Przejdź do treści
Kręte drogi angielskich kadrowiczów

Ligi w Europie Świat

Kręte drogi angielskich kadrowiczów

Milionerzy, gwiazdorzy i bohaterowie pierwszych stron gazet. Życie angielskich piłkarzy wydaje się bardzo łatwe, a jednak zagłębienie się w historię selekcjonera reprezentacji oraz zawodników pokazuje z czego wynika ich determinacja w pogoni za wynikami.

Harry Kane będzie szukał trafień w wielkim finale Euro 2020 (fot. Reuters)


MICHAŁ ZACHODNY

Złote pokolenie uważano za takie, któremu wszystko wychodziło i tyle samo mu się należało. Stąd pragnienie triumfów na międzynarodowych turniejach, zawsze kończące się rozczarowaniem. W pierwszej dekadzie XXI wieku reprezentacja Anglii dochodziła na turniejach najwyżej do ćwierćfinałów, w 2010 roku odpadła z mistrzostw świata w 1/8 finału, cztery lata później nie wygrała nawet meczu w fazie grupowej, katastrofalnym występem z Islandią zakończyła udział w Euro 2016 we Francji. Jednak odkąd Gareth Southgate przejął zespół, jego największym sukcesem stało się przebicie mentalnej bariery, jaka od lat ciążyła Anglikom. Zrobił to w 2018 w Rosji, gdzie udało się pokonać Kolumbię w serii rzutów karnych, a teraz wygrał na Euro z Niemcami na Wembley.

Inspirujący przykład

O tym, że on sam zmagał się z przeszłością świadczą jego pomeczowe komentarze. – Nie jestem w stanie zmienić tego, że mój niewykorzystany rzut karny w półfinale Euro 1996 z Niemcami pozbawił moich kolegów szansy na triumf. Widziałem dzisiaj na stadionowym telebimie Davida Seamana i to mi przypomniało o tamtym zdarzeniu. Jednak cieszę się, że ten zespół był w stanie dać tak wielu ludziom radość w meczu przeciwko takiemu rywalowi – mówił.

Ten sukces wziął się z porażki, choć w dniach poprzedzających mecz 1/8 finału z Niemcami selekcjoner oraz piłkarze starali odciąć się od historii spotkań z tym rywalem. Jednak tuż po ostatnim gwizdku emocje były ogromne, wynikające nie tylko z osiągnięcia, ale samej okazji – ponad czterdziestu tysięcy ludzi na Wembley – w kraju, którego dzienna liczba zakażeń koronawirusem przewyższała wynik całej Unii Europejskiej. Ale to była najpiękniejsza zbiorowa celebracja na Wyspach od kilkunastu miesięcy trwającego, mniej lub bardziej zaostrzonego, lockdownu.

Southgate jest idealnym przykładem, że sukcesy biorą się z porażek. Przykładem nie tylko dla piłkarzy, kibiców, ale i wszystkich, którzy szukają inspiracji. Nie ma przypadku, że selekcjoner kilkanaście miesięcy temu wydał książkę pod tytułem „Anything is possible” (Wszystko jest możliwe), w której dzieli się poradami do efektywnego wdrożenia w codzienne życie. – Pracując z reprezentacją, skupiamy się na tym, co możemy osiągnąć, a nie na rzeczach, które mogą pójść źle. Wierzę we właściwe nastawienie, chęć nauki z błędów i umiejętność radzenia sobie w najlepszych oraz najgorszych momentach życia. Każdy może wtedy osiągnąć więcej – mówił.
Dlatego raz jeszcze warto wrócić do tego dołka, w którym znalazł się 25 lat temu po zmarnowanym rzucie karnym. Southgate wspomina, że po spotkaniu nawet od matki usłyszał uwagę: dlaczego po prostu nie uderzyłeś na siłę? Po półfinale z Niemcami najlepszej rady udzielił mu za kulisami Liam Gallagher, wówczas wokalista bijącej rekordy popularności grupy Oasis. – Nie przejmuj się tym, ponieważ przynajmniej miałeś jaja i podszedłeś do rzutu karnego, czego oni nie są nawet w stanie sobie wyobrazić – powiedział.

