Jakub Jezierski: Doktor powiedział mi, że powinienem kupić sobie wózek i odpuścić piłkę [WYWIAD]
W Ekstraklasie zadebiutował ponad rok temu. Regularnie wchodził z ławki rezerwowych, ale dopiero w ostatnim czasie wywalczył miejsce w jedenastce Śląska Wrocław. Czy wychowankowi WKS jest łatwo przebić się do pierwszego zespołu?
Cel jest jasno postawiony: mamy utrzymać się lidze – mówi Jakub Jezierski. – Przyjście trenera Ante Simundzy dało nam nowy bodziec, staramy się przenosić treningi na mecze i punktować. W ostatnim czasie zaczęliśmy wygrywać więcej spotkań, mam wrażenie, że idziemy w dobrym kierunku, cel może zostać zrealizowany.
NIE DOSTAŁEM TEGO ZA DARMO
Co takiego ma w sobie Simundza, że tak odżyliście?
Jest trenerem wymagającym. Dla mnie jest to pierwszy zagraniczny szkoleniowiec, z którym mam przyjemność pracować. Trener przyszedł tylko w jednym celu: utrzymać Śląsk w Ekstraklasie. To jest w nim trochę specyficzne, bo zakładam, że jeśli przyszedłby do klubu przed sezonem, postawiłby przed nami zupełnie inne cele. Sam grał w piłkę, potrafi się postawić w naszej roli, wie, co czujemy. Dla niego bardzo ważna jest komunikacja, która w naszej ekipie jest na wysokim poziomie. Na pewno jest też szczerym człowiekiem, nie owija w bawełnę. Jeśli coś mu się nie podoba, mówi o tym jasno, natomiast kiedy ktoś zapracował na pochwały, to również ich nie szczędzi. Do tego dochodzi wyrozumiałość.
Foto Mateusz Sobczak/Pressfocus
Czujesz się postacią nie tylko pierwszego zespołu, ale już podstawowej jedenastki?
Nie dostałem tego za darmo, czekałem na ten moment bardzo długo, uczciwie na to zapracowałem. Na początku współpracy z trenerem nie byłem pierwszym do grania, nawet nie byłem pierwszym do wejścia. Nie było łatwo nawet znaleźć się na ławce rezerwowych. Walczyłem o swoje, dostałem szansę i wiedziałem, że muszę udowodnić, że zasługuję na miejsce w składzie, że jestem w stanie pomóc w osiągnięciu celu.
TRZEBA WYKORZYSTYWAĆ SWOJE MOMENTY
W tym roku skończysz 21 lat, rozegrałeś do tej pory ponad 20 meczów w Śląsku, strzeliłeś gola – to dobry wynik jak na ten wiek?
Nie uważam, by to był niesamowity wynik. Żyjemy w takich czasach, że często popadamy w kompleksy. Dzisiaj możesz wziąć telefon i sprawdzić, że na przykład w Barcelonie jest taki siedemnastolatek, który robi znacznie lepsze liczby. Mam wrażenie, że młodzi zawodnicy często mają nieco skrzywione spojrzenie, że u nas się nie da i tak dalej. Wracając do mnie, bardzo się cieszę i jestem z tego dumny, że to, na co ciężko i długo pracowałem, w końcu zaczyna się spełniać. Szczególnie myślę tu o poprzednim sezonie, kiedy do ostatniej kolejki walczyliśmy o tytuł mistrzowski, choć ostatecznie zajęliśmy drugie miejsce. A moje liczby? To nie jest szczyt moich marzeń, ponieważ mam nadzieję, że tych występów będzie jeszcze więcej, a drużyna będzie osiągała lepsze wyniki.
Powiedziałeś o siedemnastolatku z Barcy, zaczyna doskwierać fakt, że młodsi zawodnicy od ciebie już przebijają się w dorosłym futbolu?
Nie będę ukrywał, że właśnie przez takie sytuacje, nawet tak młody chłopak jak ja czuje się staro! W Ekstraklasie również pojawiają się coraz młodsze twarze… A tak serio, w Polsce 21 lat to wciąż wiek młodzieżowca, w Europie zawodnicy w moim wieku są już warci kilkadziesiąt czy kilkaset milionów euro. Na pewno nie czuję się bardzo młody, ale też nie powiem, że jestem stary, bo w szatni Śląska jest spora grupa zawodników starszych. Wiem jednak, że czas płynie, nie mam szesnastu lat, dochodzi do człowieka myśl, że trzeba wykorzystywać swoje momenty, wyciskać z nich maksimum, aby wszystko szło we właściwą stronę.
