Przejdź do treści
Jesse Marsch od A do Z

Ligi w Europie Bundesliga

Jesse Marsch od A do Z

Kilka lat temu, zanim dołączył do piłkarskiego projektu Red Bulla, poważnie zastanawiał się nad zmianą zawodu. Dzisiaj, choć szlaki przecierali inni, jest pierwszym trenerem ze Stanów Zjednoczonych robiącym karierę w Europie.

Jesse Marsch rozpycha się łokciami na europejskim rynku trenerskim.

Austria. Miał zdobywać doświadczenie w Niemczech dłużej niż przez rok, jednak gdy siostrzany klub znalazł się w potrzebie, zapadła decyzja o przeprowadzce. W Salzburgu zastąpił Marco Rose, który przyjął ofertę z Moenchengladbach. Marsch imponująco rozpoczął pracę na własny rachunek w Europie: już w pierwszym sezonie sięgnął po dublet, promując przy tym takich graczy, jak Erling Haaland, Takumi Minamino czy Dominik Szoboszlai.

Bob Bradley. Niezwykle istotna postać w życiorysie Marscha. Po raz pierwszy ich drogi przecięły się w Princeton Tigers – uniwersyteckiej drużynie, w której Bradley był szkoleniowcem, a Marsch zawodnikiem. W 1996 roku pomocnik został wybrany w drafcie przez D.C. United, w którym pracę jako drugi trener właśnie rozpoczął Bradley. Stali się niemal nierozłączni, później jeszcze dwukrotnie szkoleniowiec pozyskiwał ulubionego piłkarza do swoich klubów. Do roli trenera Marsch przygotowywał się, a jakże, pod okiem Bradleya. Przez półtora roku pełnił funkcję jego asystenta w reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Z czasem uczeń przerósł mistrza. Bradley nie podbił Starego Kontynentu: bez szczególnych osiągnięć prowadził norweski Stabaek, w Le Havre nie wytrzymał nawet roku, a w Swansea zwolniono go po zaledwie dwóch miesiącach. Obecnie 62-latek pracuje w Los Angeles FC.

Eskapada. Po odejściu z Montreal Impact postanowił wraz z żoną Kim i trójką małych dzieci ruszyć w podróż po świecie. Z bliska oglądali egipskie piramidy, byli w Himalajach i nad Gangesem. W trakcie wycieczki pomieszkiwali w tanich hostelach lub u znajomych. – Nie chcieliśmy przenosić się z Marriotta do Marriotta. Odkryliśmy, że to ludzie czynią te miejsca tak fascynującymi – opowiadał w rozmowie z „The Guardian”.

Fire. W klubie z Chicago spędził aż osiem lat, dzieląc szatnię między innymi z Piotrem Nowakiem, Romanem Koseckim i Jerzym Podbrożnym. W 2006 roku przeniósł się do Chivas USA, gdzie grał już do końca kariery. Marsch nie należał do piłkarzy wybitnych, lecz sprowadzanie go do roli zawodnika przeciętnego byłoby krzywdzące. W Major League Soccer występował od początku jej istnienia, przez 14 sezonów, rozgrywając w barwach trzech klubów łącznie ponad 300 spotkań. Ma w dorobku trzy tytuły mistrzowskie (zdobywane rok po roku) oraz cztery krajowe puchary. Do kadry narodowej nie miał szczęścia – zagrał w niej tylko dwukrotnie, z aż sześcioletnią przerwą między występami.

Grupa. – Jesse ma rzadko spotykane cechy osobowości. Potrafi budować relacje, kreować środowisko, którego chcesz być częścią. Zwraca uwagę na szczegóły, dzięki którym zawodnicy rozwijają się każdego dnia. Pomógł mi dorosnąć tak na boisku, jak i poza nim – powiedział Tyler Adams, pomocnik RB Lipsk, który z Marschem pracował w Nowym Jorku. 47-letni trener przywiązuje szczególną wagę do budowania kolektywu. W jednym z wywiadów zdradził, że stworzenie w zespole poczucia wspólnoty jest zdecydowanie łatwiejsze w USA niż w Europie.

