Czy gwiazdor powinien opuścić Madryt? Błogosławiony problem Realu
Debata wokół Viniciusa zdaje się nie mieć końca. Arabia Saudyjska jest gotowa
niemal na wszystko, by ściągnąć go do siebie, podczas gdy jego zachowanie i
otaczająca go atmosfera coraz bardziej irytują kibiców, piłkarzy i szefów Realu Madryt.
Wobec Viniciusa trudno zachować neutralność. Jego temperament i ekspresyjny sposób wyrażania siebie na boisku sprawiają, że każdy ma na jego temat swoje zdanie. O postrzeganiu jego osoby przez piłkarskie środowisko dobitnie świadczy fakt, że nawet madridistas zastanawiają się, czy nie lepiej byłoby go sprzedać, mądrze spożytkować zarobione na nim pieniądze – po prostu budować drużynę bez niego.
Stanowisko Realu Madryt jest jasne – nikt nie będzie trzymany w klubie na siłę. Jeśli Vini będzie chciał odejść do kuszącej go Arabii Saudyjskiej, to odejdzie. Królewscy nie zrobią dla niego wyjątku. I trudno się temu dziwić, skoro nie zrobili go dla Cristiano Ronaldo czy Sergio Ramosa, dlaczego mieliby tak postąpić właśnie wobec Brazylijczyka? Mimo imponujących osiągnięć, jego dziedzictwo w zestawieniu z dziedzictwem Portugalczyka czy Hiszpana jest skromne.
Historyczna transakcja wisi w powietrzu
Porównywanie liczb Brazylijczyka z liczbami Cristiano na tym etapie nie ma większego sensu. Vini był głównym faworytem do zdobycia Złotej Piłki za sezon 2023-24, w którym rozegrał 40 meczów, strzelił 25 goli i zanotował 12 asyst na wszystkich frontach. Jak w ogóle można porównać to choćby z rozgrywkami 2011-12 w wykonaniu Ronaldo, który tylko w tym sezonie w 55 spotkaniach strzelił 60 goli i miał 15 asyst.
Kiedy się na to spojrzy, kwota, jaką Królewscy mogą zainkasować za swojego asa, zdumiewa. 300, może nawet 350 milionów euro – tyle według medialnych doniesień saudyjskie Al-Ahli jest w stanie zapłacić za 24-latka. Byłby to absolutny rekord transferowy, zepchnąłby z piedestału transakcję wartą 222 miliony euro, w ramach której w 2017 roku Neymar przeszedł z Barcelony do PSG.
– Mam nadzieję, że będę mógł tu zostać jeszcze przez wiele lat – powiedział Vinicius kilka tygodni temu w rozmowie z klubową telewizją Realu Madryt. Gdyby sugerować się wyłącznie jego publicznymi deklaracjami, można dojść do wniosku, że faktycznie nie zamierza nigdzie odchodzić. Jednak z drugiej strony stanowcze i jednoznaczne „nigdzie się nie wybieram, zostaję w Realu” też nie padło.
Hiszpańskie media podkreślają, że Vinicius jest szczęśliwy na Santiago Bernabeu, ale jednocześnie ma świadomość, że 5-letni kontrakt proponowany przez Saudyjczyków, gwarantujący mu łączną gażę w wysokości miliarda euro na rękę, ustawiłby finansowo jego oraz jego rodzinę na co najmniej kilka pokoleń.
Z Vinim dobrze, bez Viniego… jeszcze lepiej
Vinicius jest zawodnikiem, który niełatwo ulega schematom. Trudno namówić go do ciężkiej i regularnej pracy w obronie, o czym Carlo Ancelotti w tym sezonie przekonał się już wielokrotnie. Co więcej, jego niechęć do wspierania partnerów z boiska w defensywie zaczęła przeszkadzać również niektórym kolegom. W trakcie spotkania z Leganes w 1/8 finału Pucharu Króla srogiej reprymendy nie omieszkał udzielić mu sam Luka Modrić, gdy podczas jednej z akcji Brazylijczyk nie spieszył się z powrotem we własne pole karne.
