W rewanżowym meczu półfinałowym Chelsea pokonała Tottenham 2:1, wyrównując stan rywalizacji, bowiem w pierwszym meczu jedną bramką wygrał Tottenham. Po rzutach karnych lepsi byli zawodnicy Chelsea.
Eden Hazard strzelił kolejnego gola dla Chelsea (fot. David Klein)
Pierwszy mecz na Wembley wygrał Tottenham, który strzelił jednego gola i potem skutecznie się bronił. Po pierwszym spotkaniu to właśnie Koguty były więc bliskie powrotu na ten stadion w roli drużyny neutralnej. Osłabieni kontuzjami goście chcieli przede wszystkim skutecznie się bronić i nie doprowadzić do comebacku ze strony Chelsea. Na niekorzyść Tottenhamu działał fakt, że w tym dwumeczu gole strzelone na wyjeździe nie liczą się podwójnie, bowiem takie zasady w tym dwumeczu byłyby dla podopiecznych Mauricio Pochettino korzystniejsze.
Od samego początku gospodarze ruszyli do ataku i przeprowadzili kilka groźnych akcji, po których niepewnie interweniowała defensywa Kogutów. Po jednej z nich Chelsea miała rzut rożny, piłka trafiła na szesnasty metr pod nogi N’Golo Kante, a reprezentant Francji piekielnie mocnym uderzeniem z pierwszej piłki otworzył wynik spotkania. Pomocnikowi udało się zmieścić piłkę pomiędzy nogami nie tylko obrońcy, ale i broniącego tego dnia dostępu do bramki Paulo Gazzanigi.
Straty z pierwszego spotkania szybko zostały odrobione, jednak to było mało dla Chelsea. Już kilka minut później Eden Hazard przyjął podanie od Cesara Azpilicuety i huknął nie do obrony, a przy tej dyspozycji ofensywy Tottenhamu wydawało się, że zwycięzca tego dwumeczu jest już znany. Jak się okazało, wyglądało to jednak zupełnie inaczej.
Choć do przerwy Tottenham nie oddał ani jednego celnego strzału, to jego zawodnicy mieli świadomość, że jeden gol da im rzuty karne (zgodnie z nowymi zasadami dogrywki nie obowiązują). Nieoczekiwanie udało im się go strzelić, a stało się to po tym, jak w polu karnym świetnie odnalazł się Fernando Llorente. Hiszpan uznawany jest za specjalistę od goli w pucharach, a i tym razem nie zawiódł zespołu w potrzebie.
W dalszej części spotkania oba zespoły były koszmarnie nieskuteczne, w samej końcówce sytuację meczową zmarnował Olivier Giroud, w związku z czym mecz zakończył się zwycięstwem Chelsea 2:1, które oznaczało serię rzutów karnych. Te marnowali Eric Dier (strzał nad bramką) i Lucas (świetna interwencja Kepy Arrizabalagi). Decydującą jedenastkę pewnie wykonał David Luiz, dzięki czemu w finale EFL Cup to właśnie Chelsea zmierzy się na Wembley z Manchesterem City.
pber, PiłkaNożna.pl