– Wszystko zaczęło się od Championship Managera – powiedział w rozmowie z „Piłką Nożną” Jacek Kulig. Wyszukiwanie talentów w grze komputerowej stało się dla niego początkiem pięknej choć niełatwej drogi, której ostatnią stacją – przynajmniej na razie – było otrzymanie posady digital scouta w czołowym klubie ligi portugalskiej.
Jacek Kulig jest oddanym kibicem Atletico Madryt
GRZEGORZ GARBACIK
Jacek wyjechał z Polski w bardzo młodym wieku i dziś mieszka w Brukseli, gdzie pracuje zawodowo na swoje utrzymanie. Wydawać by się mogło, że to historia jak setki innych o emigrantach, którzy opuścili kraj w poszukiwaniu lepszego jutra. To jednak nie byłoby prawdą, ponieważ nasz rozmówca stworzył projekt, który dziś daje mu pozycję numer 1 na rynku zajmującym wyszukiwaniem młodych i uzdolnionych. „Football Talent Scout”, bo o nim mowa śledzi na Twitterze ponad 100 tysięcy osób, w tym – jak się finalnie okazało – także przedstawiciele Famalicao, rewelacji obecnego sezonu w Liga NOS. Jak projekt tworzony po godzinach przerodził się w pracę dla profesjonalnego klubu? O tym opowiedział sam zainteresowany.
ZACZĘŁO SIĘ OD… GRY
_____________________________________________________________
Popularność związana z tym, że zostałeś zatrudniony przez rewelację obecnego sezonu w lidze portugalskiej, czyli Famalicao i udzielane wywiady stają się dla ciebie powoli uciążliwe, czy traktujesz to jako nagrodę za kawał dobrze wykonanej pracy?
Powiem ci, że jestem z tego wszystkiego dumny. W ogóle mi ta popularność nie przeszkadza, szczególnie, że jeśli już gdzieś się udzielam, to staram się opowiadać w miarę ciekawie o tym, czym się zajmuję. To raczej takie pozytywne doświadczenie i absolutnie nie czuję się zmęczony.
Zacznę od najbardziej oczywistego pytania, które jednak paść musi. Pamiętasz dzień, w którym wykiełkowała w tobie myśl, by założyć bloga?
Bardzo dobrze pamiętam ten dzień, zupełnie jakby to było wczoraj. Wiem, że to był weekend, miałem akurat trochę wolnego i – nie będę ukrywał – bardzo się nudziłem. Naszła mnie wtedy myśl, że właściwie od początku mojej przygody z piłką mocno interesowałem się młodymi talentami i może dobrze by było, gdybym zdecydował się przelać to na papier, na klawiaturę. Z tego co pamiętam, zobaczyłem wtedy gdzieś reklamę o tym, że można założyć bloga i doszedłem do wniosku, że to jest właśnie to.
Od razu wziąłeś się do roboty?
Dokładnie. Już pierwszego dnia sporządziłem swój premierowy raport i dotyczył on ówczesnego zawodnika Wolfsburga, Ricardo Rodrigueza.
I jak to wyglądało? Po prostu z dnia na dzień zacząłeś regularnie blogować? Uznałeś, że jesteś w stanie poświęcić tej zajawce tyle i tyle czasu?
Na początku robiłem to bardziej dla siebie, można powiedzieć, że pisałem niejako do szuflady. Moje raporty nie były zbyt szczegółowe, takie jeszcze mocno amatorskie i dopiero z czasem zacząłem się w całość mocniej wkręcać. Oglądałem więcej meczów, założyłem fanpage na Facebooku, znajomi z forum piłkarskiego namówili mniej na Twittera i wtedy już poszło.
Prawda jest taka, że futbolem można się interesować na wiele różnych sposobów. Skąd u ciebie wzięło się to zamiłowanie do oglądania w akcji młodych piłkarzy?
Wszystko zaczęło się od gry komputerowej. W dawnych czasach jeździłem do mojego ciotecznego brata i graliśmy w Championship Managera…
Klasyka.