Houllier, Gerard. Zmarły niedawno trener był mentorem i bliskim przyjacielem Amerykanina. Do ich pierwszego spotkania doszło, kiedy Marsch ubiegał się o angaż w New York Red Bulls. Na jego rozmowę kwalifikacyjną Houllier przyszedł w towarzystwie Ralfa Rangnicka, miał pomóc w ocenie potencjału kandydata na szkoleniowca. – Od samego początku we mnie wierzył. Był niezwykle życzliwym człowiekiem, świetnie się dogadywaliśmy. Niesamowicie mnie wspierał, zwłaszcza w najtrudniejszych momentach. To dla mnie naprawdę smutny dzień. Dziękuję, Gerard – mówił łamiącym się głosem Marsch przed kamerą klubowej telewizji.

Innowacyjność. Jedno z kluczowych pojęć w słowniku Marscha. – Moja codzienna praca polega na nauce i stawaniu się lepszą wersją samego siebie. Czerpię z każdego doświadczenia, dodając do tego to, kim jestem i co zamierzam osiągnąć. Staram się szukać nowych rozwiązań, chcę, aby moje drużyny stale ewoluowały – objaśniał stacji CBS.

Język. Trenując NY Red Bulls, zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później przyjdzie mu wyjechać do Europy. Dlatego już w 2016 roku rozpoczął lekcje niemieckiego. Uczył się w domu, trochę w tajemnicy. Dziś sprawnie posługuje się tym językiem, choć ma świadomość braków. – Za każdym razem, gdy widzę filmy, na których próbuję mówić po niemiecku, czuję zażenowanie – stwierdził na łamach „The Independent”. – Z drugiej jednak strony to okazja do pokazania wrażliwości oraz niedoskonałości. Jeśli ktoś biegle zna niemiecki i słucha mnie, to dostrzega, że mylę się dosłownie w każdym zdaniu. W naszym zespole jest wielu młodych zawodników, którzy muszą wiedzieć, że popełnianie błędów jest w porządku.

Koło. W Lipsku wymyślił oryginalny sposób utrzymywania dyscypliny w drużynie. Doszedł do wniosku, że sankcje pieniężne są nieskuteczne, zaś piłkarze cierpią znacznie bardziej, jeśli ogranicza się im wolny czas. W szatni zamontowano koło kar: kiedy zawodnik naruszył regulamin, na przykład spóźnił się na zbiórkę lub wrócił z urlopu z nadwagą, kręcił kołem, a następnie wykonywał wskazane przez los zadanie. Na planszy znajdowało się 12 nietypowych kar – choćby pompowanie i mycie piłek przed zajęciami, koszenie trawy na boisku treningowym, pakowanie sprzętu do autobusu przed wyjazdem na mecz, oprowadzenie wycieczki po stadionie czy trzygodzinna praca za kasą w klubowym sklepie. Najbardziej nielubiana przez piłkarzy była tzw. księżniczka, czyli konieczność trenowania przez 90 minut w różowej koszuli albo baletowym tutu.

Liga Mistrzów. Jest pierwszym szkoleniowcem ze Stanów Zjednoczonych, który poprowadził drużynę w meczu Champions League. Historyczna chwila nastąpiła we wrześniu ubiegłego roku, gdy na inaugurację fazy grupowej Salzburg rozgromił 6:2 Genk.
Mentalność. Uważa ją za najważniejszy element profesjonalnego sportu. Marsch podkreśla, że jest w zawodzie na tyle długo, iż zdążył już wypracować sposób prowadzenia treningów oraz koncepcje taktyczne. Teraz 70 procent czasu poświęca na zarządzanie ludźmi i zrozumienie ich sposobu myślenia. – Musisz przekonać zespół, że współdziałanie jest korzystne dla wszystkich. Kiedy grupa wygrywa, sukces odnosi także jednostka. Relacja z trenerem powinna być jedną z ostatnich motywacji piłkarza. Dlatego zawsze dążę do tworzenia poczucia odpowiedzialności pomiędzy samymi zawodnikami – opisywał w rozmowie z ESPN.

