Przejdź do treści
Koronacja Realu Madryt już dzisiaj?

Ligi w Europie La Liga

Koronacja Realu Madryt już dzisiaj?

Wydawać by się mogło, że na dwie kolejki przed końcem sezonu wszystko powinno być już rozstrzygnięte. Nic bardziej mylnego. W Primera Division do tej pory nie jest znany ani mistrz kraju, ani wszyscy uczestnicy europejskich pucharów, ani każdy z trzech spadkowiczów. Istnieje jednocześnie duże prawdopodobieństwo, że ostateczne werdykty w hiszpańskiej ekstraklasie zapadną po rozegraniu nadchodzącej serii gier numer „37”.
Real Madryt jest na ostatniej prostej do zdobycia pierwszego do trzech lat mistrzostwa Hiszpanii. (fot. Javier Barbancho)


Nie ulega żadnej wątpliwości, że oczy piłkarskich obserwatorów dzisiejszego wieczora (a dokładnie od 21:00 do 23:00) będą zwrócone w kierunku Estadio Alfredo Di Stefano. Powód jest wręcz oczywisty. Właśnie tam Real Madryt zmierzy się z Villarrealem. Mowa zatem o bezdyskusyjnie najciekawszym starciu trzydziestej siódmej kolejki. Dodatkowo, jeśli podopieczni Zinedine’a Zidane’a skompletują trzy punkty, wówczas zostaną oficjalnymi zwycięzcami dobiegającej końca edycji ligowych zmaganiach.

„Królewskich” z całą pewnością jednak nie czeka łatwa przeprawa. Nawet pomimo ze wszech miar imponującej serii dziewięciu kolejnych victorii. Dlaczego? Ano dlatego, że „Żółta Łódź Podwodna” bynajmniej nie jest przysłowiowym „chłopcem do bicia”. Co więcej – ekipa znad Zatoki Walenckiej ewidentnie posiada sposób na madrytczyków. A najlepiej świadczy o tym fakt, że bilans pięciu ostatnich rywalizacji obu drużyn przedstawia się następująco: jedno zwycięstwo Realu, trzy remisy, jedno zwycięstwo Villarrealu.


Ale to nie wszystko. Podopieczni Javiera Callejy już o nic nie grają. Awans do elitarnej Ligi Mistrzów – na ich nieszczęście – nie jest możliwy ze względu na zbyt dużą różnicę punktową wobec czwartej Sevilli oraz równocześnie, tym razem z racji większej liczby oczek na własnym koncie w stosunku do rywali, są pewni udziału w kolejnej odsłonie Ligi Europy. Brak presji sprawia, że będą mogli zaprezentować pełnię swoich futbolowych umiejętności bez konieczności podejmowania asekuranckich kalkulacji.

„W futbolu absolutnie nic nie jest niemożliwe. Będzie walczyć ze wszystkich sił i spróbujemy zademonstrować się z jak najlepszej strony. Zbliżająca się konfrontacja bardzo nas motywuje. Nie zamierzamy umożliwiać Realowi świętowania. Będziemy świadkami zaciekłego spotkania” – zaznaczył Calleja. „Bez dwóch zdań czeka nas skomplikowany mecz. Nasi dzisiejsi przeciwnicy tworzą wielki zespół” – podkreślił z kolei Zidane. 

To nie koniec zmartwień „Los Blancos”. W roli rozjemcy wystąpi bowiem wszystkim doskonale znany w białej części stolicy Hiszpanii Alejandro Jose Hernandez Hernadez. Niejednokrotnie madrytczycy otwarcie protestowali przeciwko jego sędziowaniu, wskazując na liczne kontrowersyjne decyzje podjęte przez trzydziestosiedmioletniego arbitra. O ile z ich argumentacją można się nie zgadzać, o tyle bezspornie obiektywnym faktem jest, że Hernandez Hernandez jest dla nich wybitnie niekorzystnym sędzią. Dość powiedzieć, że Real Madryt wygrał raptem dwa z dziesięciu ostatnich meczów sędziowanych właśnie przez niego.

Tak czy siak „Królewscy” mają we własnych rękach (a raczej nogach) wszystkie potrzebne atuty do doprowadzenia do pokonania ekipy z Estadio de la Ceramica. Jeśli tak się stanie, tym samym przypieczętują zdobycie trzydziestego czwartego mistrzostwa Hiszpanii w przeszło stuletniej historii istnienia klubu. I nawet jeśli koniec końców po upływie dziewięćdziesięciu minut zanotują remis lub porażkę, nadal zachowają szanse na koronacje. Wystarczy, że w ostatnim starciu z niemal już zdegradowanym Leganes osiągną (w zależności, rzecz jasna, od rezultatu poprzedniego meczu) remis bądź zwycięstwo, żeby nie oglądać się na drepczącą im po piętach FC Barcelonę.


Od kibiców zaczynając, przez bukmacherów, na dziennikarzach kończąc. Uwaga ich wszystkich nie będzie absorbowana wyłącznie rywalizacją madrycko-walencką. W tym samym czasie odbędzie się aż osiem innych meczów. 

Wspomniana wcześniej „Duma Katalonii” zmierzy się z Osasuną. Na samym początku sezonu (w trzeciej kolejce) beniaminek z Pampeluny napsuł aktualnym wciąż mistrzom Hiszpanii sporo krwi. Wówczas padł remis w stosunku 2:2. Aktualnie ani jedni, ani drudzy nie biorą wzajemnego podziału punktów nawet pod uwagę. Zarówno gospodarze, jak i goście nadal liczą się w grze w kontekście odpowiednio zajęcia pierwszego miejsca po ostatniej serii gier i uplasowania się na siódmej lokacie gwarantującej udział w eliminacjach do europejskich pucharów. Ich bojowego nastawienia nie zmienia fakt, że szanse obu drużyn na ziszczenie się rzeczonych celów ocierają się wręcz o cud.

Real Sociedad. Nazwa klubu mieszczącego się w Kraju Basków prawie nieustannie była odmieniana przez wszystkie przypadki odnośnie pierwszego od blisko dziesięciu lat awansu do Ligi Mistrzów. Prawie, ponieważ pandemiczna przerwa sprawiła, że ekipa z przygranicznego San Sebastian wyraźnie obniżyła loty, notując pięć meczów bez zwycięstwa, w tym aż cztery porażki. Wszystko wskazuje jednak na to, że RSSS wreszcie wybudził się z koronawirusowego letargu, bo ponownie włączył się do walki o Europę. Warunek sine qua non: ograć Sevillę i liczyć na pomyślmy układ wyników bezpośrednich rywali.

Nie mniej ciekawie będzie w dolnych strefach klasyfikacji La Liga. Do grona zdegradowanego już Espanyolu dołączyć muszą jeszcze dwie drużyny. W bój o ligowy byt uwikłane są w sumie cztery zespoły – Leganes, Mallorca, Alaves i Celta Vigo. Sytuacja dwóch pierwszych jest najgorszą, ponieważ od bezpiecznej pozycji dzielą ich cztery punkty, a do zdobycia łącznie jest ich zaledwie sześć. Zaś położenie dwóch pozostałych jest relatywnie komfortowe, gdyż są uzależnieni tylko i wyłącznie od siebie. 

Jan BRODA

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024