El. ME: Anglia z awansem na Euro 2020
Szybko, łatwo i przyjemnie – Anglia rozgromiła Czarnogórę 7:0 i z przytupem awansowała do fazy grupowej przyszłorocznych mistrzostw Europy. Hat-trickiem goli popisał się Harry Kane, a tryplet asyst skompletował Ben Chilwell.
Harry Kane z jedenastoma bramkami na koncie póki co przewodzi w klasyfikacji strzelców eliminacji. FOTO: REUTERS
Raheem Sterling i Joe Gomez – w ostatnich dniach imiona i nazwiska wspomnianych gentlemanów są odmieniane przez wszystkie przypadki. A to wszystko za sprawą konfliktu między piłkarzami. Wszystko zaczęło się podczas meczu Liverpool – Manchester City. W pewnym momencie obaj panowie wymienili między sobą ostre zdania, jednak wydawało się, że sytuacja, jakich przecież na piłkarskich boiskach nie brakuje, lada moment pójdzie w zapomnienie. Nie tym razem.
Nazajutrz – gdy Gomez zjawił się na zgrupowaniu reprezentacji – Sterling nie podał zawodnikowi Liverpoolu ręki w geście powitania. Znów wywiązała się słowna scysja, która po kilku chwilach przerodziła się w rękoczyny. „Bójka” została szybko zakończona z racji natychmiastowej interwencji kolegów z drużyny znajdujących się w pobliżu, jednak Gareth Southgate, szkoleniowiec kadry narodowej Anglii, postanowił wyciągnąć nad wyraz surowe konsekwencje dla prowodyra całego zajścia. Sterling został bezwzględnie wykluczony z gry w spotkaniu przeciwko Czarnogórze.
W taki oto sposób przed decydującym starciem eliminacyjnym „Synowie Albionu” stracili swojego najlepszego zawodnika. Skrzydłowy Manchesteru City w bieżących kwalifikacjach do przyszłorocznych mistrzostw Europy błyszczy formą – w sześciu meczach aż ośmiokrotnie wpisał się na listę strzelców, dokładając do swojego dorobku sześć ostatnich podań, po których padły bramki. Ze wszystkich zawodników reprezentacji Starego Kontynentu tylko Artiom Dziuba dorównuje mu w klasyfikacji kanadyjskiej (ex aequo pierwsze miejsce; dziewięć goli i pięć asyst).
Jednak nawet nieobecność Sterlinga nie mogła stanowić wielkiego problemu w konfrontacji z Czarnogórą. Czarnogórą, która jak dotąd nie wygrała ani jednego meczu eliminacyjnego w grupie (trzy remisy i tyle samo porażek). Czarnogórą, która przegrała 1:5, gdy po raz ostatni mierzyła się z Anglikami. Czarnogórą, która stawiła się na Wembley, z zamiarem zebrania jak najmniejszego – ujmując kolokwialnie – oklepu. Podopieczni Southgate’a nie mogli wymarzyć sobie lepszego przeciwnika, aby wygrać mecz numer tysiąc reprezentacji Anglii, a zarazem z przytupem awansować do finałów Euro 2020.
Przewidywania, co w futbolu należy do rzadkości, pokryły się z rzeczywistością. Już bowiem pierwszy strzał w wykonaniu „Synów Albionu” na bramkę strzeżoną przez Milana Mijatovicia został zamieniony na gola. W 11. minucie po długo konstruowanym ataku pozycyjnym, Ben Chilwell zagrał z głębi pola górą w kierunku niepilnowanego Alexa Chamberlaine’a. Gracz Liverpoolu ze spokojem przyjął futbolówkę, a następnie mocnym strzałem po ziemi pokonał Mijatovicia.
Siedem minut później Chilwell ponownie zanotował asystę. Tym razem przy golu autorstwa Harry’ego Kane’a. Ten pierwszy precyzyjnie dośrodkował z rzutu rożnego, a ten drugi dopełnił formalności, z bliskiej odległości kierując piłkę głową do siatki. Nie upłynęło trzysta sześćdziesiąt sekund, a duet Chilwell-Kane znów przechytrzył bezradnych dzisiejszego wieczora Czarnogórców (w łudząco podobny sposób z tą tylko różnicą, że zawodnik Leicester City zacentrował z rzutu rożnego).
Napastnik na co dzień reprezentujący barwy londyńskiego Tottenhamu najwyraźniej pozazdrościł swojemu koledze z drużyny hat-tricka asyst i sam postanowił skompletować tryplet bramek. Sztuki tej dokonał w 37. minucie, kiedy to zachował zimną krew, będąc w posiadaniu piłki w obrębie szesnastego metra, i po raz trzeci celebrował strzelonego gola. Wcześniej, bo w 30. minucie, Marcus Rashford zachował się najprzytomniej ze wszystkich zawodników znajdujących się w polu karnym Czarnogórców, co zaowocowało ładnej urody bramką.
W drugiej połowie Anglicy zdecydowanie spuścili nogę z gazu, lecz bynajmniej nie stracili apetytu na zdobycie kolejnych bramek. W 66. minucie po małym zamieszaniu w obrębie pola karnego piłka odbiła się od głowy Aleksandra Sofranaca i wpadła do bramki Mijatovicia. Nieco ponad kwadrans później po samobójczy trafieniu, na listę strzelców wpisał się wprowadzony w drugiej odsłonie meczu Tammy Abraham. Młody napastnik Chelsea Londyn wykorzystał bardzo dobre podanie Jadona Sancho i oddał strzał z bliskiej odległości, nie pozostawiając większych szans interweniującemu golkiperowi gości.
Jan Broda, PilkaNozna.pl