Z czysto sportowego punktu widzenia – z całym szacunkiem dla Młotów i Kogutów – priorytetem jest jednak hit na Etihad Stadium. Kto przed startem sezonu spodziewał się, że listopadowe spotkanie drużyn prowadzonych przez Pepa Guardiolę i Franka Lamparda będzie w istocie starciem trzeciej i czwartej ekipy w tabeli? Ba, kto przypuszczał, iż wyżej w stawce będą plasować się The Blues? Przecież The Citizens mieli od pierwszej do ostatniej kolejki walczyć z Liverpoolem o tytuł mistrzowski. Przecież z uwagi na zmianę szkoleniowca, odejście największej gwiazdy i zakaz transferowy obecne rozgrywki miały być dla zespołu ze Stamford Bridge zaledwie przejściowe. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna.
Po porażce na Anfield gospodarze tracą do liderujących The Reds aż dziewięć oczek. Sami uzbierali ich dotąd tylko dwadzieścia pięć. Dlaczego „tylko”? Ano dlatego, iż jest to najskromniejszy dorobek punktowy, jaki po dwunastu meczach sezonu ligowego miała na koncie którakolwiek z drużyn prowadzonych przez Guardiolę. I choć w kontekście Manchesteru City trudno pisać o kryzysie, coś w machinie katalońskiego szkoleniowca wyraźnie szwankuje.
W Chelsea wprost przeciwnie. Londyńczycy wygrali sześć spotkań na poziomie angielskiej ekstraklasy z rzędu, a już w sobotę mogą pobić klubowy rekord w ilości kolejnych zwycięstw poza własnym stadionem (obecny wynosi siedem). Podopieczni Lamparda, wracającego do błękitnej części Manchesteru po raz pierwszy od zaskakującego wypożyczenia w 2014 roku, nie przestają zaskakiwać i z każdym upływającym tygodniem prezentują się coraz lepiej. Pytanie, czy wystarczająco dobrze, by ograć aktualnie panującego, lecz nade wszystko rozjuszonego mistrza?
Warto pamiętać, iż ten po każdym niepowodzeniu wraca dużo silniejszy. Tylko w tym sezonie przegrawszy z Norwich zdemolował Szachtar oraz Watford, a uległszy Wolverhampton nie dał szans Crystal Palace. Ponadto, The Citizens wygrali dwa poprzednie starcia z The Blues, a ostatnia potyczka w lidze zakończyła się dla ekipy Sarriego upokarzającym 0:6. Kadencja Włocha to jednak przeszłość, na Stamford Bridge nastała nowa era. Mimo to, nieznacznym faworytem meczu zdają się być gospodarze.
– Nie mógłbym być bardziej szczęśliwy. Jeśli nie byłbym na tyle szczęśliwy, na ile jestem, nie byłoby mnie tutaj – oznajmił na premierowej konferencji prasowej po powrocie na salony Jose Mourinho. Obiecał przy tym pełne oddanie i poświęcenie na rzecz Tottenhamu. Teraz przyjdzie mu przemienić słowa w czyny i tchnąć w wydrenowany psychicznie i fizycznie zespół nowe życie. Pierwszy sprawdzian? Derby Londynu.
Zastąpienie Mauricio Pochettino właśnie byłym opiekunem Manchesteru United było dla wielu sporym zaskoczeniem, wręcz absurdem. No bo jaki sens ma wymienianie niezwykle wymagającego fachowca, którego zgubiła między innymi chęć wyciśnięcia z podlegających mu graczy więcej niż ci mogli z siebie dać, takim, którym dokręci im śrubę jeszcze mocniej? Poza tym, Argentyńczyka i Portugalczyka różni niemal wszystko – od preferowanego stylu gry, przez stosunki z piłkarzami, aż po kwestie wymagań transferowych. Jest także sprawa sposobu realizacji projektu. Mou jest w przeciwieństwie do Pocha krótkodystansowcem. Dodajmy, piekielnie skutecznym krótkodystansowcem.
I to właśnie ostatni z argumentów musiał przekonać Daniela Levy’ego do podjęcia tak drastycznych kroków. Istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, iż zanim Portugalczyk zniechęci do siebie znakomitą większość ludzi związanych z Tottenhamem – co znając jego naturę nastąpi raczej prędzej niż później – zdoła odbudować pogrążoną w marazmie drużynę i dostawić do klubowej gabloty pierwsze trofeum od dwunastu lat. Wylewanie fundamentów pod potencjalne sukcesy winno rozpocząć się już w najbliższej potyczce z West Hamem. Ten znajduje się w fatalnej dyspozycji, czego najlepszym dowodem jest fakt, iż wczoraj minęły równo trzy miesiące od ostatniej wygranej zespołu Manuela Pellegriniego.
