postawa formacji defensywnej (dwadzieścia jeden straconych trafień na przestrzeni trzydziestu czterech meczów to najlepszy wynik w historii istnienia klubu), z pewnością nie byłoby mowy o rzeczonej serii.
W tym samym czasie „Duma Katalonii” aż trzykrotnie nie zdołała skompletować kompletu punktów. Remisy w starciu z Sevillą (0:0), Celtą Vigo (2:2) i Atletico Madryt (2:2) sprawiły w konsekwencji, że skromna przewaga opiewająca na zaledwie dwa punkty w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch pandemii nowego koronawirusa została w zupełności roztrwoniona na rzecz odwiecznych rywali.
Nadchodzący terminarz „Los Blancos” bynajmniej nie jest przesadnie wymagający. Zidane i spółka zmierzą się kolejno z Alaves, Granadą, Villarreal i Leganes. Czekają ich zatem starcia z drużynami plasującymi się aktualnie na odpowiednio piętnastej, piątej, dziesiątej i dziewiętnastej lokacie. Jedynym przeciwnikiem z wymienionego grona z kategorii trudnych do pokonania jest niewątpliwie „Żółta Łódź Podwodna”. Bilans pięciu poprzednich konfrontacji to trzy remisy i dwa zwycięstwa każdej z ekip.
Jednak tego samego nie można powiedzieć o pozostałych zespołach. Mimo wszystko Zidane nie zamierza lekceważyć żadnego z nadchodzących adwersarzy. „Dopóki w sposób matematyczny nie zapewnimy sobie końcowego zwycięstwa w La Lidze, dopóty nie możemy pozwolić sobie na utratę czujności choćby na chwilę. Mam bardzo duże doświadczenie zarówno jako trener, jak i piłkarz, zatem doskonale zdaję sobie sprawę, że każdy mecz jest istotny” – podkreślił szkoleniowiec rodem z Francji.
Harmonogram najbliższych gier FC Barcelony – przynajmniej na papierze – jest jeszcze mniej skomplikowany. Ekipa ze stolicy Katalonii podejmie Espanyol (co ciekawe, jeśli popularne „Papużki” nie zdołają zwyciężyć w ramach derbowej rywalizacji, oficjalnie spadną z ligi), Valladolid, Osasunę i Alaves. Jak powszechnie wiadomo – wszystkie z tych drużyn w ligowej klasyfikacji plasują się w dolnej strefie (czyli poniżej dziesiątego miejsca).
Ale nawet cztery zwycięstwa z rzędu nie zagwarantują aktualnym mistrzom Hiszpanii obrony tytułu. Dodatkowo „Królewscy” posiadają całkiem spory margines błędu. Zakładając, że podopieczni Quique Setiena dopiszą czterokrotnie po trzy oczka do własnego dorobku punktowego, Real Madryt nadal będzie mógł pozwolić sobie na jedną porażkę bądź dwa remisy. „Nie podoba nam się nasz obecne położenie w tabeli, ale będziemy walczyć ze wszystkich sił do końca, aby koniec końców znaleźć się na pierwszym miejscu” – zapowiedział nietracący wiary w odmianę losu Gerard Pique.
Rywalizacja madrycko-barcelońska bynajmniej nie będzie w pełni absorbować uwagi obserwatorów hiszpańskiego futbolu podczas trzydziestej piątej kolejki. Dlaczego? Ano dlatego, że będziemy świadkami dwóch bezpośrednich pojedynków drużyn, które walczą o udział w przyszłorocznej edycji europejskich pucharów. Chodzi rzecz jasna o konfrontację Getafe z Villarrealem. Gospodarze – szóste miejsce i pięćdziesiąt trzy punkty, goście – piąte miejsce i pięćdziesiąt cztery punkty. I jedni, i drudzy mogą dużo zyskać i równie wiele stracić.
Potyczką o podobnej randze będzie starcie Athletiku Bilbao z Sevillą. Ekipa ze stolicy Andaluzji po serii czterech kolejnych remisów wróciła na zwycięski szlak, odnosząc dwie wygrane z rzędu. Piłkarze prowadzeni przez Julena Lopeteguiego są niemal pewni gry w fazie grupowej Champions League. Niemal, ponieważ zajmują czwartą pozycję z względnie bezpieczną przewagą sześciu punktów nad zespołem niżej. Z kolei gracze z Kraju Basków mają zamiar wykorzystać słabą postawę ich odwiecznych rywali – Realu Sociedad – i rzutem na taśmę załapać się na eliminacje do Ligi Europy.
Nie mniej interesująco jest w strefie spadkowej. Leganes może zostać – wraz z wspomnianym wcześniej Espanyolem – spadkowiczem na poziom Segunda Division. Jeśli podmadryckie „Ogórki” przegrają z również walczącym o utrzymanie Eibarem, wówczas oficjalnie zostaną zdegradowani. Każdy inny wynik, co prawda, pozwoli im zachować matematyczne szanse na występ w La Liga w przyszłym sezonie, ale spełnienie rzeczonego scenariusza należy raczej traktować jako piłkarskie science-fiction, aniżeli realną do zrealizowania perspektywę.
Jan Broda