Dlaczego Piotr Urban nie chce być trenerem seniorów? „Niekoniecznie jest to tak fajne jak się wszystkim wydaje”
Większość trenerów, którzy mają w kieszeni licencję UEFA Pro, marzy o tym, by jak najszybciej przejąć zespół seniorów. Piotr Urban odwrotnie; nie chce wchodzić na niepewny grunt, po którym od lat stąpa jego ojciec, poza tym uważa, że w polskiej piłce młodzieżowej można jeszcze wiele zrobić.
Przemysław Iwańczyk
fot. Marcin Bryja/Widzew Łódź
Ma 37 lat i tylko do pewnego momentu chciał być taki jak ojciec Jan, były znakomity napastnik reprezentacji Polski, teraz trener Górnika Zabrze, a wcześniej m.in. Legii Warszawa, Zagłębia Lubin, Lecha Poznań, Śląska Wrocław czy Osasuny Pampeluna. Kiedy zobaczył, że nie będzie tak dobrym piłkarzem, by strzelać gole dla biało-czerwonych, a zawód trenera seniorów nie jest stabilnym kawałkiem chleba, całkowicie poświęcił się piłce młodzieżowej. Najpierw w Legii, która ściągnęła go z Hiszpanii, gdzie się wychowywał i zdobywał szkoleniowe wykształcenie, ale nie dała mu szansy samodzielnego prowadzenia akademii, teraz w Widzewie Łódź, gdzie dostał wszystkie narzędzia, by wykorzystać potencjał wielkiej piłkarskiej marki.
Hiszpan z Legii, który zakotwiczył w Widzewie
Słyszałem, że tak o mnie mówią, ale wolałbym opis Polak z Osasuny, który dostrzegł, że w polskiej piłce jeszcze nie wszystko jest stracone – zaczyna Urban junior, choć właściwie od dłuższego już czasu postrzegany jest jako fachowiec pracujący na własną rękę, a nie syn sławnego ojca.
Abstrahując od tego, jak pana opiszemy, wielu zada sobie pytanie, o co chodzi? Po co trenerowi wychowanemu w Hiszpanii polska piłka, która ma raczej marną reputację.
Właściwie zawsze dostaję to samo pytanie, czy kierunki mi się nie pomyliły, bo raczej ludzie piłki Hiszpanię widzą jako ziemię obiecaną. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że w regionie Nawarra, skąd jestem, jest tylko jeden duży klub, w którym pracowałem w wielu rolach, przeszedłem również przez hiszpańską federację jako wykładowca na kursach trenerskich, to propozycja z Legii wydała mi się naprawdę bardzo kusząca. Uważam, że podjąłem bardzo dobrą decyzję, tak samo jak tę o odejściu z Legii po kilku latach.
Nie jest tak, że sam przed sobą usprawiedliwia pan swoje nieoczywiste wybory?
Nie chodzi o marki, bo obie są uznane, ale przy warunkach Legia Trening Center, te widzewskie są co najwyżej skromne. Nie przechodziłem bezpośrednio, najpierw zrezygnowałem z pracy w Legii uznając, że nie jest to już miejsce dla mnie. Poza Widzewem były też inne opcje, ale zdecydowałem się na Łódź. Po pół roku pracy tutaj mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony. Najważniejsze dla mnie są swoboda w działaniu i myśleniu o piłce nożnej, w Widzewie ten komfort dostałem. A przede wszystkim ludzie, z którymi pracuję.
Wielu trenerów, zwłaszcza z licencją UEFA Pro, chce jak najszybciej do seniorskiej piłki. Pan znów na opak; rozmościł się w futbolu młodzieżowym i nie chce stąd w ogóle wychodzić.
Słuszna obserwacja, kiedyś chciałem być trenerem na najwyższym poziomie, ale kiedy przyglądałem się temu z bliska będąc analitykiem pierwszego zespołu Osasuny, czy na przykładzie Janka, czyli taty, zobaczyłem, że niekoniecznie jest to tak fajne jak wszystkim się wydaje. To były moje pierwsze doświadczenia i głównie przez to nie siedzi we mnie pokusa zrobienia kolejnego kroku do seniorów. Życia prywatnego nie ma tam w ogóle. Czuję się mocny w szkoleniu, droga ta przyszła bardzo naturalnie, w nim zostanę. Dlaczego Polska? Myślę, że można tu bardzo wiele zrobić, bo poziom jest dużo niższy niż w Hiszpanii. A wracając do pytania, nie mam zamiaru schodzić z tej ścieżki, choć niektórych to dziwi. Uważam, że jestem dobry w tym, co robię, a w Polsce pod tym względem jest wiele do nadgonienia. Na pewno nie przywiodły mnie tutaj pieniądze, to nie jest moją motywacją. Dodam przy okazji, że choć pod tym względem wszyscy narzekają, to w naszej piłce na poziomie młodzieżowym płaci się naprawdę wiele. Większość trenerów pracuje przecież za pełnoetatowe pieniądze, w Hiszpanii jest to na ogół wynagradzana symboliczna pasja.
Jest pan także telewizyjnym ekspertem, nie lepiej zająć wygodny fotel opiniując pracę innych, zamiast bić się z wiatrakami o naprawę szkolenia.
