Przejdź do treści
Fatalny mecz Piątka

Ligi w Europie Bundesliga

Fatalny mecz Piątka

Krzysztof Piątek, delikatnie mówiąc, nie popisał się w meczu przeciwko VfB Stuttgart. Co jeszcze działo się na boiskach niemieckiej ekstraklasy w sobotnie popołudnie?


Krzyszfot Piątek nie ma ani jednego powodu do zadowolenia. (fot. Reuters)


Tak zwany „efekt nowej miotły” z pewnością nie zaistniał w przypadku berlińskiej Herthy. Choć bowiem klub ze stolicy Niemiec dokonał roszady na stanowisku trenerskim (Bruno Labbadię zastąpił Pal Dardai), nie zmieniło to fatalnej wręcz formy prezentowanej przez tamtejszych piłkarzy. 

A najlepiej świadczą o tym twarde liczby. Pod wodzą węgierskiego szkoleniowca „Die Alte Dame” rozegrała trzy spotkania, w których poniosła dwie porażki i tylko raz zremisowała. W sobotnie popołudnie Hertha niejako przełamała się, gdyż podzieliła się punktami z VfB Stuttgart w stosunku 1:1.

Ekipa ze stolicy Badenii-Wirtembergii objęła prowadzenie dopiero w czterdziestej piątej minucie, choć mogła znacznie wcześniej, gdyż w pierwszej połowie Hertha po prostu nie istniała. Borna Sosa z rzutu wolnego posłał dośrodkowanie w kierunku pola karnego do Sasy Kalajdzicia, który strzałem głową skierował futbolówkę do bramki strzeżonej przez Rune Jarsteina.

Berlińczycy zmienili oblicze swojej gry po zmianie stron. Ich liczne ofensywne wysiłki zaowocowały w postaci gola. Miało to miejsce w osiemdziesiątej drugiej minucie. Wówczas Sami Khedira zagrał do Luci Netza, a ten wykorzystał zamieszanie w polu karnym, i strzelił wyrównujące trafienie.

Zdecydowanie nie popisał się Krzysztof Piątek. Reprezentant Polski zaprezentował się – eufemistycznie rzecz ujmując – z nienajlepszej strony. Dość powiedzieć, że na boisku spędził pięćdziesiąt osiem minut, w trakcie których ani razu nie spróbował swoich sił strzeleckich. Gdy opuścił on plac gry, atak Herthy wyglądał o niebo lepiej. Jakby tego było mało, został ukarany żółtą kartką, a tylko pobłażliwość sędziego sprawiła, że nie otrzymał drugiej. Dodatkowo złamał linię spalonego przy golu Kalajdzicia. Mecz wyłącznie do zapomnienia.


***

Działo się w Dortmundzie, gdzie padło najwięcej goli, bo aż pięć (z czego jeden z nich nie został uznany). Lokalna Borussia raczej zasłużenie zremisowała Hoffenheim w stosunku 2:2.  Tym samym, wobec braku zwycięstwa przeciwko niżej notowanemu rywalowi, „BVB” znów potwierdziła, że w ostatnim czasie wyraźnie obniżyła loty. 

Podopieczni Edina Terzicia jako pierwsi wpisali się na listę strzelców. Prowadzenie dał im konkretnie Jadon Sancho. Angielski napastnik w dwudziestej czwartej minucie znalazł się sam na sam z bramkarzem i, jak wiadomo, skutecznie wykorzystał tę jakże korzystną okazję. 

W kolejnych minutach jednak było już dużo gorzej. Przede wszystkim dlatego, że dała o sobie znać słaba dyspozycja formacji defensywnej. Najpierw w trzydziestej pierwszej minucie futbolówkę do siatki skierował Munas Dabbur, a następnie to samo uczynił w pięćdziesiątej pierwszej Ilhas Bebou.

Mimo to zespół z Signal Iduna Park nie poddał się. Dwukrotnie piłkę między słupkami bramki strzeżonej przez Olivera Baumanna umieścił Erling Haaland, lecz tylko raz jego gol został uznany przez sędziego za zgodny z piłkarskimi przepisami. Dzięki temu Norweg uratował dla Borussi cenny punkt.

***

Nie mniej emocjonująco było w Leverkusen. Tamtejszy Bayer, mimo trwającego przez większą część meczu prowadzenia, w doliczonym czasie gry stracił dwa gole, przez co musiał podzielić się punktami ze znajdującym się w strefie spadkowej Mainz (2:2). Żadnego gola nie oglądaliśmy za to w Bremie. Werder – mimo przewagi – bezbramkowo zremisował z Freiburgiem.  

jbro, PilkaNozna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024