To był szalony rok dla najlepszej polskiej piłkarki. Z jednej strony finał Ligi Mistrzyń, w którym nie wykorzystała rzutu karnego, z drugiej trzecie miejsce we francuskiej ekstraklasie i brak awansu do Champions League. Katarzyna Kiedrzynek opowiada między innymi o hejcie po niestrzelonej jedenastce, przyszłej karierze trenerskiej i prowadzeniu dopingu na trybunach PSG.
Zaliczyłaś kiedyś hat-tricka? Tak – mówi bramkarka PSG. – W latach młodzieńczych, kiedy występowałam w ataku, zdarzały się mecze, które kończyłam z trzema golami. Ten hat-trick, który masz na myśli, jest dla mnie jednak najważniejszy w życiu. Otrzymanie trzech statuetek dla Piłkarki Roku to wielkie wyróżnienie i bardzo emocjonujące momenty. Nie powiem, że się nie spodziewałam, ale do końca nigdy nie jest się pewnym. Kiedy po raz pierwszy „Piłka Nożna” dołączyła do plebiscytu kobiety, pomyślałam, że super byłoby mieć trzy nagrody. Udało się!
Spodziewałaś się, że zdominujesz plebiscyt w ciągu pierwszych trzech lat? Aż tak to nie. Przede wszystkim bardzo dziękuję, że dołączyliście do plebiscytu również piłkarki. Dla nas jest to naprawdę wielkie wyróżnienie. Wywalczenie statuetki daje niesamowitą motywację i prestiż. Osobiście traktuję to jak „małą” Złotą Piłkę. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mi dane stanąć chociaż na podium w plebiscycie FIFA. Dlatego statuetka od „PN” jest w tym momencie najważniejszym trofeum, jakie mogę wywalczyć w indywidualnych rankingach. Trzy już mam, ale walczę dalej! Konkurencja nie śpi. Ewa Pajor wywalczyła miejsce w składzie Wolfsburga i walczy o mistrzostwo Niemiec, a także o Ligę Mistrzyń. Agnieszka Winczo i Ewelina Kamczyk strzelały mnóstwo goli w swoich ligach, a Paulina Dudek teraz dołączyła do PSG, co świadczy, że również miała świetny rok.
Podobno kiedyś stwierdziłaś, że jeśli zdobędziesz trzy statuetki od „PN”, będziesz zawodniczką spełnioną. Po części jest to prawda. Powiedziałam, że kiedy postawię trzy nagrody na półce, to poczuję satysfakcję. Tak sobie wymyśliłam, ale skoro już je mam, to muszę wyznaczyć nowy cel. Jest coraz trudniej, bo młodsze koleżanki wchodzą do poważnego futbolu i mają więcej czasu, aby zaistnieć. Ale im nie odpuszczę!
To wynika z twojego charakteru. To prawda. Nie obrażę się, jeśli za rok będę musiała odebrać kolejną nagrodę od „PN”.
Bramkarki mają zdecydowanie trudniej w plebiscytach. Z reguły nagradza się zawodniczki ofensywne… …dlatego czuję się wyjątkowa i doceniona. Nie strzelam goli, nie asystuję, a mimo wszystko otrzymuję nagrody. To pozwala ludziom spojrzeć na futbol zdecydowanie szerzej. Nie liczy się tylko atak, trzeba zauważyć również zawodników i zawodniczki, którzy bronią dostępu do bramki i przez to ciąży na nich większa odpowiedzialność. Przecież jeśli zachowamy czyste konto, na pewno meczu nie przegramy.
Żałujesz, że nie mogłaś pojawić się na Gali „PN” z uwagi na mecz francuskiej ekstraklasy? Pewnie, że tak! Dwa lata temu doskonale się bawiłam. To była pierwsza taka impreza w moim życiu. Pierwsze wystąpienie na scenie, gigantyczny stres… Nawet przed meczem nigdy tak się nie denerwowałam. Oczywiście Galę oglądałam w telewizji. Z łezką w oku.