Dokładnie. Klasyka gatunku. Pamiętam, że bardzo ostro wtedy rywalizowaliśmy, ale niekoniecznie chodziło o wyniki. Największa walka trwała właśnie na polu szukania talentów. Kto znajdzie większe? Kto na tym bardziej skorzysta? W których krajach można znaleźć ich najwięcej? W tamtej grze była to Rumunia i Bułgaria, a my potrafiliśmy siedzieć nad tym godzinami, a następnie chwalić się tym, kogo udało się wyłowić. I w sumie tak to się wszystko zaczęło. Potem, gdy już sam oglądałem mecze, to największą uwagę zwracałem właśnie na młodych zawodników i z czasem to po prostu zaczęło narastać, aż w końcu narodził się z tego projekt Football Talent Scout.
No właśnie. To całe blogowanie to jednak brzmi tak bardzo hobbystycznie. Wiele osób trzymało kciuki za twój projekt i kibicowało ci żebyś spróbował zrobić kolejny krok, żebyś nieco bardziej sprofesjonalizował swoją pasję. Myślałeś w ogóle o tym zanim pojawiła się oferta z Famalicao?
Przyznam się szczerze, że od początku założenia bloga, a następnie wszystkich kanałów społecznościowych, moim celem było zostać zauważonym. Oczywiście, była pasja, ale nie ukrywam, że to był taki cel numer 1. Chciałem żeby ktoś się mną zainteresował, dostrzegł, że mam taką właśnie zajawkę i trzeba było czekać sześć lat, ale w końcu się udało.
Kiedy liczba wejść na blogu zaczęła rosnąć, a obserwujących na Twitterze zaczęło przybywać, to co sobie pomyślałeś? Było zaskoczenie?
Byłem bardzo mocno zaskoczony. Kiedy to wszystko zakładałem, to nawet w swoich najodważniejszych marzeniach nie liczyłem na to, że tak się rozrośnie. Na początku zakładałem, że fajnie byłoby mieć tysiąc obserwujących, ale to poszło bardzo szybko. Tysiąc, potem dziesięć tysięcy i teraz już ponad sto… naprawdę byłem w sporym szoku. Z drugiej strony wkładałem w to tak dużo pracy, że – chociaż może to zabrzmieć nieskromnie – zasłużyłem sobie na te liczby. Naprawdę, sporo w to zainwestowałem.
Skoro już jesteśmy przy inwestycjach. Twój projekt ma już sześć lat i możesz zdradzić, ile czasu poświęcałeś na jego pielęgnowanie? Jak wiele godzin dziennie ci to zabierało?
Dziś tego czasu poświęcam dużo więcej, szczególnie na pisanie raportów. Tak jak już wspomniałem, na początku nie były one zbyt szczegółowe, więc wystarczyło, że obejrzałem jakiegoś zawodnika w akcji przez 45 minut i już byłem gotowy do pisania, nawet jeśli powstał z tego raport wątpliwej jakości. Teraz zanim usiądę do klawiatury, to muszę obejrzeć około pięciu meczów danego piłkarza, wiec to już wychodzi kilka godzin dziennie. Do tego wszystkiego należy doliczyć obsługę kanałów społecznościowych, napisania konkretnego wpisu na Twittera. Chociaż to akurat przychodzi mi naturalnie. Po prostu coś kliknie w głowie i już wiem, że danego dnia będę zajmował się np. wychowankami FC Schalke 04. Cały czas mówimy jednak tylko o raportach na bloga, a przecież doszła mi praca dla Famalicao, gdzie muszę również poświęcić sporo czasu na to, by móc przedstawić klubowi coś ciekawego.
ZNAM SWOJĄ WARTOŚĆ
_____________________________________________________________
Jesteś odważnym człowiekiem?
Zależy o co pytasz?
Zmierzam do tego, że w pewnym momencie zdecydowałeś się wyjść ze swoją wiedzą i pasją do szerokiej publiczności. Moim zdaniem to wymaga pewnej dozy odwagi, bo od razu wchodzisz na obszar, gdzie ta twoja wiedza ulega weryfikacji, konfrontacji z innymi.