Ostatnio o tym myślałem, bo prawda jest taka, że im głębiej siedzisz w piłce, tym mniej w niej romantyzmu. To nie jest piękny świat, ale mnie się akurat podoba i nie pracowałbym jako trener czy dyrektor, gdybym futbolu nie kochał.
Z ręką na sercu, co pan sądzi o polskim futbolu?
Zawsze staram się znaleźć plusy. Jestem tu już siedem lat i widzę, że coraz więcej drużyn chce grać w piłkę. To znacząca zmiana, widać nowe pokolenie trenerów dochodzące do głosu, oni nie tylko chcą wygrać mecz, ale także zaprezentować charakterystyczny styl, który jest rodzajem promocji i wizytówki. Polscy trenerzy chcą się rozwijać taktycznie, ale wciąż widzę wielkie deficyty w tzw. umiejętnościach miękkich. Generalnie jako społeczeństwo mamy wiele do zrobienia pod tym względem. W Hiszpanii nawet jeśli nie interesujesz się futbolem, to musisz wiedzieć, co się dzieje w twojej lokalnej drużynie, bo to element życia społecznego.
A jak pan widzi futbol?
Ofensywnie. To pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy, bo przecież w zabawie tej chodzi o to, by była przyjemna dla kibica. Odważnie. To drugie słowo, bo lubię, kiedy piłkarz nie kalkuluje, kiwa się nawet za cenę ryzyka. Technicznie. Może to wbrew funkcji, jaką pełnię, ale oglądając mecze młodzieży coraz częściej patrzę na zawodników i prezentowane przez nich umiejętności, a nie na system i taktykę. Bez techniki nie ma taktyki.
Zmartwię pana, bo niemal wszyscy trenerzy mówią tak na początku swojej drogi, a później zatracają swoje ideały na rzecz pragmatyzmu.
Pytanie dotyczyło, jak widzę futbol, ale zdaję sobie sprawę, że trzeba się dostosować do realiów, do zawodników, jakich ma się do dyspozycji, filozofii i marki klubu, w którym, się pracuje. Nie robię niczego na siłę, więc jeśli miałbym propozycję pracy z miejsca, gdzie gra się tylko z kontry, po prostu bym tam nie poszedł.
Pokaż mi swoich wychowanków, a powiem ci, jakim trenerem jesteś. To chyba najlepsza wizytówka trenera młodzieży.
Mam uczulenie, kiedy trenerzy mówią o kimś, że to mój wychowanek. Wolę powiedzieć, że z kimś pracowałem, bo to kluby wychowują piłkarzy. Ale proszę bardzo, będę mówił przede wszystkim o ofensywnych graczach. Oihan Sancet z Athletic Bilbao, który zadebiutował już w reprezentacji, Aimar Oroz z Osasuny, złoty medalista olimpijski z Paryża, Robert Navarro z Mallorki z kadry Hiszpanii do lat 21. W Polsce jako zarządzający akademią miałem pod skrzydłami Łukasza Łakomego, który gra teraz w Young Boys Berno, Ariela Mosóra, Szymona Włodarczyka, itd.
Jest coś takiego jak talent w piłce, czy wszystkiego można się nauczyć?
Zapytajmy czym jest talent. Ten stricte piłkarski miał Ronaldinho, bo umiał z piłką zrobić wszystko. Czy Gennaro Gattuso miał talent do piłki? Tak, ale nie ten piłkarski. W futbolu potrzeba różnych zawodników, ale przynajmniej w jednej rzeczy trzeba być wybitnym. To istota szkolenia, znalezienie wybitnej cechy u piłkarza. Może to być technika, może to być strzał z dystansu, może to być umiejętność harowania na boisku. Bez tego, czyli wyróżniającego elementu, będzie trudno wejść na wysoki poziom.
Do jednego nie mamy talentu – nie umiemy mówić dobrze o futbolu, bez przerwy go krytykujemy.
Czy to futbol, czy inna dziedzina życia, lubimy krytykować, dla mnie to żadna nowość. Przy czym w ogóle nie umiemy chwalić, dostrzegać pozytywnych spraw w piłce. Niestety, potrzebujemy kilku kolejnych pokoleń trenerskich, by mentalnie zmienić polski futbol. To jest właśnie ten brak umiejętności miękkich. Młodzi szkoleniowcy, choć wyedukowani, charakterologicznie są lustrem trenerów, z którymi spotykali się przez całe życie.
Kiedy uzna pan swoją misję szkoleniową za spełnioną?
Powiedziałem sobie kiedyś, że w wieku 40 lat wrócę do Hiszpanii i zajmę się czymś innym, ale zostały mi tylko trzy lata, więc trzeba zweryfikować te plany. Wszystko zależy od projektów, które zostaną mi powierzone. Teraz jest to Widzew, gdzie jestem bardzo zadowolony, więc ani myślę kończyć, tylko zastanawiam się, co zrobić, żeby było lepiej. Energia to zasób, który się zużywa. Jeśli zauważę lub ktoś w klubie zauważy, że mam jej coraz mniej, wtedy powiem sobie dość. Choć tego nigdy się nie wie. Między Legią a Widzewem było półtora roku przerwy i już po kilku miesiącach zaczęło brakować mi codziennej pracy w klubie. Chcę być częścią dobrej zmiany w polskiej piłce, która jest potrzebna. To dla mnie największa motywacja.