– Nie czułem złości, ale żal, poczucie odpowiedzialności za porażkę, wyrzuty sumienia. W jakiejś części to wciąż we mnie żyje – że poległem pod presją, że jako profesjonalista nie poradziłem sobie w tak spektakularnym momencie – mówił. – Obecnie piłkarze mogą korzystać z rad ekspertów, by ci pomogli im poradzić sobie z takimi sytuacjami. Ja musiałem poradzić sobie z tym wszystkim sam.
Podejście Southgate’a jest jednocześnie bardzo metodyczne. Zarówno w kontekście sztuki wykonywania rzutów karnych – odnosząc się raz jeszcze do meczu z Kolumbią – jak i podejścia do meczów z największymi rywalami. Selekcjoner Anglików skupia się na skonkretyzowaniu zadania, znalezieniu właściwego rozwiązania i wdrożeniu go poprzez treningi, wybory personalne, nastawienie. Cała medialna otoczka, uczucia fanów, krytyka i pochwały stają się wyłącznie szumem, który do niego nie dociera. Słowem: nie jest tak, jak w tamtym półfinale na Wembley 25 lat temu, gdy już droga do piłki ustawionej na jedenastym metrze całkowicie go rozbiła. – Chciałem po prostu uderzyć i mieć święty spokój – wspominał tamten moment osobistej tragedii, która stała się narodową traumą. Teraz nie docierają do niego skrajne emocje, jest w stanie je zablokować, by skupić się na celu.

Gole pod Łukiem

Nie ma innego lepszego przykładu w tej reprezentacji, niż ten najlepszego strzelca Anglików w Euro 2020. Raheem Sterling miał łatkę złotego i bardzo trudnego dziecka tamtejszego futbolu. Po zwycięstwie nad Niemcami trafił na okładkę brukowca „The Sun” i bodaj pierwszy raz zdarzyło się, by edytorzy umieścili go tam w pozytywnym kontekście. Zwykle przedstawiano go jako tego, którego trzymają się problemy, który wydaje bezsensownie pieniądze, żyje sławą i nie bierze na siebie odpowiedzialności w trudnych momentach.

Tymczasem Sterlinga ukształtowały właśnie takie chwile. Nie na boisku, lecz w życiu. W wieku dwóch lat zamordowano jego ojca. Po przeprowadzce z Jamajki do Londynu musiał pomagać mamie, która była sprzątaczką w jednym z podrzędnych hoteli. – Przed szkołą wstawałem o piątej nad ranem, by pomóc jej w czyszczeniu toalet w Stonebridge. Jedyną dobrą rzeczą było to, że po pracy mama pozwalała mi i siostrze wybrać dowolną słodycz z maszyny, która była ustawiona w hotelu – opowiadał w „Players Tribune”. – Dlatego jeśli ludzie chcą pisać o tym, jak wygląda łazienka w domu mojej mamy (słynna historia z „The Sun” ukazująca złote zdobienia i krytykująca rozrzutność piłkarza – przyp. red.), ja mogę tylko wrócić do tych wspomnień sprzed piętnastu lat. Jeśli ktokolwiek zasługuje na takie szczęście, to właśnie moja mama. Ona przyjechała do tego kraju, nie mając niczego, skończyła szkołę, pracując jako sprzątaczka, a teraz jest dyrektorką w domu opieki – mówił z dumą.

Sterling jest też uosobieniem marzenia, jakie obecnie towarzyszy każdemu młodemu piłkarzowi w Anglii. Przecież przez lata cierpień reprezentacja przestała być celem, raczej była przykrym obowiązkiem, któremu towarzyszy niezdrowe zainteresowanie mediów i krytyka przeradzająca się w hejt. Nawet przed mistrzostwami Europy drużyna mierzyła się z wyzwaniem, jakim były gwizdy własnych kibiców, gdy zawodnicy na początku meczu klękali w geście walki z rasizmem. On sam wychowywał się ledwie kilka kilometrów od Wembley, wspominał zresztą, że jadąc pierwszy raz na mecz reprezentacji w autobusie kadry, rozpoznawał ulice, a sam łuk wyrastający nad dzielnicą ma wytatuowany. – Widziałem budowę nowego stadionu ze swojego ogródka. Kiedyś chodziłem do parku i strzelałem do bramki, ciesząc się z goli, gdy nad moją głową był ten łuk. Czułem się jakbym był na samym środku areny – opowiadał.

Krytyka jedynego

Sterling nie był jedynym bohaterem zwycięskiego meczu z Niemcami. Przy jego golu asystował Luke Shaw, ten boczny obrońca przejął również piłkę i rozpoczął kontrę, która zakończyła się drugim trafieniem. Kilka dni przed spotkaniem piłkarz szeroko opowiadał o tym, co spotkało go również w trakcie turnieju – krytyka ze strony Jose Mourinho. Portugalczyk będący ekspertem w TalkSport bardzo negatywnie oceniał między innymi to, jak Shaw wykonuje stałe fragmenty. Wcześniej był jego menedżerem w Manchesterze United, gdy zbiegło się to z bardzo złym okresem w karierze lewego obrońcy. Nie tylko dlatego, że dopiero wracał po fatalnym złamaniu nogi w meczu z PSV Eindhoven w 2015 roku, ale także przez to, jak go Portugalczyk traktował. 