Jeśli chodzi o takie normalne życie, to muszę przyznać, że jestem człowiekiem dość bojaźliwym. To jednak nie dotyczy tematów piłkarskich, w których czuję się pewnie i akurat w tej kwestii jestem bardzo odważny. Znam swoją wartość, jeśli chodzi o tę branżę. Zdaję sobie sprawę z tego, że wiem dużo i nie boję się wychodzić z tym do ludzi.
A jak ci właśnie ludzie reagowali, kiedy dowiadywali się, że za projektem Football Talent Scout stoi tylko jedna osoba? Jeśli spojrzeć na nisze, w której działasz, to tak naprawdę jesteś hegemonem, ale jeśli ktoś nie był wtajemniczony, to mógł sobie pomyśleć, że działa tam zespół ludzi. Profesjonalna ekipa.
Prawda jest taka, że ludzie są nadal zszokowani. Drugi największy podmiot na Twitterze, który się zajmuje talentami ma około 40 tysięcy obserwujących mniej ode mnie, ale wiem, że tam faktycznie działa dość liczna ekipa. Są tam ludzie, którzy zajmują się kontentem na stronie, social mediami itd. Żeby się nieco wypromować, ale też żeby pokazać, że ja działam solo, to zmienił nazwę fanpage’u, dodając tam moje imię i nazwisko. I wiele osób faktycznie jest tym wszystkim bardzo zaskoczonych. Z reguły były bowiem tak, że jeśli dostawałem jakieś maile czy wiadomości, to nie adresowano ich do mnie osobiście, ale do mojej ekipy. Czy moja drużyna może jakoś pomóc? Czy moja drużyna może coś zrobić? Myślę, że jeszcze do niedawna niemal wszyscy myśleli, że Football Talent Scout to zgraja ciężko pracujących osób. Kiedy ludzie dowiadywali się, że jestem jedna sam, to zacząłem otrzymywać wiele ciepłych wiadomości, słów wsparcia i podziękowań za to co robię.
Powiedziałeś, że jesteś bardzo pewny swojej wiedzy i w tym młodzieżowym departamencie poruszasz się dość sprawnie. Czy ta twoja pewność siebie miała przełożenie na to, że proponowałeś klubom piłkarskim swoje usługi?
Kilka CV wysłałem, sam dostałem kilka ofert, ale nie od klubów, a od agentów piłkarskich. W ogóle mnie one jednak nie interesowały, bo te propozycje były dosyć średnie, żeby nie powiedzieć słabe. Jeśli zaś chodzi o wspomniane CV, to dostanie się do klubu wcale nie jest taką prostą sprawą. Wiadomo, że to organizacje, które mają swoje struktury, także ludzi, którzy odpowiadają za odbieranie i czytanie zgłoszeń. Przy skrzynce mailowej nie siedzi przecież prezes, a takich wiadomości może dziennie przychodzić do klubu całe mnóstwo. Ktoś prosi o koszulkę, ktoś chciałby pamiątkę. Tak, wysyłałem swoje podania, ale myślę, że to po prostu gdzie przepadało w całym tym natłoku. Bez jakiejś wtyczki do klubu nie miałem żadnych szans.
Kiedy zgłosiło się do ciebie Famalicao? Jak to w ogóle wszystko wyglądało? Jak wyglądała propozycja Portugalczyków?
Napisał do mnie człowiek, który odpowiada w klubie za cały ten projekt „digital scoutingu”. To jest w ogóle spora innowacja i pierwsza tego typu inicjatywa w całej Portugalii. Dostałem wiadomość, że podziwiają moją pracę i są zainteresowani dalszą rozmową. Z płaszczyzny mailowej całość przeniosła się na WhatsAppa, tam też trochę sobie podyskutowaliśmy i padła oficjalna oferta.
Miałeś moment zawahania, czy w to wchodzić? Może i zdalna, ale to jednak praca dla klubu z jednej z większych lig europejskich.