Biorąc pod uwagę skalę oczekiwań, niewiele lepiej dzieje się w Arsenalu. Kanonierzy nie zdobyli trzech punktów w żadnej z poprzednich czterech kolejek, a każde następne niepowodzenie sprawia, iż czas rządów Unaia Emery’ego w czerwonej części Londynu coraz gwałtowniej chyli się ku końcowi. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, iż w sobotę naprzeciwko Aubameyanga i spółki stanie przedostatnie w tabeli Southampton. Święci wciąż nie podnieśli się po 0:9 z Leicester i po raz kolejny wikłają się w walkę o utrzymanie. I choć Ralph Hasenhuttl zapowiada powrót do korzeni (czytaj: do nieustającego, acz inteligentnego pressingu), niewiele wskazuje na to, by upragnione przełamanie nastąpiło właśnie w meczu z Arsenalem.
Położenia kresu niechlubnej serii czterech spotkań bez zwycięstwa nie może zakładać również Crystal Palace. Wszystko zweryfikuje rzecz jasna murawa, ale kiedy na Selhurst Park zjawi się rozpędzony, niepokonany w tym sezonie ligowym Liverpool, faworyt będzie oczywisty. Aby liczyć na jakiekolwiek punkty, Orły muszą wzlecieć na absolutne wyżyny swoich możliwości, nawiązać do słynnego 3:3 w końcówce sezonu 2013/14, kiedy The Reds na ostatniej prostej wypuścili tytuł z rąk. Ekipa skonstruowana przez Kloppa to jednak zupełnie inna drużyna od tej prowadzonej wówczas przez Rodgersa. Dużo bardziej świadoma, pragmatyczna i dojrzała. Każdy inny wynik niż jej zwycięstwo będzie sensacją.
Tego samego nie sposób napisać o ewentualnych problemach Manchesteru United w potyczce z Sheffield United. Ba, na tę chwilę trudno ocenić, którzy ze „Zjednoczonych” są lepsi. Beniaminek wziął bowiem Premier League szturmem, bez kompleksów i kłaniania się potentatom. W ten sposób pokonał Arsenal, zremisował z Chelsea i Tottenhamem, by po dwunastu seriach gier zameldować się na piątym miejscu w tabeli. Teraz przyjdzie mu rzucić wyzwanie Czerwonym Diabłom, które nadal szukają tożsamości oraz powtarzalności. Klucz do sukcesu? Powstrzymanie znajdującego się w zjawiskowej formie Marcusa Rashforda.
Nieźle zapowiada się również potyczka Bournemouth z Wolverhampton, a więc sąsiadów w górnej części tabeli. Leicester spróbuje natomiast ograć Brighton i utrzymać się na pozycji wicelidera stawki. Everton postara się kontynuować niezłą passę po wygranej z Southampton, Burnley nie ułatwi Watfordowi wydostania się ze strefy spadkowej. W poniedziałkowy wieczór trzynastą kolejkę zamkną Aston Villa oraz Newcastle, co jawi się jako interesujące zestawienie ze względu na osobę Steve’a Bruce’a. Anglik jeszcze do niedawna starał się wrócić z The Villans do elity, dziś zaś marzy o przywróceniu blasku Newcastle United. Czy w starciu ze swoim byłym klubem wydłuży on sroczą serię zwycięstw do trzech triumfów?
Weekend z Premier League jak zwykle zapowiada się niezwykle emocjonująco. Ewidentnie jest w czym wybierać i na czym zawiesić oko. Miejmy nadzieję, że we wtorek będzie można uczciwie przyznać, iż było warto.
***
West Ham – Tottenham
Typ PN: 2
Arsenal – Southampton
Typ PN: 1
Bournemouth – Wolverhampton
Typ PN: 2
Brighton – Leicester
Typ PN: 2
Crystal Palace – Liverpool
Typ PN: 2
Everton – Norwich
Typ PN: 1
Watford – Burnley
Typ PN: 2
Manchester City – Chelsea
Typ PN: 1
Sheffield United – Manchester United
Typ PN: x
Aston Villa – Newcastle
Typ PN: 2
Maciej Sarosiek, PiłkaNożna.pl