Zupełnie inaczej RB Lipsk wyobrażał sobie konfrontację z Arminią Bielefeld. Miało być łatwe zwycięstwo, skończyło się upokarzającą kompromitacją.
Bieżący sezon jest daleki od ideału w wykonaniu RB Lipsk. Wicemistrz Niemiec plasuje się dopiero w środku tabeli i na półmetku rozgrywek jest praktycznie pozbawiony szans na tytuł mistrzowski, a dodatkowo odpadł z Ligi Mistrzów już na etapie fazy grupowej.
Mimo to ostatnimi czasy wydawało się, że podopieczni Domenico Tedesco zaczynają grać na miarę umiejętności i oczekiwań, a zwycięstwo nad faworyzowanym Manchesterem City (2:1) i wysokie pokonanie Borussi Moenchengladbach (4:1) były tego namacalnym dowodem.
Jednak klub pod egidą Red Bulla znowu pokazał swoje najgorsze oblicze. Konfrontacja z przedostatnią w tabeli Arminią Bielefeld miała być szybkim, łatwym i przyjemnym sposobem na zakończenie słodko-gorzkiego roku 2021. Stało się jednak wprost przeciwnie.
Mecz od początku nie układał się po myśli Lipska. Już w 7. minucie boisko musiał przedwcześnie opuścić z powodu kontuzji Emil Forsberg. Nieobecność jednego z motorów napędowych zespół poskutkował wytraceniem dynamiki akcji ofensywnych.
Nie przeszkodziło to jednak Tedesco i spółce przeważać, a momentami wręcz dominować, lecz niezliczona ilość podań na połowie Arminii nie mogła przełożyć się na zdobycz bramkową w obliczu braku podbramkowej skuteczności.
Tego samego nie można powiedzieć o piłkarzach z Bielefeld, którzy wprawdzie rzadko gościli pod polem karnym rywali, lecz gdy już się tam pojawiali, za każdym razem stwarzali realne zagrożenie i – co więcej – potrafili je wykorzystać.
W 57. minucie na listę strzelców wpisał się Janni Serra, zaś w 75. – Masaya Okugawa. Nie przeszkodziła im nawet czerwona kartka, jaką został ukarany Fabian Klos. Niespodziewane zwycięstwo Arminii stało się faktem.
jbro, PilkaNozna.pl