Powiem ci, że w ogóle nie odczuwałem żadnej presji z tym związanej. Pomyślałem sobie, że i tak pisałbym raporty, nadal bym się tym wszystkim zajmował, więc dlaczego miałbym tego nie robić dla klubu? Wiedziałem, że nie odpuszczę tematu, że cały czas oglądałbym codziennie tych młodych zawodników, więc nie można było mówić o strachu, a raczej o ekscytacji. I też trudno mówić o pracy w pełnym znaczeniu tego słowa. To tak naprawdę jest dopiero okres próbny, swego rodzaju współpraca.
Czy raportowanie dla Famalicao w jakiś sposób zmieniło twój codzienny rozkład jazdy? Czy jednak nadal robisz to co robiłeś, ale po prostu przy okazji powstają z tego materiały dla klubu?
Niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o taki dzienny cykl moich zajęć. Jeśli wcześniej poświęcałem trzy godziny na oglądanie zawodników pod kątem bloga, to dziś robię to przez dwie godziny, a godzinę zajmuje mi obserwacja piłkarzy dla Famalicao.
Jest jakiś konkretny obszar, którym się zajmujesz?
Tak. To Europa wschodnia. Na początku zostałem zapytany, który region najbardziej mi pasuję i domyślam się, że gdyby powiedział, że interesuje mnie Hiszpania czy Włochy, to nie spotkałoby się to z jakimś ciepłym przyjęciem. Wiadomo, Famalicao to nie jest jakiś potentat, który może sobie pozwolić na ściąganie piłkarzy z La Ligi czy Serie A.
Czyli twój obszar zainteresowania przypadł im do gustu?
Byli bardzo zadowoleni, kiedy się dowiedzieli, że chodzi o takie rynki jak Polska, Słowacja, Czechy, Serbia czy ogólnie rzecz mówiąc Bałkany. Ten właśnie region ich najbardziej interesuje.
Cały czas mówimy o pracy zdalnej i to wszystko bardzo ładnie brzmi. Skojarzenia są oczywiste, czyli działanie z wysokości komputera, sprzed telewizora. Pytanie, czy w zakresie twoich obowiązków będzie również jeżdżenie na konkretne mecze?
Mam taką możliwość. Mogę jechać na mecz i obejrzeć danego piłkarza na żywo, ale warunek jest taki, że muszę o tym poinformować klub na minimum 72 godziny przed pierwszym gwizdkiem. Wszystko jest wtedy załatwiane, ja dostaję bilet na spotkanie i myślę, że w niedalekiej przyszłości skorzystam z takiej opcji.
Na ile twoje raportowanie będzie ważyło przy okazji zapalania zielonego świata na rozpoczęcie starań o konkretnego zawodnika, albo przynajmniej wzięcie go nieco mocniej pod lupę?
Wiadomo, to jest praca zespołowa i działamy tu jako cały sztab. Ja po prostu przekazuję danego piłkarza do dalszej obserwacji, ale żeby coś z tego miało być, to swój podpis musi jeszcze złożyć szef naszego departamentu, a później zarząd. Nie jest tak, że powiem „kupujcie tego zawodnika” i od razu są czynione jakieś ruchy.
Kiedy opisywałeś jakiegoś piłkarza na blogu, to nawet jeśli źle go oceniłeś czy niego przestrzeliłeś z jego potencjałem, nic wielkiego się nie działo. Masz gdzieś z tyłu głowy to, że przy okazji współpracy z profesjonalnym klubem każda wpadka może zaważyć na tym, czy ta twoja przygoda zostanie przedłużona, czy też nie?
