Formalności stało się zadość
Formalności stało się zadość. Bayern Monachium po raz drugi w dwumeczu zwyciężył Chelsea Londyn i awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Z bardzo dobrej strony zaprezentował się Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski zanotował dublet goli i asyst!
Lewandowski po raz kolejny udowodnił, że jest w wielkiej formie. (fot. Reuters)
„Dopóki piłka jest w grze, dopóty wszystko jest możliwe” – właśnie to piłkarskie porzekadło, spopularyzowane przed laty przez legendarnego Kazimierza Górskiego, z pewnością przyświecało dzisiejszego wieczora piłkarzom Chelsea Londyn. Dlaczego? Ano dlatego, że w pierwszym meczu 1/8 finału Champions League gracze prowadzeni przez Franka Lamparda odnieśli bolesną porażkę przeciwko Bayernowi Monachium (0:3).
Powiedzieć, że ich położenie przed rewanżową rywalizacją na monachijskiej Alianz Arenie było trudne, to tak na prawdę nic nie powiedzieć. Aby awansować do kolejnej rundy, zdziesiątkowani przez liczne kontuzje „The Blues” potrzebowali odrobić z nawiązką stratę opiewającą na trzy gole. Innymi słowy – potrzebowali piłkarskiego cudu. Cudu, który koniec końców w ogóle nie miał miejsca.
Szybko, łatwo i przyjemnie – oto sposób w jaki aktualni mistrzowie Niemiec przypieczętowali promocję do ćwierćfinału. Podopieczni Hansiego Flicka pod żadnym aspektem gry nie przypominali drużyny, która swój ostatni oficjalny mecz rozegrała ponad miesiąc temu. Brak w ostatnim czasie regularnego rytmu meczowego ani trochę nie zaszkodził ich futbolowej prezencji.
Strzelanie rozpoczął po upływie raptem dziewięciu minut niezawodny Robert Lewandowski. Parę chwil wcześniej Willy Caballero opuścił linię bramkową i powalił kapitana reprezentacji Polski na ziemię. Popularny „RL9” podszedł do piłki ustawionej na jedenastym metrze i pewnym strzałem zamienił rzut karny na gola.
Kwadrans później Lewandowski również bezpośrednio był zamieszany w umieszczeniu futbolówki do siatce, bowiem najpierw przejął niechlujne podanie w kierunku bramki w wykonaniu Mateo Kovacicia, a następnie wypatrzył w obrębie szesnastego metra całkowicie osamotnionego Ivana Perisicia. Chorwat z dziecinną łatwością wykorzystał dogodną sytuację i – tym samym – także wpisał się na listę strzelców.
Po zanotowaniu drugiego trafienia ekipa ze stolicy Bawarii nieco spuściła nogę z gazu. W dwudziestej ósmej minucie drogę do bramki za sprawą finezyjnego uderzenie z dystansu znalazł Callum Hudson-Odoi, ale ostatecznie jego gol nie został uznany, bowiem okazało się (co potwierdziła zresztą analiza systemu wideo-weryfikacji), że znajdował się na pozycji spalonej.
Ale w czterdziestej czwartej minucie już nikt nie miał wątpliwości odnośnie zgodności trafienia z przepisami. Wszystko za sprawą Manuela Neuera, który dopuścił się prostego błędu, nie złapawszy lecącej po ziemi wzdłuż pola karnego futbolówki, co wykorzystał dobrze ustawiony Tammy Abraham, uderzając z bliskiej odległości na pustą bramkę.
W drugiej odsłonie meczu obraz gry nie uległ zmianie. Bawarczycy nieustannie i w pełni kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń. Zarówno kreacja ofensywnych akcji, jak i ich finalizacja przychodził im z dużą łatwością.
W siedemdziesiątej szóstej minucie Lewandowski popisał się precyzyjną wrzutką z lewej strony boiska w kierunku pola karnego. Corentin Tolisso zwiódł odpowiedzialnych za krycie defensorów Chelsea i strzałem z zaledwie pięciu metrów nie dał Caballero żadnych szans na skuteczną interwencję.
Ostateczny rezultat meczu ustanowił – a jakże! – Robert Lewandowski. W osiemdziesiątej trzeciej minucie Alvaro Odriozola posłał dokładną wrzutkę w kierunku pola karnego. Zawieszoną w powietrzu piłkę przejął kapitan reprezentacji Polski, który najpierw wysoko wyskoczył, a następnie mocnym strzałem głową zmusił golkipera do czwartej kapitulacji tego wieczora.
Dla „Lewego” było to trzynaste trafienie w bieżącej edycji Ligi Mistrzów. Żaden inny piłkarz nie może pochwalić się podobnym dorobkiem. Wiele wskazuje na to, że po raz pierwszy w karierze sięgnie po koronę króla strzelców rzeczonych rozgrywek. Jednocześnie polski snajper z sześćdziesięcioma sześcioma golami na koncie wyprzedził Karima Benzemę i wskoczył na czwarte miejsce w historycznej klasyfikacji Champions League pod względem strzelonych bramek. Do plasującego się na najniższym stopniu podium Raula traci zaledwie pięć trafień.
Jan Broda