Przejdź do treści
Byli bogami, kim są dzisiaj?

Ligi w Europie Świat

Byli bogami, kim są dzisiaj?

Casagrande i Junior są popularnymi komentatorami, Zico to celebryta i człowiek orkiestra, Romario został politykiem, Mauro Silva działa w branży budowlanej, za to Muller stracił cały majątek i został pastorem kościoła pentakostalnego. Oto brazylijskie gwiazdy po latach.


Ronaldinho przez lata był gwiazdą Barcelony


– Pamiętam czasy, kiedy graliśmy dla dobrej zabawy, piłkarze spędzali wolny czas z rodzinami na grillu, tańcu, jeśli kupowałeś zagraniczne auto było to wydarzenie, tak samo jak niewielki domek w mieście – legenda Palmeiras, Ademir da Guia wspominał czasy, kiedy w latach 60. rozpoczynał karierę w jednym z największych klubów w Brazylii. Było to zaraz po drugim z rzędu mistrzostwie świata dla kanarków. Z dzisiejszej perspektywy wydawać by się mogło, że legendarny pomocnik wygaduje głupoty, bo po takich sukcesach Barcelona, Real Madryt, Liverpool czy Juventus powinny bić się o Brazylijczyków. Niestety, dla ówczesnych zawodowców nie były to czasy tak wielkich żniw jak w przypadku obecnych futbolistów, dla których kupno domu i kilku zagranicznych samochodów nie stanowi żadnego problemu. Taki Emerson Sheik wyjechawszy z Brazylii jako no name, grając w Japonii i na Bliskim Wschodzie, dorobił się domu, kilku mieszkań na wynajem, domku letniskowego i kolekcji samochodów. A przecież daleko mu do sławy i popularności Rivaldo, Ronaldo czy nawet Ze Roberto… 

Zostali w biznesie

Oczywiście najłatwiej zostać w futbolowym interesie. Teoretycznie jako trener. Ale ten przypadek – dla brazylijskich gwiazd z międzynarodowej czołówki – niekoniecznie jest upragnionym. Ostatnim wielkim, który z powodzeniem trenował był Zico. Biały Pele prowadził reprezentację Japonii, przez dwa sezony wykonał kapitalną pracę w Fenerbahce Stambuł, a potem miał epizody m.in. w CSKA Moskwa i Olympiakosie Pireus, w czasach, kiedy oba kluby regularnie oglądaliśmy w Lidze Mistrzów. Zico bywał też dyrektorem sportowym, ale przede wszystkim biznesmanem, który zainwestował w nieruchomości (jedna z nich przekształcona w tzw. CFZ, czyli centrum treningowe Zico, które sławny piłkarz stale wynajmuje) oraz telewizyjnym celebrytą. Jego sposób opowiadania o zdarzeniach boiskowych jest wręcz kapitalny, łopatalogiczny, a słuchać go można godzinami. Pracował głównie dla telewizji Esporte Interativo, dziś dogorywającej za sprawą Disneya, głównego udziałowca, który zdecydował wygasić projekt. Zico ma dziś już 66 lat i raczej do pracy w roli trenera czy dyrektora sportowego nie wróci, ale kanał na YouTube prowadzi. Wywiady z Dużymi Nazwiskami robi ze sporą swobodą, bo rozmowy asów znających się na piłce są wyjątkowo swobodne, kiedy obie strony „czują bluesa”. 

W biznesie działa cała armia byłych graczy, którzy kopali piłkę w przełomowych latach 90. XX wieku. Czyli w czasach, kiedy brazylijski futbol był najlepszy na świecie. Pracują jako ambasadorzy klubów, doradcy, poszukiwacze talentów na zlecenie europejskich klubów. Trenerów niewielu, niedawno robotę stracił 45-letni Sylvinho, któremu kompletnie nie poszło w Lyonie. Mimo że jego szefem był kolega z boiska, Juninho Pernambucano – jeden z kilku liczących się dzisiaj dyrektorów sportowych, a wcześniej futbolistów. Rai podobną misję wykonuje dla Sao Paulo FC, Leonardo dla PSG. Juninho Paulista, po latach prezesowania Ituano FC od tego roku jest dyrektorem technicznym w CBF. Zdecydowanie chętniej jednak dawne gwiazdy szukają roboty w roli doradców transferowych albo agentów. Najdoskonalszym przypadkiem jest mistrz świata z 1994, Mazinho. Były pomocnik Valencii dba o kariery synów, Thiago z Bayernu i Rafinhii z Barcelony!

O kariery europejskie dba także Emerson, znany z Bayeru Leverkusen, Romy czy Juventusu. Swego czasu zasłynął jako odkrywca talentu Maycona, którym próbował zainteresować Romę, kiedy ten miał ledwie 15 lat. Za to Borussia Dortmund korzysta z pomocy swego dawnego stopera, eksreprezentanta Brazylii, dzisiaj 56-letniego Julio Cesara. Maxwell pracuje dla sztabu PSG w roli opiekuna zawodników, czyli pełni funkcję kierownika oświatowego albo speca od atmosfery.