Wpadki i złe oceny na pewno nie są mile widziane, ale tak jak już wspomniałem, w klubie nie ma czegoś takiego jak osobiste sukcesy. To nie jest tak, że pracujemy na siebie, ale dla drużyny i jeśli jest sukces, to nas wszystkich, jeżeli przychodzi porażka, to również mierzymy się z nią jako sztab. Jeśli jakiś piłkarz się sprawdzi, to nikt nie przyjdzie i nie poklepie cię po plecach, mówiąc „tak, to jest twój zawodnik, to jest twój sukces”. Nic z tych rzeczy. Wszyscy pracujemy na jeden wynik. Nie spodziewam się też, by ktoś mógł mieć do mnie jakiekolwiek pretensje, ponieważ nawet jeśli kogoś polecę, to przecież ten mój raport zawsze ulega weryfikacji i przechodzi przez kolejne etapy. Na końcu zawsze jest ktoś, kto się pod tym wszystkim podpisuje.
PIONIERSKA ŚCIEŻKA
_____________________________________________________________
Wiesz, ilu jeszcze takich digital scoutów zatrudnia oprócz ciebie Famalicao?
Jest to grupa kilku osób z różnych krajów, w tym np. facet z Maroka, ale ilu jest ich dokładnie? Nie jestem w stanie powiedzieć.
Digital Scout. Sam wspomniałeś, że to świeży projekt, coś nowego w świecie futbolu. Znak nowych czasów. Czujesz się pod tym względem pionierem?
Czy jestem pionierem? Trudno powiedzieć. Wiem, że cały ten projekt jest na pewno innowacyjny w Portugalii, ale czy na całym świecie? Możliwe, że gdzieś podobne rzeczy się już działy. Myślę, że jeśli chodzi o to pionierskie podejście, to zdecydowanie trzeba tu oddać zaszczyty Famalicao, bo to w klubie uznali, że warto coś takiego wdrożyć. Ja sam czuję się z kolei dumny, że mogę być częścią takiego projektu.
Piłka nożna się zmienia, także pod względem coraz większej pogoni za młodymi i zdolnymi. Najwięksi prześcigają się w tej gonitwie, kto pierwszy znajdzie lepszy, bardziej lśniący diament. Widzisz w tym pewną zależność odnośnie tego jak zmienił się rynek i jak wielkie pieniądze trzeba wydać za dobrych piłkarzy? Skoro jest tak drogo, to lepiej wychować, albo sprowadzić do siebie zawodnika już w wieku nastoletnim.
Zdecydowanie. Prawda jest taka, że we współczesnym futbolu w 50 procentach płaci się za czyste umiejętności danego piłkarza, a kolejne 50 procent to jego potencjał. Jeżeli taki Joao Felix przychodzi w wieku 19 lat do Atletico Madryt za 126 milionów euro, to nic dziwnego, że kluby będą się jednak starały odkryć takich zawodników jak najwcześniej żeby nie płacić właśnie tak horrendalnych pieniędzy. Z moich obserwacji wynika, że inwestycje w skauting będą coraz większe.
Dziś to część twoich obowiązków, więc może nie będzie chciał się podzielić taką wiedzą, ale muszę zapytać. Widzisz obecnie w Polsce zawodników, o których przeciętny kibic może nie wiedzieć, ale twoim zdaniem mają potencjał stać się w przyszłości piłkarzami formatu Roberta Lewandowskiego, który jest dla wielu takim wyraźnym punktem odniesienia?
Z dorównaniem do poziomu Lewandowskiego będzie raczej trudno, bo to piłkarz jedyny w swoim rodzaju i na drugiego takiego możemy czekać i sto lat. Jest jednak sporo chłopaków, na których warto zwrócić uwagę. Takim moim ulubionym przykładem jest Kacper Kozłowski, który ma dopiero 16 lat, a swoją dojrzałością i poruszaniem się po boisku już dziś przewyższa wielu pomocników grających w ekstraklasie.
W Polsce nadal pokutuje taki pogląd, że jeśli ktoś ma 24-25 lat, to wciąż można o nim mówić jako o młodym i perspektywicznym piłkarzu. Dlaczego tak jest?
Do niedawna faktycznie to było nagminne, ale na szczęście coś się zaczęło zmieniać pod tym względem. Spora w tym zasługa takich klubów jak Lech Poznań, który robi świetną robotę, odważnie stawiając na wychowanków. Spójrzmy na to, ilu ich zagrało w pierwszym zespole w tym sezonie. To będzie procentować. Znakomitą pracę wykonują także w akademii Zagłębia Lubin, wspomniana Pogoń Szczecin również nie odstaje. Także wydaje mi się, że coraz lepiej to u nas wygląda.