Jaki był dla ciebie rok 2017? Słodko-gorzki. Z jednej strony wspaniałe mecze w Lidze Mistrzyń z Bayernem i FC Barcelona przy tysiącach dopingujących kibiców na Parc des Princes. Niewiarygodne uczucie, chyba pierwszy raz mogłam się poczuć jak piłkarz. Do tego finał Ligi Mistrzyń w Cardiff, w którym grałyśmy jak równy z równym z wielkim Lyonem. Ba, nawet powinnyśmy wygrać, zanim była dogrywka i karne, bo miałyśmy lepsze sytuacje. No a potem ten nieszczęsny rzut karny, którego nie strzeliłam. Jesienią dobrze wystartowałyśmy, znowu walczymy o mistrzostwo Francji i krajowy puchar. Zabrakło wisienki na torcie w postaci wygranego finału Champions League.
Trzecie miejsce w sezonie 2016-17 ligi francuskiej zostało odebrane jako wielka porażka? Duży wpływ miały na to sprawy pozaboiskowe. Zabrano nam cztery punkty w zasadzie za nic i to pół roku po meczu, w którym niby były jakieś nieprawidłowości, akurat wtedy jak wygrałyśmy z Lyonem i zostałyśmy liderem. Dziwny zbieg okoliczności. (PSG wygrało jedno spotkanie, ale zostało ukarane walkowerem i dodatkowym ujemnym punktem za wpisanie do protokołu nieuprawnionej zawodniczki – przyp. red.). Błędy, które popełnił nasz klub, były takie same, jakie zdarzały się w innych drużynach. Nas ukarano, ich nie. PSG zawsze jest na świeczniku, wszyscy przyglądają nam się z kilkukrotnie wyższą uwagą niż innym. Dla nas były to trudne chwile, podcięły nam skrzydła. Była to dla nas duża lekcja mentalna.
A w kadrze jaki to był rok? Ważne, że drużyna wygrywa i wypracowuje styl. Atmosferę w kadrze mamy świetną. Wiadomo, że zwycięstwa najlepiej jednoczą. W eliminacjach na przykład mecz ze Szwajcarkami, choć przegrany, był dobry w naszym wykonaniu. Zostawiłyśmy serducho na boisku, miałyśmy sytuacje, ale zabrakło trochę przygotowania fizycznego i mentalności zwycięzców. Wciąż musimy się tego uczyć.
Stać was na awans na mistrzostwa świata? Nie chodzi o to, żeby prężyć muskuły, bo faworytem nie jesteśmy i pewnie nigdy nie będziemy, ale musimy wierzyć w to, co robimy. Była już kiedyś taka kadra, w której miałam przyjemność grać, gdzie była świetna atmosfera i otarłyśmy się o baraże. Każda z nas jest świadoma stawki, o jaką gramy. Przed nami bardzo ważny czas. Kilka dziewczyn może latem wyjechać z Polski, aby dalej się rozwijać. To może być kluczowe w walce o awans. Zaczną grać z lepszymi rywalkami, będą podnosić poziom swój i całej reprezentacji.
Koleżanki bardzo cię chwalą jako panią kapitan. Stajesz w obronie drużyny, nie boisz się otwarcie mówić o rzeczach, które się nie podobają. Cieszę się, że tak myślą. Kiedy niespodziewanie dostałam opaskę, od razu podjęłam decyzję, że dam się za ten zespół pokroić. Dopóki będę kapitanem, to się nie zmieni. Jestem księgą próśb i zażaleń, idę za koleżankami w ogień i mam nadzieję, że one za mną też. Bez tego trudno osiągnąć sukces. Mam nadzieję, że na boisku zwłaszcza te młodsze koleżanki też mogą coś u mnie podejrzeć.
Często musisz rozmawiać z trenerem? To zależy. W sprawach negatywnych raczej rzadko. Często rozmawiamy, o wszystkim. Wiem, że mogę iść do trenera z każdą sprawą, on do mnie również. Myślę, że dziewczyny mają podobne odczucia.
A jak wyglądają relacje z Polskim Związkiem Piłki Nożnej? Czasami mieszkacie w średniej klasy hotelach… Poruszałam już ten temat. Liczę, że będziemy działać w tym kierunku. PZPN z prezesem Bońkiem na czele zwykle jest otwarty na nasze prośby czy sugestie, za co bardzo dziękujemy. Tu nie chodzi o jakieś luksusy, bo zaraz ktoś sobie nie wiadomo co pomyśli. Po prostu jeśli mamy osiągać coraz lepsze wyniki, musimy mieć odpowiednie zaplecze. Mam tu na myśli takie podstawy jak siłownia, basen czy sala konferencyjna. Jeśli jesteśmy tydzień lub dwa na zgrupowaniu, to żeby dziewczyny, które mają do wykonania dodatkowy trening na siłowni, nie musiały opuszczać zgrupowania i jechać do jakiegoś klubu fitness. Tracą czas i energię, którą mogłyby przeznaczyć na regenerację lub przygotowanie do meczu.
