Jak zwykle z nastaniem grudnia, rywalizacja na boiskach Premier League nabiera jeszcze większej intensywności. O chwilę wytchnienia niełatwo – dopiero co zakończyła się piętnasta, a lada moment startuje szesnasta kolejka zmagań. Niekwestionowanym wydarzeniem tejże są derby Manchesteru, które dawno nie zapowiadały się równie interesująco.
Marcus Rashford znajduje się w wyśmienitej dyspozycji. Czy Anglik poprowadzi swój zespół do zwycięstwa w derbach Manchesteru? (fot. Reuters)
Powód jest niezwykle prosty, wręcz trywialny. O ile City wciąż znajduje się w ścisłym gronie najsilniejszych drużyn w stawce i nadal nie sposób definitywnie przekreślić jego szans na obronę tytułu mistrzowskiego, o tyle miniony miesiąc był dla klubu z Etihad Stadium najmniej owocnym okresem od momentu zatrudnienia Pepa Guardioli. United nie radzi sobie wprawdzie lepiej, lecz po pokonaniu Tottenhamu morale zespołu stoją na znacznie okazalszym poziomie. Pytanie brzmi, czy psychologiczny sufit gości znajduje się wyżej niż mentalna podłoga gospodarzy?
Otóż niekoniecznie. Nieco gorsza passa nie mogła wyssać z de Bruyne i spółki natury zwycięzców. Nawet jeśli z poprzednich sześciu meczów The Citizens wygrali zaledwie dwa, wciąż drzemią w nich przeogromne pokłady determinacji i czysto sportowej jakości. Dowód? Końcowe minuty wtorkowego starcia z Burnley. Pomimo ze wszech miar przekonującego zwycięstwa (4:1) podopieczni katalońskiego szkoleniowca nie mogli odżałować zainkasowania bramki, która pozbawiła ich szans na zanotowanie czystego konta. Jako grupa skażona skrajnym perfekcjonizmem, byli wściekli. Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż w nadchodzącej potyczce z rywalem zza miedzy będą chcieli za wszelką cenę owego uczucia uniknąć.
Gościom kolejne starty punktów jednak nie w smak. Zbyt ciężko pracowali na dogonienie czołowej szóstki, by teraz kłaniać się aktualnie panującym mistrzom. Tym bardziej, że mają w arsenale znakomite kontry na ich słabości. Pierwszą z nich stanowi Marcus Rashford, który z dorobkiem dziewięciu goli oraz dwóch asyst w ostatnich dziesięciu występach w barwach klubowych z przyjemnością rzuci wyzwanie przeciekającej defensywie Manchesteru City. Drugą jest natomiast Scott McTominay, który mając za vis-a-vis szukającego rytmu Rodriego jest w stanie namieszać w środku pola.
I choć przed żadnym z poprzednich starć derbowych obie ekipy nie były do siebie równie zbliżone pod względem psychologicznym, faworytem hitu szesnastej serii gier są piłkarze Guardioli. W obliczu dziewięciopunktowej przewagi Liverpoolu, a także zaskakująco dobrej dyspozycji Leicester, nie mogą oni dopuścić do następnego potknięcia.
***
A skoro już o The Reds mowa, w poszukiwaniu kolejnej ofiary zespół Jurgena Kloppa wybierze się do Bournemouth. Biorąc pod uwagę formę Wisienek – podopieczni Eddiego Howe’a przegrali cztery spotkania z rzędu, nie potrafiwszy choćby zremisować z grającym w osłabieniu Crystal Palace – sięgnięcie po trzy oczka nie powinno stanowić dla gości większego kłopotu. Nie dość, że w środę zmiażdżyli oni Everton, to jeszcze dokonali tego w uszczuplonym o kilku liderów składzie. W ich zastępstwie świetnie zaprezentowali się między innymi Divock Origi oraz Xherdan Shaqiri. Fakt, że ani jeden, ani drugi nie ma najmniejszych szans na przebicie się do pierwszej, galowej jedenastki dobitnie świadczy o niebywałej sile kadry lidera tabeli.
Wspomniani wyżej The Toffees, już bez Marco Silvy, a z Duncanem Fergusonem na ławce trenerskiej, podejmą Chelsea. Trudno spodziewać się, by wraz z roszadą na stanowisku menedżera wszelkie problemy nękające ekipę z Goodison Park odeszły w niepamięć, toteż przed pierwszym gwizdkiem sędziego to The Blues znajdują się w uprzywilejowanej pozycji. Po dwóch ligowych porażkach gracze Franka Lamparda zdołali ograć Aston Villę, w czym spora zasługa powracającego po kontuzji Tammy’ego Abrahama. Doprawdy trudno wyobrazić sobie, co siedzi w głowie Jordana Pickforda, który chwilę wcześniej przyjął pięć ciosów od zawodników Liverpoolu, a za moment stanie oko w oko z jednym z najproduktywniejszych piłkarzy w lidze.
Zdecydowanie spokojniejszy może być Paulo Gazzaniga. Na Old Trafford Argentyńczyk był jednym z najjaśniejszych punktów po stronie Tottenhamu, a teraz przyjdzie mu powstrzymać ofensywę Burnley. Ta nieco spuściła z tonu – ani Chris Wood, ani Ashley Barnes nie są skuteczni na miarę swoich możliwości, przez co w poprzednich dwóch meczach The Clarets zaliczyli tylko jedno trafienie. Pod tym względem Koguty są na zupełnie innym biegunie (11 bramek w 4 spotkaniach) i w sobotę zrobią wszystko, by niniejszy trend podtrzymać.
***
Co poza tym czeka nas w ten weekend? Konsekwentnie dryfujący ku spadkowi Watford zmierzy się z borykającym się z plagą wykluczeń defensywnych Crystal Palace. Leicester uda się do Birmingham, by rzucić wyzwanie Aston Villi, a nieźle poczynające sobie Newcastle podejmie łapiące wiatr w żagle Southampton. W starciu z Norwich, Sheffield United postara się odbić sobie niepowodzenie w potyczce ze Srokami, zaś rozochocone pokonaniem Kanonierów Brighton postara się urwać punkty niezmiennie dobrze radzącemu sobie Wolverhampton.
Kolejkę zamkną poniedziałkowe derby Londynu, w których West Ham zagra z Arsenalem. Oprócz mizernej formy, obie ekipy łączy niepewność co do przyszłości ich opiekunów, spośród których jeden co tydzień walczy o przetrwanie na stanowisku, a drugi, jako „tymczasowiec”, czeka na prawowitego następcę Unaia Emery’ego. Ilu rannych przyniesie owy bój?
Jak widać, w nadchodzącej serii gier Premier League ciekawych zestawień co nie miara. Czyżby gwiazdka nadeszła nieco wcześniej? Jeśli tak, pozostaje mieć nadzieję, iż nie zapomniała przytachać ze sobą emocji.
***
Everton – Chelsea
Typ PN: 2
Bournemouth – Liverpool
Typ PN: 2
Tottenham – Burnley
Typ PN: 1
Watford – Crystal Palace
Typ PN: 2
Manchester City – Manchester United
Typ PN: 1
Aston Villa – Leicester
Typ PN: 2
Newcastle – Southampton
Typ PN: 1
Norwich – Sheffield United
Typ PN: 2
Brighton – Wolverhampton
Typ PN: 2
West Ham – Arsenal
Typ PN: x
MACIEJ SAROSIEK