Kolejny dzień w biurze dla piłkarzy Liverpoolu
Jeśli ktoś spodziewał się niespodzianki na Anfield, ten musiał obejść się smakiem. Liverpool pewnie pokonał na swoim terenie Southampton (4:0) i umocnił się na prowadzeniu w tabeli Premier League.
Czy ktoś zatrzyma w tym sezonie Liverpool? (fot. Reuters)
Podopieczni Juergena Kloppa mieli przed sobotnim meczem 70 punktów na swoim koncie i pewnym krokiem zmierzali po tytuł mistrzowski. W Anglii coraz częściej padało z kolei pytanie nie „czy?”, a „kiedy?” The Reds zapewnią sobie zwycięstwo w Premier League, a ewentualna wygrana nad Southampton bardzo mocno przybliżyłaby ich do tego celu.
Jednym z piłkarzy, którzy mieli na Anfield podjąć się misji zatrzymania ofensywnej nawałnicy Liverpoolu był Jan Bednarek, który tradycyjnie wyszedł w podstawowym składzie i od pierwszych minut miał sporo pracy na boisku. Gospodarze, tak jak można było zakładać, od początku ruszyli na rywala i chcieli jak najszybciej zapewnić sobie bezpieczną przewagę.
The Reds dominowali i z minuty na minutę byli coraz groźniejsi. Prym w ekipie gospodarzy wiódł oczywiście Mohamed Salah, który pod nieobecność kontuzjowanego Sadio Mane brał na siebie ciężar gry ofensywnej. Święci zapuszczali się w okolice pola karnego rywala dużo rzadziej, ale niewiele brakowało, by jeden z takich wypadów zakończył się napsuciem krwi faworytowi.
Przed własną bramką Andrew Robertson zagrał piłkę do Alissona, a ten podjął niespodziewaną decyzję o złapaniu jej w ręce. Goście protestowali, a jak pokazały powtórki, mieli rację, ponieważ Brazylijczyk nie miał prawa do takiego zagrania i Święci powinni otrzymać rzut wolny pośredni.
Kibice na Anfield mogli wznieść ręce w geście triumfu tuż po przerwie, jednak zanim było dane się im cieszyć, najpierw zadrżały ich serca. W polu karnym Liverpoolu przewrócono został bowiem Danny Ings, jednak sędzia gry nie przerwał i pozwolił, by drużyna Kloppa wyprowadziła kontratak. Z piłką na skraju „szesnastki” Southampton znalazł się Alex Oxlade-Chamberlain, który wyszedł na pozycję strzelecką i sprytnym strzałem trafił do siatki.
Kiedy na bloku defensywnym Świętych pojawiły się pierwsze pęknięcia, piłkarze Liverpoolu wiedzieli, że to jest właśnie ten moment, kiedy trzeba podkręcić nieco tempo. W 60. minucie przyniosło do drugiego gola, którego po wyłożeniu piłki przez Roberto Firmino zdobył kapitan The Reds, Jordan Henderson. Dla Brazylijczyka była to już druga asysta podczas tego spotkania.
Kiedy na nieco ponad kwadrans przed końcem ten sam Henderson obsłużył znakomitym podaniem Salaha, a ten wpadł przed bramkę i podwyższył wynik na 3:0 było już jasne, że Liverpool dopisze na swoje konto kolejne trzy punkty, mając ich po 25. kolejkach aż 73!
Po zdobyciu trzeciego gola Liverpool nie forsował już tempa, co jednak nie oznacza, że nie szukał szans na kolejne bramki w szybkich wypadach. Jeden z nich przyniósł drużynie czwarte trafienie, którego autorem był Mohamed Salah, który skierował futbolówkę do siatki z najbliższej odległości. Asysta? Oczywiście Roberto Firmino. Nokaut na Anfield.
gar, PiłkaNożna.pl