Federacja norweska niedawno wyrównała wynagrodzenie reprezentacji kobiet i mężczyzn. Pojawił się podobny pomysł u was? Żeby ubiegać się o podwyżki, najpierw trzeba awansować na wielki turniej.
Tyle że u was bardzo dawno podwyżek nie było. Nie jesteśmy źle traktowane. Otrzymujemy wynagrodzenie za zgrupowania. Do poprawy są jedynie detale organizacyjne i od czasu do czasu chciałybyśmy też mierzyć się z lepszymi rywalami. A żeby wywalczyć coś więcej, trzeba dokonać czegoś spektakularnego. Coś za coś.
Może władze PSG wpadną na pomysł, żeby wyrównać wasze pensje do poziomu piłkarzy? To jak najbardziej, byłoby mega! My już dwa razy byłyśmy w finale Ligi Mistrzyń, oni jeszcze ani razu!
Według statystyków z IFFHS zostałaś uznana za trzecią bramkarkę świata w 2017 roku. To oddaje twoją pozycję? Nie jestem zaskoczona. Za to jestem trochę wkurzona! Rywalki, które zostały sklasyfikowane wyżej, nie są wcale lepsze ode mnie. Trzecie miejsce to drugi przegrany. Znam swoją wartość. Rozumiem, że przeciwniczki grały na mistrzostwach Europy, ja nie. Mimo że nie rozegrały wielkich spotkań, to były na wielkiej imprezie z reprezentacją. W każdym razie walczę o to, aby być na szczycie. Dopóki się to nie uda, nie skończę gry w piłkę!
Gdybyś wykorzystała rzut karny w finale Ligi Mistrzyń, zostałabyś sklasyfikowana wyżej? To bardzo prawdopodobne. Nie chcę w to wnikać. Ale jeśli moja pozycja zależałaby od tego jednego karnego, nie chciałabym wygrać plebiscytu. Wolę być rozliczana z umiejętności bramkarskich. Jedenastka po prostu mi nie wyszła. Jeszcze udowodnię nie raz i nie dwa, że potrafię zamieniać rzuty karne na gole.
Łatwiej karne broni się czy strzela? Z mojego punktu widzenia łatwiej się broni. Dla mnie był to pierwszy rzut karny wykonywany w profesjonalnym spotkaniu. Wcześniej strzelałam w trzeciej lidze, ale to była amatorka, zabawa. Wszystkie wykorzystałam. Tu doszła presja… Nie spodziewałam się, że bramka z odległości 11 metrów może być tak mała.
Po finale spotkałaś się z hejtem. Jak sobie z tym radziłaś? Mogę podziękować kilku redakcjom w Polsce za tytuły, że to ja zawaliłam drużynie finał. Z drugiej strony pojawiały się wpisy, że byłam bohaterką w trakcie meczu. Nie wyrzuciłam tej sytuacji z głowy, wracam do niej czasami. Być tak blisko, a jednak tak daleko… Rozegrałam bardzo dobry mecz, ale w decydującym momencie zawiodłam. W serii jedenastek obroniłam jeden strzał, a jedna z moich koleżanek nie wykorzystała swojej szansy. Ja też nie strzeliłam, ale później wszystko spadło na mnie. Piłka uczy cierpliwości.
Oglądasz czasami to spotkanie? Na karne jeszcze nie mogę patrzeć. Dostawałam filmiki od kibiców z całego świata z wyrazami wsparcia. Fani PSG okazali się niesamowici. W Polsce często piłkarzom się obrywa, tu wręcz przeciwnie… Drużyna, rodzina, znajomi, przyjaciele – wszyscy pomogli mi się odbudować. Dalej gram w piłkę, dalej ją łapię. Czekam na kolejne wyzwania. Jeśli ludzie mają mi to wypominać do końca świata, to trudno.