Nowy Jork. To tam w 2015 roku poznał ludzi, których spojrzenie na futbol bardzo przypadło mu do gustu. Zanim jednak jego kariera nabrała rozpędu, musiał przetrwać trudny początek. Marsch trafił na czas przełomu: postanowiono zmienić sposób budowania zespołu, nastąpił kres wielkich wydatków na gwiazdy, z drużyny właśnie odchodzili Thierry Henry i Tim Cahill. Klub opuścił także uwielbiany przez kibiców trener Mike Petke. Jego następca, człowiek bez żadnych sukcesów, został przyjęty wyjątkowo chłodno. Zorganizowano spotkanie z fanami w miejskim ratuszu, aby załagodzić nastroje i wyjaśnić sytuację. Efekt był dokładnie odwrotny. Nowy szkoleniowiec oraz dyrektor sportowy, Ali Curtis, usłyszeli pod swoim adresem setki inwektyw. Marsch w pewnym momencie nie wytrzymał. – Nie musisz za mną przepadać, w zasadzie możesz nigdy mnie nie polubić. To nieistotne. Dla mnie ważna jest drużyna. W razie porażek znienawidzisz mnie. Jeżeli będziemy wygrywać, może mnie zniesiesz. Daj temu zespołowi przynajmniej szansę – wypalił do jednego z kibiców. Trzy i pół roku później odchodził z New York Red Bulls jako rekordzista pod względem liczby zwycięstw. Zapracował na miano najlepszego szkoleniowca w dziejach klubu.

Przemowa. Wyjazdowy mecz z Liverpoolem w poprzedniej edycji LM diametralnie zmienił sposób postrzegania Amerykanina. Red Bull przegrywał już 1:3, gdy Marsch wygłosił inspirującą przemowę, która stanowiła osobliwą mieszankę niemieckich i angielskich przekleństw, wielu merytorycznych uwag, a także powtarzanego regularnie zwrotu „za dużo szacunku”. Goście odrobili straty i choć ostatecznie opuścili Anfield pokonani, zaprezentowali się ze znakomitej strony. Nagranie z szatni trafiło do internetu, a szkoleniowiec bardzo zyskał w oczach dotychczas nieprzychylnych mu fanów Salzburga.
Ralf Rangnick. Przez lata jedna z najważniejszych postaci w piłkarskim przedsięwzięciu RB. Marsch trafił pod skrzydła Niemca w lipcu 2018 roku, zostając jego asystentem w Lipsku. Jak sam przyznał, u boku Rangnicka najwięcej nauczył się w kwestii taktyki.

Sigi Schmid. Legenda MLS. W celu upamiętnienia dorobku szkoleniowca pochodzącego z Niemiec, jego imieniem nazwano wręczaną po każdym sezonie nagrodę dla najlepszego trenera. Marsch otrzymał to wyróżnienie w 2015 roku, gdy doprowadził NY Red Bulls do finału Konferencji Wschodniej.

USA. Sukcesy Marscha oraz kariery dwudziestolatków szturmem podbijających czołowe kluby Europy pozwalają sądzić, że przyszłość będzie należeć do soccera. – Amerykanie zawsze byli uważani za kiepskich pod względem taktycznym i technicznym. Powoli idziemy jednak we właściwym kierunku. Pojawia się coraz więcej młodych piłkarzy, którzy dobrze radzą sobie z tymi aspektami, a przy tym mają charakterystyczne dla nas cechy: przygotowanie fizyczne oraz chęć rywalizacji – wyjaśniał w wywiadzie dla ESPN.

Wisconsin. Stan, z którego pochodzi szkoleniowiec RB Salzburg. Jego rodzinne Racine to niewielkie, zamieszkiwane przez niespełna 80 tysięcy ludzi miasto, które w 2017 roku zostało uznane za najbardziej przyjazne do życia miejsce na świecie – choć trzeba podkreślić, że zestawienie obejmowało tylko kraje anglojęzyczne. Warunki rzeczywiście nie są najgorsze: miejscowość znajduje się w sąsiedztwie jeziora Michigan, a ceny domów należą tam do najniższych w tej części USA.

Zniechęcony. Jego pierwsza samodzielna praca trenerska trwała krótko – z prowadzenia Montreal Impact zrezygnował po zaledwie jednym sezonie. Szefowie byli zadowoleni z postępów drużyny pod wodzą Marscha, lecz on sam czuł się w Kanadzie źle. Nie zgadzał się z filozofią prowadzenia klubu, w którym priorytetowo traktowano największe gwiazdy, a pozostałych uważano za mniej istotnych.

Konrad WITKOWSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024