Wychowanek Śląska ma trudno przebić się do pierwszego zespołu?
Moja droga była bardzo naturalna. Nigdy nie jest łatwo dojść do poziomu Ekstraklasy, wielu chłopaków po drodze odpada. Ja zaczynałem w akademii, grałem w Centralnej Lidze Juniorów, drużynie rezerw, aż w końcu wszedłem do pierwszej drużyny. Niestety, wielu młodych i bardzo zdolnych zawodników nie dostanie szansy, nie trafi na właściwy moment, czy po prostu wydarzy się splot nieszczęśliwych zdarzeń. Życie nie jest do końca sprawiedliwe, zawsze trzeba mieć trochę szczęścia. W moim przypadku było podobnie. Szczęście było momentami po mojej stronie.
NIE ODSTAWAŁEM
Od zawsze byłeś najlepszy w swoich drużynach młodzieżowych?
Zawsze byłem najgorszy!
Nie wierzę.
Naprawdę! Zawsze najbardziej chciałem, najwięcej biegałem, ale piłkarsko nie byłem najlepszy. W młodzieńczych latach miałem problemy nawet z wychodzeniem w podstawowym składzie. Inna sprawa, że grałem z rocznikiem starszym, więc to też trzeba brać pod uwagę, tym bardziej że jestem zawodnikiem późno dojrzewającym. Co prawda nie miałem problemu, by walczyć z rywalami większymi czy silniejszymi od siebie, ale cały czas mam w tym aspekcie duże rezerwy, nad którymi pracuję. Wielu osobom wydawało się, że powinienem odstawać, ale mówię z pełnym przekonaniem – nie odstawałem.
FOTO GLEB SOBOLIEV/PressFocus
Ile w twoim przypadku jest talentu, a ile ciężkiej pracy, jakie są proporcje? Szczęście odkładamy na bok.
60 do 40 na korzyść ciężkiej pracy.
Ponoć też sporo zawdzięczasz charakterowi.
Mam trudny charakter, zdaję sobie z tego sprawę. Wielu ludziom mój charakter się nie podobał, byłem niepokorny, problematyczny. Z drugiej strony gdyby nie takie podejście, nie wiem, czy dzisiaj byłbym w tym miejscu, w którym jestem. Wiem, że sporo cech odziedziczyłem po tacie. Nigdy nie odpuszczam, zawsze ciężko pracuję…
DZIWNA DIAGNOZA
Nawywijałeś trochę w poprzednich latach?
Mam trochę rzeczy na sumieniu, ale taki byłem, jestem i może będę. Tata zawsze powtarzał, abym starał się nad tym pracować. To wszystko się trochę ze sobą łączy. Mój trudny charakter mógł utrudniać pracę trenerów ze mną, zdaję sobie z tego sprawę. Ale dzięki temu charakterowi jestem dzisiaj w Ekstraklasie, a chłopaków, którzy byli ode mnie lepsi, nie ma.
Był moment, że zwątpiłeś w tę drogę?
Miałem problemy z kręgosłupem jako nastolatek, choć nie wiem, czy nawet przez chwilę pomyślałem, że mogę zejść z obranej drogi.
Poważne problemy?
To trochę skomplikowana historia. Podczas dojrzewania bardzo szybko zacząłem rosnąć. Zmagałem się z martwicą kolan oraz pięt. Przyszły bóle kręgosłupa. Ale takie bóle, że kiedy zaczynałem odczuwać kłucie, padałem na ziemię i nie byłem w stanie się ruszać. Trwało to kilka miesięcy. Wylądowałem u lekarza, który postawił mi dziwną diagnozę.
To znaczy?
Doktor chyba nie miał za dużo do czynienia ze sportowcami, bo powiedział mi, że powinienem kupić sobie wózek i odpuścić piłkę.
Mocne.
No tak powiedział.