Szymon Marciniak w rozmowie z „PN” kilka tygodni temu namalował obraz polskiego hejtera. Jeden z polskich sędziów założył sprawę sądową i okazało się, że osobą, która mocno go obrażała w sieci, był 13-letni chłopak. Też mam grono anonimowych osób, które mnie nienawidzą, i nawet nie wiem, czym sobie zasłużyłam. Kiedyś brałam to do siebie, teraz już się tym nie przejmuję. Krytyka mnie motywuje, ale hejt mnie śmieszy.
Ty generalnie lubisz ludzi. W mediach społecznościowych często wchodzisz w polemikę. Ale wtedy nie mogę być do końca sobą. Jestem babką z charakterem, ale nie zamierzam odpisywać wszystkim ludziom, którzy ze mną jadą. Szkoda czasu. Z internetem nie wygrasz. Powiedziałam kiedyś, że jeśli mają odwagę, niech przyjadą do Paryża. Zafunduję bilet. A po meczu chętnie spotkam się, aby wyjaśnić niejasności.
W Paryżu kibice kobiecej drużyny bardzo cię lubią. A ja bardzo lubię ich, zżyłam się z nimi i wiem, że trudno mi będzie kiedyś stamtąd odejść. Nie jestem Francuzką, a często spotykam się z sympatią na ulicy. Ostatnio kupowałam telefon i okazało się, że sprzedawca regularnie przychodzi na mecze kobiet. Był nawet na finale Ligi Mistrzyń w Cardiff. Dostałam rabat (śmiech). Ja kibiców bardzo szanuję. Przychodzą w kilkaset, czasem kilka, a nawet kilkanaście tysięcy osób, dopingują, robią show. Nawet jak tego samego dnia grają mężczyźni, to przyjdą choćby na jedną połowę. Jest dla kogo grać. Uwielbiam kibicowskie życie. Już mnie zapraszali, abym poprowadziła doping.
Na jaki mecz? Na 1/8 finału Ligi Mistrzów, kiedy PSG będzie grało z Realem Madryt. Tyle że w tym czasie mamy zgrupowanie reprezentacji Polski i nie będzie mnie w Paryżu. Inna sprawa, że już raz doping prowadziłam. W Motorze Lublin jako 13-latka. Poszłam na mecz jako zawodniczka młodzieżowej drużyny do kotła. Akurat dopingu nie było, więc wstałam i zaczęłam krzyczeć, dlaczego tu tak cicho. Zarzuciłam: „Był będzie jest! Motor RKS!”. Cały stadion poszedł za mną.
Niedawno dyskutowałaś na Twitterze z braćmi Gikiewiczami na temat kształtowania trenerów. Po zakończeniu kariery chcesz iść w tym kierunku? Chcę być trenerką bramkarzy lub bramkarek. Na razie jednak nie mogę się kształcić w tym kierunku, ponieważ terminy kursów pokrywają się z sezonem. Nie mam szans, żeby przyjechać w ciągu roku. Dla nas jest to trochę strata czasu, możemy rozpocząć naukę dopiero po zakończeniu kariery. Czasami mam wolne poranki czy popołudnia, które mogłabym poświęcić na robienie kursu online. A po sezonie przyjechać na egzamin. Myślę, że to byłoby dobre rozwiązanie. Nie chciałabym musieć rozpoczynać drogi trenerskiej w wieku 36 czy 37 lat od najniższych kursów. To bez sensu, ile wtedy musiałabym poświęcić czasu, zanim rozpoczęłabym pracę. A co miałabym robić w tym czasie? Trzeba się nad tym pochylić. Nie da się tego obejść. Musiałabym się pojawić kilka razy na zajęciach, a po prostu nie mam na to czasu. Mecze, treningi, zgrupowania – mam zawalony grafik. Gdybym mogła, już dawno bym to zrobiła.
Duża twoja zasługa w tym, że Paulina Dudek trafiła do PSG? Pomidor.
Nie tylko FC Porto! Kilka znanych klubów chciało pozyskać Jana Bednarka
Jan Bednarek kilka dni temu został oficjalnie zaprezentowany w barwach FC Porto. Smoki nie były jedynym klubem, któremu zależało na przechwyceniu Polaka z Southampton.