Kosta Runjaic w wyważonych słowach podsumował finał Pucharu Polski.
– Czerwona kartka sprawiła, że w pierwszych minutach musieliśmy zacząć się zastanawiać, dokonać burzy mózgów, co zmienić, by nasza postawa w obronie była lepsza. Ernesta Muciego zmienił Maik Nawrocki. Przed tą korektą był pewien zamęt, zamieszanie w grze, ale po tej zmianie przeorganizowaliśmy szeregi i wszystko zmierzało w takim kierunku, w jakim planowaliśmy. Zagęściliśmy środek pola, nie dawaliśmy Rakowowi zbyt wielu możliwości na rozegranie. Broniliśmy twardo w polu karnym, postawa w grze 1 na 1 nie dawała powodu do zarzutów.
– Z każdą minutą presja rosła. Raków miał sytuacje, inaczej być nie mogło, zawyżywszy na okoliczności, jakie nastąpiły w trakcie mecz, ale Tobiasz wybronił kilka 100-procentowym sytuacji. Potem pokazaliśmy hart ducha, kolektyw, mobilizację, drużyna się twardo postawiła. Doszło do dogrywki, w której nie tylko nam zaczęło brakować sił, przeciwnikowi także. W rzutach karnych potrzeba farta, to było po naszej stronie. Zdobyliśmy puchar, co napawa mnie wielkim szczęściem, jestem bardzo zadowolony. To pewnego rodzaju rehabilitacja dla kibiców, miasta za postawę zespołu w poprzednim sezonie. Czuję ogromną dumę – mówił Niemiec.
– Mecz nie był ucztą, reklamą futbolu, okazał się brzydki, lecz wszystko wiązało się z decyzją sędziego o odesłaniu naszego zawodnika do szatni. Wtedy doszło do sytuacji poza boiskiem, czyli utarczek słownych pomiędzy sztabami obu drużyn. Poruszymy tę kwestie wewnątrz zespołu. Tuż przed konferencją oba sztaby wymieniały się uprzejmościami słownymi, ale nie można powiedzieć, że jedna strona jest winna, a druga nie. Każda strona powinna spojrzeć w lustro i zadać pytanie: „Jak należałoby sobie radzić w takich sytuacjach?”. Zdobyte trofeum to najważniejsza sprawa. Zostało jeszcze kilka kolejek ligowych, ale można powiedzieć, że osiągnęliśmy sukces – komentował trener Legii.
– Rzuty karne z Lechią w Gdańsku uświadomiły mnie, z jakim stresem wiąże się seria „jedenastek”. Zazwyczaj jestem osobą, która zachowuje luz w sytuacjach stresowych. Mam takie przeświadczenie, że rzeczy, które się przytrafiają, dzieją się niezależnie ode mnie, trzeba to przyjąć. W Niecieczy zwyciężyliśmy Termalikę po dogrywce, wtedy pojawiła się myśl, że możemy dojść do końca rozgrywek i w maju zdobyć trofeum. Wszystko pięknie się ziściło.
– Rozważania i myśli dot. obsady bramki dojrzewały w sztabie trenerskim przez ostatnie tygodnie. Wiedzieliśmy, jakie są okoliczności, to były czynniki, które uwzględnialiśmy przy podjęciu finalnej decyzji. Tobiasz rozgrywa świetny sezon, w trakcie rozgrywek doznał kontuzję, za co nie można go winić. Uraz sprawił, że hierarchia – która wcześniej kształtowała się tak, że Kacper był jedynką, Hładun dwójką, Miszta numerem trzy – zmieniła się. Dominik wszedł do składu, Czarek był drugi. Potem Tobiasz się odbudował, wrócił do treningu, do bramki, zagrał w dwóch spotkaniach, znowu stał się jedynką.
– Pamiętaliśmy, że Miszta bardzo dobrze bronił w Pucharze Polski, dlatego przed finałem złożyłem mu propozycję, by usiadł na ławce. Był szczery, uczciwy – powiedział, że nie czuje się w 100-procentach gotowy, zdrowy i dodał, ze chciałby, by wszyscy zawodnicy byli w pełnej dyspozycji. Z tego względu Dominik był dwójką. To jest właśnie piękno futbolu. Zawodnik, który jeszcze kilka miesięcy temu nie byłby w ogóle rozważany do gry, teraz stał się bohaterem finału. Bardzo cieszę się, że mamy tak mocną obsadę bramki. Kacper, Dominik i Czarek to świetni golkiperzy.
– Nie widziałem jeszcze sytuacji z Yurim Ribeiro. Ja nie chcę dyskutować z decyzjami sędziów. Nie jestem taką osobą. Po czerwonej kartce, w naszej grze był pewny zamęt. Koniec końców najważniejszy jest jednak końcowy wynik. Sędziowie w trakcie meczu muszą podejmować decyzje, a ja nie chcę się do nich odnosić.
– Mówiłem wielokrotnie, że mam wielki szacunek do trenera Papszuna. Dzisiejszy mecz miał ogromny ciężar emocjonalny. Takie rzeczy się zdarzają. Widziałem, że ławka Rakowa, jeszcze przed tą sytuacją, każdą decyzję sędziego bardzo komentowała. Chciałem zareagować, bo po ludzku zaczęło mi to przeszkadzać. Podjąłem taką, a nie inną decyzję. Chciałem poniekąd wzmóc dodatkową motywację wśród naszych piłkarzy. Okazało się, że nie był to zły pomysł. Takie sceny zdarzają się. Najważniejsze, że po końcowym gwizdku spojrzeliśmy sobie w oczy, a trener Papszun mi pogratulował. Na pewno cała liga straci na tym, bo szkoleniowiec Rakowa był wielkim trenerem i wielką osobowością.
– Proponowałbym, żebyśmy nie rozdrapywali od razu wszystkich ran. Powinniśmy dawać przykład. Nie wiem dokładnie, jaka sytuacja działa się z Filipem Mladenoviciem. Mladen twierdził, że przez cały mecz w jego kierunku padało wiele obraźliwych słów. Dzisiaj jest pora na świętowanie. Z pewnością będziemy mogli przedyskutować całą sytuacją z Filipem. Jestem dumny ze swoich zawodników. Druga strona powinna sobie również zadać pytania, czy jej wszystkie zachowania były zgodne z duchem rywalizacji.
– Filip podał mi, jakie słowa padły w jego kierunku. Na tym zakończyłbym ten temat.
– Jestem dumny z mojej drużyny. Taki sukces dodatkowo zespoli ten kolektyw. Na pewno czeka nas dogrywka w szatni, gdzie czekają mnie niespodzianki.
– Siły u moich zawodników powoli się kończyły. Josue i Filip Mladenović poprosili o zmiany. Wczoraj zrobiliśmy mały konkurs rzutów karnych. Wzięło w nim udział wszyscy piłkarze, którzy dzisiaj stawili się w kadrze. Wszyscy umieścili piłkę w siatce. To widocznie był dobry prognostyk.
– Przed serią rzutów karnych miałem przeczucie, że wygramy. Im bliżej serii jedenastek tym bardziej myślałem, że wrócimy na Łazienkowską z trofeum.
– Chciałbym gorąco podziękować kibicom za wsparcie i wspaniałą oprawę.
– Puchar jest nasz! Tylko Legia! Do końca! – zakończył, po polsku, trener „Wojskowych”.
źródło: legia.net
karsie, PilkaNozna.pl