Foto Mateusz Porzucek/PressFocus
Zabrzmiało jak wyrok.
Na szczęście nawet na sekundę mu nie uwierzyłem. Rodzice chyba też. Wiedzieliśmy, że te problemy są związane z moim dorastaniem i być może przemęczeniem. Na szczęście trafiłem na odpowiednich ludzi, którzy mnie z tego wyprowadzili. Pracowałem z fizjoterapeutami, utwierdzałem się w przekonaniu, że to nie był żaden wyrok. Wszystko skończyło się pozytywnie.
NAZWISKO POMAGA I… CIĄŻY
Nazwisko Jezierski pomaga czy przeszkadza w Śląsku?
Porównań nigdy nie da się uniknąć i spokojnie obu tych słów mógłbym użyć. Przez większość mojego życia nazwisko trochę mi… przeszkadzało. Często słyszałem, że gram w piłkę dzięki tacie. Inna sprawa, że pewnie kilka razy nazwisko też mi pomogło. Mówiąc już zupełnie poważnie, jestem bardzo dumny z tego, że doszedłem na poziom Ekstraklasy i mogę z tym nazwiskiem na koszulce biegać po boisku.
Teraz ojciec komentuje twoje mecze.
Jesteśmy z tatą w bardzo bliskich relacjach, często ze sobą rozmawiamy. Przez jakiś czas tata przygotowywał się do tego, że w końcu nadejdzie moment, w którym będzie komentował moje występy. Tata jest jednak takim człowiekiem, że podchodzi do takich tematów bardzo profesjonalnie i nie ma miejsca na jakieś śmiechy na antenie. A poza trochę możemy z tego pożartować. Generalnie obaj analizujemy moje występy, dyskutujemy na temat poszczególnych decyzji i zachowań.
Kto jest bardziej wymagający wobec ciebie – tata czy ty sam?
Ja podchodzę do siebie bardziej krytycznie. Tata zawsze mnie wspiera, raczej po mnie nie ciśnie. Przejąłem po nim miłość do futbolu, a on tylko przy mnie był. Może powinienem inaczej to powiedzieć: tylko i aż przy mnie był. Na pewno jest osobą wspierającą.
CHCĘ DORÓWNAĆ TACIE
To on najmocniej cię wspierał, kiedy na początku tego sezonu wylądowałeś w trzecioligowych rezerwach?
To był najtrudniejszy moment w mojej dotychczasowej karierze. Zarówno rodzice jak i moja dziewczyna mocno mnie wtedy wspierali. Otrzymałem mocny cios, nie było mi łatwo w tamtym momencie, ale z tego wyszedłem. Bardzo pomógł mi wówczas trener Michał Hetel.
Pamiętasz pierwszy trening?
Przyszedłem zmiażdżony tym wszystkim, co wtedy działo się dookoła mojej osoby. Prosta rozmowa z trenerem Hetelem okazała się kluczowa. Powiedział mi, że nie pozostało mi nic innego jak trening i jak najlepsze występy, by udowodnić, że co do mnie się pomylono.
Przywrócił cię do pierwszego zespołu, a ty się ładnie odwdzięczyłeś.
No tak, strzeliłem gola w Białymstoku na wagę remisu. Fajnie to wyszło. Byłem bardzo szczęśliwy, że mogłem odwdzięczyć się trenerowi za zaufanie i odbudowanie.
Rywalizujesz z tatą?
Nie nakręcam się tym, choć w podświadomości mam takie poczucie, że chciałbym mu dorównać, a najlepiej to go przebić! Choć pod względem liczby goli na pewno nie będzie łatwo. Trochę nastrzelał…
Za nami przedostatnia (33.) kolejka Ekstraklasy w sezonie 2024/2025. W poniedziałek, 19 maja, Widzew Łódź wygrał u siebie 2:0 z Puszczą Niepołomice. Oto tabela ligowa.
Przełamanie Widzewa i Tupty. Puszcza drugi miesiąc bez zwycięstwa
Po pięciu meczach bez wygranej, Widzew Łódź w końcu zgarnął trzy punkty, pokonując pewnie Puszczę Niepołomice 2:0. Wydarzeniem spotkania był premierowy gol w łódzkich barwach Lubomira Tupty.