El. MŚ: Polacy bez litości dla Rumunów
Polscy piłkarze wywiązali się z nawiązką z roli faworytów meczu z Rumunią. Biało-Czerwoni nie zostawili rywalowi żadnych złudzeń i po trzech golach Roberta Lewandowskiego wygrali (3:1).
Robert Lewandowski i wszystko jasne (fot. Łukasz Skwiot)
Podopieczni Adama Nawałki przystępowali do sobotniego meczu w roli zdecydowanego faworyta do zgarnięcia trzech punktów, ale mogło być inaczej. Biało-Czerwoni spisują się podczas tych eliminacji bardzo dobrze i pewnym krokiem zmierzają po awans na mundial. Jesienią minionego roku mieliśmy już okazje mierzyć się z Rumunami, ogrywając ich pewnie w delegacji (3:0). W dość zgodnej opinii fachowców, był to jeden z lepszych meczów reprezentacji za kadencji Nawałki.
W przypadku zwycięstwa na PGE Narodowym mielibyśmy już szesnaście punktów na koncie i mistrzostwa świata na wyciągnięcie ręki. Jeśli zaś chodzi o Rumunów, to dla nich starcie w Warszawie było już tym z kategorii „o sześć punktów”. Porażka mogłaby już na dobre pozbawić ich marzeń o tym, by zagrać za rok w Rosji.
Wszystkie atuty przemawiały przed pierwszym gwizdkiem za Polakami. Największe gwiazdy naszej reprezentacji, na czele z Robertem Lewandowskim przyjechały oczywiście na zgrupowanie zmęczone trudami zakończonego sezonu, jednak wszyscy znajdowali się w dobrym zdrowiu i byli gotowi na mecz.
Już pierwsze minuty pokazały, że obie drużyny dzieli aktualnie bardzo dużo. Piłkarze Nawałki prezentowali dużą kulturę gry i raz za razem próbowali przedrzeć się pod pole karne rywali. Rumuni podeszli do naszej reprezentacji ze sporym respektem, jednak na boisku nie mieli zbyt wiele do powiedzenia.
Gospodarze potrzebowali do objęcia prowadzenia 29. minut. Cristian Sapunaru faulował przed własną bramką i sędzie Ruddy Buquet nie zawahał się ze wskazaniem na „wapno”. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Lewandowski, który tym samym strzelił swojego gola nr 44 w narodowych barwach.
Jeszcze przed przerwą „Lewy” mógł podwyższyć na 2:0, jednak w sytuacji sam na sam z bramkarzem Rumunów nie zdołał go ograć i skierować piłki do siatki. Niewykluczone, że nasz kapitan mógł myśleć, że jest na pozycji spalonej, jednak jak pokazały powtórki, wyszedł na czystą pozycję i gdyby zdobył gola, to ten zostałby uznany.
O wielkim pechu mógł mówić Krzysztof Mączyński, który musiał opuścić boisko w 44. minucie. Pomocnik Wisły Kraków otrzymał od rywala potężny cios w głowę i nie mógł kontynuować gry, a warto dodać, że do momentu odniesienia feralnej kontuzji był jednym z najlepszych zawodników na boisku. W sytuacji takiego urazu nie można było ryzykować i Adam Nawałka zdecydował się, by miejsce Mączyńskiego na placu gry zajął Grzegorz Krychowiak.
W drugiej połowie Biało-Czerwoni potwierdzili swoją przewagę, a Robert Lewandowski raz jeszcze udowodnił, że jest snajperem z absolutnie najwyższej półki. W 57. minucie napastnik Bayernu wykorzystał dobre dośrodkowane Piotra Zielińskiego z rzutu rożnego i głową pokonał Cipriana Tatarusanu.
Minęło kilka kolejnych minut, a prowadziliśmy już różnicą trzech bramek. Kolejny faul w polu karnym i francuski sędzia po raz kolejny musiał podyktować jedenastkę. Karnego na gola zamienił… oczywiście, Robert Lewandowski.
Rumunów było jeszcze stać na gola honorowego autorstwa Bogdana Stancu, który zdecydował się na uderzenie z dystansu, a piłka odbita jeszcze od głowy jednego z rywali wpadła idealnie w okienko. Wojciech Szczęsny pofrunął, ale nie zdołała odbić futbolówki.