Klątwa zdjęta, Anfield – zdobyte
Nawet wizyta w miejscu, które nie może się im kojarzyć dobrze, nie przeszkodziła piłkarzom Manchesteru City w sięgnięciu po kolejne trzy punkty i umocnieniu się na pozycji lidera tabeli angielskiej ekstraklasy. Twierdza Liverpoolu została definitywnie zburzona.
Ilkay Guendogan skompletował dublet. (fot. Reuters)
Anfield jest dla The Citizens i ich szkoleniowca symbolem nieuchronnego niepowodzenia. Swoistym nemezis. Na przestrzeni minionych czterdziestu lat aktualni wicemistrzowie Anglii wygrali na tym obiekcie tylko jedno spotkanie. W 2003 roku. Pod wodzą Pepa Guardioli rozegrali dotąd cztery mecze na poziomie Premier League w czerwonej części Merseyside. Jeden z nich zremisowali, trzy przegrali. Na żadnym innym stadionie Katalończykowi nie wiedzie się w lidze równie mizernie.
Piąte podejście miało przynieść upragnione przełamanie. Okazja nadarzyła się nie lada. Liverpool cały czas zmaga się z marazmem, uległ w dwóch kolejnych starciach domowych, w trzech kolejnych nie strzelił nawet gola, a przed startem tej serii gier tracił do lidera siedem punktów. Dyktującym tempo jest rzecz jasna Manchester City. Niepokonany od dwudziestu występów na wszystkich frontach i zachowujący czyste konto za czystym kontem. W kontekście zdobycia Anfield w kręgach osób związanych z The Citizens mogła więc panować narracja: jak nie teraz, to kiedy?
Mimo to, dzisiejsza rywalizacja nie ułożyła się po myśli gości. W pierwszej połowie znacznie bardziej konkretni byli gospodarze, którzy za sprawą strzałów Sadio Mane oraz Roberto Firmino zdołali zagrozić bramce strzeżonej przez Edersona. Co z tego, że najlepszą sytuację na otwarcie wyniku miał Ilkay Guendogan, skoro uderzywszy z rzutu karnego Niemiec nawet nie zmusił Alissona do interwencji. Klątwa trwała w najlepsze.
Po przerwie wspomniany wyżej pomocnik The Citizens zdołał się jednak zrehabilitować. W 49. minucie miał w polu karnym przeciwnika tyle miejsca i czasu, że nie mógł się pomylić przy dobitce piłki do na poły pustej bramki. To jego ósme trafienie w tym sezonie angielskiej ekstraklasy. Od 15 grudnia nie ma w lidze skuteczniejszego gracza od niego.
The Reds nie złożyli jednak broni. Wprost przeciwnie, natychmiast ruszyli do ataku. Dobrą okazję zmarnował Curtis Jones. Kilka chwil później Ruben Dias sfaulował natomiast Mohameda Salaha w polu karnym. Egipcjanin nawet nie mrugnął, kiedy pakował piłkę do siatki z jedenastu metrów.
Mimo naporu gospodarzy, ostatnie słowo należało do gości. Po dwóch złych wybiciach Alissona na listę strzelców wpisali się kolejno: Guendogan i Raheem Sterling. Gdyby tego było mało, potem kapitalnym strzałem popisał się jeszcze Phil Foden. Na to The Reds odpowiedzi już nie udzielili. Tym samym, Manchester City uporał się z nemezis. Anfield zostało zdobyte. Niewykluczone, że za kilka miesięcy to samo będzie można napisać o tytule mistrzowskim.
sar, PiłkaNożna.pl