Francuski dziennik „L’Equipe” napisał, że jego brak zaangażowania w obronie, podważanie decyzji sędziów czy uleganie prowokacjom przeciwników powoli zaczyna być źródłem napięć w szatni Los Blancos, a nawet powodem irytacji niektórych osób z kierownictwa madryckiego klubu.
W bieżącym sezonie 24-latek we wszystkich rozgrywkach zdobył 16 bramek i zanotował 10 asyst, a mimo to i tak nieustannie pojawiają się wątpliwości dotyczące jego przydatności na murawie. Czerwona kartka, którą otrzymał na początku roku w ligowej rywalizacji z Valencią, oraz wynikające z niej dwumeczowe zawieszenie pokazało, jak Real mógłby wyglądać bez niego. A wyglądał… dobrze.
W wygranych potyczkach z Las Palmas (4:1) i Realem Valladolid (3:0) na lewym skrzydle świetnie odnajdywał się Rodrygo, a dodatkowo niemal bez słów rozumiał się z mającym wówczas więcej przestrzeni Kylianem Mbappe. Nie inaczej było w ostatnim meczu fazy ligowej Ligi Mistrzów z Brestem, kiedy to z kolei Vini pauzował za nadmiar żółtych kartek. Królewscy pokonali francuski zespół 3:0 i choć Mbappe do siatki nie trafił, to dubletem popisał się właśnie Rodrygo.
Pierwsza połowa derbowego starcia z Atletico także przyniosła garść niezbyt korzystnych dla Viniciusa wniosków. Ancelotti prosił go o trzymanie się lewej flanki i zapewnianie szerokości gry, tymczasem on ustawiał się bliżej centralnej strefy i dublował pozycję Mbappe. Kiedy w drugiej odsłonie w końcu posłuchał włoskiego trenera, drużyna zaczęła wyglądać o niebo lepiej, a on stwarzał realne zagrożenie pod bramką Jana Oblaka. Skłonność do indywidualnych poświęceń dla dobra całej grupy nie jest najmocniejszą stroną brazylijskiego atakującego.
Real ma problem
Miguel Angel Diaz, dziennikarz hiszpańskiego radia COPE, dwa dni temu utworzył na platformie X ankietę, w której zapytał o plan na mecz z Manchesterem City, a konkretnie o to, czy Real powinien zacząć z czterema pomocnikami i poświęcić jednego z członków ofensywnego tercetu, czy też nie. Zaproponował cztery opcje: grę trzema środkowymi pomocnikami, posadzenie Rodrygo na ławce, posadzenie Mbappe na ławce oraz posadzenie na ławce Viniciusa. Najwięcej głosów (44,5 procent) zebrał ten ostatni wariant. Wygląda więc na to, że Brazylijczyk nie jest już nietykalny nawet dla kibiców.
Real Madryt ma twardy orzech do zgryzienia. Niewątpliwie determinujące w tej sprawie będą końcowe rozstrzygnięcia tego sezonu. Już teraz jest gorąco, ale dopiero latem karuzela z Viniciusem ruszy na dobre. Choć klub chce przedłużyć z nim umowę, to pierwsza oferta zawierająca podwyżkę (aktualnie zarabia od 15 do 20 milionów euro rocznie) została przez Brazylijczyka odrzucona, o czym poinformował The Athletic.
A gdy Saudyjczycy przylecą do stolicy Hiszpanii z walizką pieniędzy, w której będzie 300 czy – jak podała telewizja TNT Sports Brasil – 350 milionów euro, Królewscy będą musieli zastanowić się, czy nie warto jednak usiąść z nimi do stołu. Bo sprzedaż teoretycznie najlepszego piłkarza w kadrze, paradoksalnie mogłaby rozwiązać wiele madryckich problemów.