Także okoliczności – przebywanie z reprezentacją, pewność siebie, świadomość otoczenia oraz przekaz płynący ze strony selekcjonera – pomogły mu w przebiciu bariery, jaką niegdyś postawił przed nim Mourinho. – Dużo się nauczyłem w okresie pracy z nim. Teraz z łatwością ignoruję jego uwagi, częściej się z tego śmieję. Nie rozumiem, dlaczego wciąż się mnie czepia, wskazuje mnie palcem. Nikt nie ma świadomości, co przeżyłem w tym okresie. Żadnej jego opinii nie da się porównać z tym, jak mnie traktował. Wyrosłem z tego. On niektórych lubi, innych nie i ja należałem do tej drugiej kategorii. Choćbym starał się nie wiadomo jak mocno, nigdy nie zmienił o mnie zdania. Teraz już to zostawiłem, skupiam się wyłącznie na tym, co obecny sztab szkoleniowy mi mówi, jaka jest opinia Garetha – dodawał.

Telefon z więzienia

Wiele w ostatnim roku mówiono o tym, ile dla angielskich dzieci zrobił Marcus Rashford, jak wspaniale zaangażował się w zbieranie środków na cały system dokarmiania młodzieży, której rodziny są zbyt biedne, by zapewnić dzieciom codziennie ciepłe posiłki. Jednak napastnik Manchesteru United nie jest jedynym, który tego doświadczył. – To, czego Marcus dokonał jest niesamowite. Sam dostawałem w szkole darmowe posiłki, choć inni w klasie przynosili swoje kanapki, słodycze. Śmiano się ze mnie, z mojej mamy, że nie stać nas na jedzenie. Były dni, gdy mama nie jadła wieczorami, by wystarczało dla mnie i mojego rodzeństwa. Czasem do naszego budżetu musiała dorzucać się babcia – opowiadał z kolei Kalvin Phillips, obecnie podstawowy zawodnik reprezentacji Anglii.

On dopiero w minionym sezonie zadebiutował w reprezentacji, rozegrał pierwsze spotkania na poziomie Premier League. W Leeds United jest od czternastego roku życia, szybko oceniono go jako przyszłego ulubieńca trybun, a w niełatwym okresie w historii klubu – gry na zapleczu najwyższej ligi – był jedną z dobrych wiadomości dla kibiców. To z jakiego otoczenia wyrósł Phillips, robi jeszcze większe wrażenie. Jego ojciec kilkukrotnie lądował w więzieniu za napady, handel narkotykami. – Często był nieobecny w moim życiu. Patrzę jednak na jego wychowanie i wiem, jak było mu trudno. W klasie zawsze przezywano go „Chalky” (slangowe, rasistowskie wyrażenie), bo był jedynym czarnoskórym uczniem. W wieku trzynastu lat został ojcem, swojego taty nie znał. To wszystko wydaje się niewyobrażalne – mówił w wywiadzie z „Timesem”. Na Wembley jego ojca nie było, bo wciąż odsiaduje wyrok w więzieniu. – Wolę rozmawiać z nim przez telefon, niż wizytować. Wiem, że jest ze mnie dumny. Kiedy awansowaliśmy, zadzwonił do mnie i powiedział, bym posłuchał – więźniowie zaczęli śpiewać „Marching on together” (jedną z najpopularniejszych przyśpiewek kibiców Leeds United).

To tylko kilka przykładów na to, że nowe złote pokolenie Anglików wcale nie miało różowego życia. Mason Mount, który od początku był związany z Chelsea, przeszedł tam przez kolejne szczeble i wreszcie jest w pierwszej drużynie, a do tego pochodzi z dobrego domu, jest wyjątkiem od reguły. Tym bardziej sposób zarządzania przez Southgate’a trafia do piłkarzy, choć jako selekcjoner nie ma tak bliskiego kontaktu, codziennej relacji na treningu i w szatni, jakby chciał. A jednak atmosfera w kadrze Anglii jest wybitna, wręcz można zastanowić się, co mogłoby sprawić, że ta indywidualna i zespołowa droga do historycznych wyników stanie się bardziej kręta. Może właśnie sam sukces, bo na razie to pokolenie wciąż jest nienasycone.

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU PIŁKA NOŻNA 27/2021

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024