A przepis o młodzieżowcu. Ma tu znaczenie? Byłeś zwolennikiem jego wprowadzenia?
Bardzo. Moim zdaniem to jedna z najlepszych rzeczy, które udało się zrobić Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej na przestrzeni ostatnich lat. Wiem, że to niemożliwe, ale patrząc na stan naszej piłki klubowej, gdzie sięgnęliśmy już dna, poszedłbym jeszcze dalej i nakazał grać nawet trzema młodzieżowcami. Tylko wychowywanie piłkarzy i dawanie im szansy może coś zmienić. Już naprawdę czas najwyższy, by zejść z drogi ściągania tych 30-latków ze Słowacji czy krajów bałkańskich, bo to do niczego nie prowadzi.
Wracając do bloga. Czerpiesz z niego jakieś profity? Da się odłożyć na parówki i ptasie mleczko? Wydaje się, że w przestrzeni internetowej możliwości finansowania jest sporo.
Nic na nim nie zarabiam. Miałem jakieś oferty, m.in. od bukmacherów, proponowano mi także pisanie sponsorowanych artykułów, ale nie będę się sprzedawał za 100 dolarów. Właściwie od początku istnienia bloga dokładam do interesu i to nawet nie chodzi o kwestie finansowe, ale przecież poświęcam mu mnóstwo czasu i to jest ta główna waluta.
BURA OD OJCA
_____________________________________________________________
Miałeś kiedyś propozycje od agentów czy rodziców jakichś chłopaków, by jednego z drugim „podpompować” nieco za pośrednictwem bloga i twoich zasięgów w mediach społecznościowych?
Żeby jedną (śmiech). Właściwie nie ma dnia żebym takich maili nie dostawał. Co chwila ktoś do mnie pisze i zwraca uwagę na to, że oto mamy nowego Messiego i warto się mu przyjrzeć. Raz nawet ojciec jednego chłopaka wysłał mi film, na którym jego pięcioletni synek biega za piłką, a kiedy mu nie odpisałem, to dostałem od niego burę. A co ja mogę mu powiedzieć o dziecku, które gdzieś tam sobie kopię piłkę dla zabawy? Na początku te wiadomości były miłe i starałem się na wszystkie odpowiadać, ale dziś to już jest nieco męczące. Nie jestem przecież żadnym agentem, nie mam możliwości, by działać na taką skalę.
Kanał na Youtube? Nowe możliwości, nowi widzowie.
Myślałem o tym i faktycznie ten projekt jest gdzieś w tle, ale sam nie wiem? To jednak byłby bardzo poważny krok i spore zobowiązanie. Nie wiem, czy jestem na to gotowy.
Powiedziałeś, że jesteś na swego rodzaju okresie próbnym. Masz jakieś wieści na temat tego jak twoja praca jest oceniania?
Pozytywnie. W Famalicao doceniają to, że jestem regularny i bardzo podobają się im moje raporty, co też jest dla mnie dodatkową motywacją.
Co będzie jeśli Portugalczycy docenią się jeszcze bardziej? Mówię tu oczywiście o pełnym etacie.
To by właściwie było spełnienie moich marzeń. Robić to co się kocha i jeszcze zarabiać na tym pieniądze. Tym bardziej, że ja wcale nie oczekuję dużo. Nie chcę się obłowić na wyszukiwaniu talentów. Wystarczy mi tyle, żeby móc się z tego utrzymać.
Przeprowadzka do Portugalii wchodzi w grę?
Nie mam jeszcze pojęcia jak ewentualna stała współpraca miałaby wyglądać. Czy mógłbym zostać w Brukseli i nadal robić swoje, czy docelowo pracować w klubie na miejscu. Gdyby jednak trzeba było się przeprowadzić, to nie miałbym z tym żadnych problemów.