Europejski sen Villarrealu
„To dla nas wręcz wymarzone wznowienie piłkarskich zmagań” – powiedział wyraźnie zadowolony i uśmiechnięty Javier Calleja po zwycięstwie nad Betisem Sevilla (2:0). Nic dziwnego. Prowadzony przez niego Villarreal błyszczy futbolową formą od momentu zakończenia przymusowej przerwy wywołanej koronawirusowym szaleństwem.
Santi Cazorla jest autorem ośmiu trafień i ośmiu asyst. (fot. Reuters)
W ostatnich sześciu meczach „Żółta Łódź Podwodna” aż pięciokrotnie osiągnęła zwycięstwo i tylko raz zremisowała. W tym samym czasie, spośród wszystkich klubów występujących na poziomie Primera Division, jedynie liderujący Real Madryt zanotował lepszy rezultat punktowy (sześć kolejnych wygranych).
Nader dobra dyspozycja w wykonaniu ekipy z „Estadio de la Ceramica” sprawiła, że plasuje się ona aktualnie na piątym miejscu ze stratą zaledwie trzech oczek do czwartej Sevilli. Wszyscy nad Zatoką Walencką doskonale zdają sobie sprawę z tego, że możliwość gry w przyszłorocznej edycji Champions League jest jak najbardziej realna.
Niebagatelna w tym zasługa ponadprzeciętnej skuteczności w wykonaniu graczy „El Submarino Amarillo”. W wyniku ich uderzeń bramkarze przeciwników skapitulowali aż pięćdziesiąt trzy razy. Tylko wspomniani wcześniej „Królewscy” (sześćdziesiąt jeden) oraz FC Barcelona (siedemdziesiąt cztery) mogą pochwalić się lepszym rezultatem pod tym względem.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje Gerard Moreno. Dlaczego? Ano dlatego, że urodzony w Santa Perpetua de Mogoda 28-latek piętnastokrotnie wpisał się do protokołów meczowych w rubryce przeznaczonej na bramki. Żaden inny Hiszpan występujący w La Liga nie osiągnął podobnych liczb. Jest zatem na prostej drodze do zdobycia Trofeum Zarra. „Prezentuje obecnie świetny poziom. Ma dosłownie wszystko, co mieć powinien rasowy napastnik” – chwalił swojego podopiecznego Calleja.
Z całą pewnością jednak zmaterializowanie pierwszego od sezonu 2011/12 udziału w fazie grupowej Ligi Mistrzów nie będzie zadaniem z kategorii łatwych do zrealizowania. Nie dość, że terminarz jest napięty do granic możliwości, to na dodatek nadchodzące konfrontacje Villarreal będzie musiał stoczyć w przeważającej większości z drużynami z górnej części klasyfikacji hiszpańskiej ekstraklasy.
Podopieczni Callejy na przestrzeni raptem czternastu dni zmierzą się kolejno z FC Barceloną, Getafe, Realem Sociedad, Real Madryt i Eibarem. A więc odpowiednio z drugim, szóstym, ósmym, pierwszym i szesnastym zespołem La Liga. Harmonogram ich nadchodzących gier jest więc trudny w pełnym tego słowa znaczeniu.
O ile pierwsza trójka z wymienionego grona ostatnimi czasy mniej lub bardziej rozczarowuje prezentowaną postawą, o tyle nie sposób kwestionować piłkarskiego potencjału drzemiącego w tych zespołach, który w każdej chwili przecież może się ujawnić z postpandemicznego letargu, nie wspominając o postawie liderujących madrytczyków, którzy kroczą dosłownie od zwycięstwa do zwycięstwa.
„Oczywiście, że wierzę, że finalnie znajdziemy się w pierwszej czwórce, ponieważ w moim przekonaniu zasłużyliśmy na to. Czekają na nas bardzo skomplikowane pojedynki. Zwycięstwo w każdym z nich zapewne zagwarantuje nam grę w europejskiej elicie. Ale aktualnie nie wykraczamy poza najbliższe starcie z Barceloną” – przyznał szkoleniowiec Villarreal.
Jan Broda, PilkaNozna.pl