Transferami zajmował się też Gilmar Rinaldi, nie sprzedawał jednak gwiazd, ale graczy dobrych. Kilka transferów do Azji, kilkanaście do Europy, potem funkcja dyrektora technicznego reprezentacji (2014-16), dzisiaj żyje dostatnio, chętnie udziela się w mediach, jest blisko władz federacji, widać, że 20 lat po zakończeniu kariery zawodniczej nadal dobrze żyje z piłki nożnej. 

Pociecha w kościele

Nie to co Muller. Temu po zakończeniu kariery kompletnie się nie wiodło. Alkohol, rozwód, bankructwo, bruk. Odwyk, nawrócenie, powrót do życia, wyciągnięcie ręki przez największą telewizję Ameryki Południowej – Rede Globo, nieudana praca w roli komentatora ligowego, wreszcie nowe życie za sprawą kościoła zielonoświątkowego. Ma 53 lata. Na mniej nie wygląda, bo sportowo się nie prowadził, ale chociaż spokój ducha znalazł. Niewiele lepiej miał się jego kolega z reprezentacji podczas meksykańskiego mundialu ’86, czyli Josimar, autor fantastycznego gola przeciwko Polsce. Wahadłowy znany był rozrywkowego trybu życia. Alkohol i narkotyki praktycznie przetrąciły mu karierę zawodową, bo piłkarz już pod koniec lat 80. dorobił się przezwiska „Josibar”. Mimo eksplozji talentu w 1986 roku, nie udało mu się zdobyć kontraktu w Europie, a jego kariera stanęła po trzech zaledwie latach. Ojciec szóstki dzieci, od wielu lat żyje na północy kraju, w stanie Roraima, tak jak Muller, przeszedł nawrócenie i jest aktywnym działaczem społeczności skupionej wokół jednego z kościołów pentakostalnych. Alkohol zniszczył niejedną brazylijską karierę. Wiele lat temu zaciążył na bajecznych technicznie skrzydłowych – Garrinchy i Canotinho. Obaj od dawna nie żyją. Współcześnie też połamał kilka karier, w tym dwie naprawdę ciekawie rokujące. Cicinho, rocznik 1980, szalał w Sao Paulo FC, z którym wygrał w 2005 Copa Libertadores. Potem był Real, gdzie nieoczekiwanie zawiódł. W Romie też nie wypalił. Zastanawiano się, z jakiego powodu piłkarz tak szybki, tak błyskotliwy technicznie nie poradził sobie w klubach tak łaknących zawodników o opisanych cechach? Po latach, już po powieszeniu butów na kołku Cicinho przyznał się do alkoholizmu, do stosowania przemocy domowej pod jego wpływem, do kompletnego marazmu, który zatrzymał w sumie niezłą karierę. 

A Adriano, czyli Imperador? Miał 17 lat, gdy kupił go Inter Mediolan, w czasach, kiedy Serie A była najbogatszą ligą świata. W wieku 22 lat był już światowej sławy asem futbolu, królem strzelców Copa America. Dwa lata później, na swój pierwszy mundial leciał z nadwagą i podejrzaną opuchlizną. Po latach przyznał, że już wtedy upijał się niemal każdego dnia. Potem zaczęła się wańka-wstańka, Inter go wypożyczał, Adriano na chwilę odstawiał alkohol, zrzucał kilogramy, ładował gola za golem po czym wpadał w cug i przestawał trenować. Jeszcze w 2010 roku część nieświadomych kibiców liczyła na powołanie go na mundial do RPA. Ale rygorystyczny Dunga nawet nie rozważał dokooptowania Imperadora do szerokiej, 30-osobowej kadry. Nim dobił do trzydziestki, cały piłkarski świat wiedział o jego depresjach, alkoholizmie, problemach z partnerką, przyjaźniach z szefami krwawego gangu Comando Vermelho, który swoich wrogów żywcem pali w pierścieniach z opon. Adriano był skończony w wieku, w którym Cristiano Ronaldo wygrywał pierwszą z czterech Lig Mistrzów z Realem Madryt. Chociaż nic to wszystko wobec historii bramkarza Flamengo Bruna, odsiadującego wyrok za zabójstwo z premedytacją byłej partnerki. Dzisiaj bohatera brazylijskich pudelków i kozaczków, po tym jak jego adwokatka ogłosiła zaręczyny i chęć założenia wspólnej rodziny.


Zawód komentator

Oczywiście najwięcej brazylijskich gwiazd sprawdza się w roli komentatorów telewizyjnych. Stacja SporTv nadająca mecze ligi brazylijskiej, krajowego pucharu, mistrzostw stanowych oraz reprezentacji, od wielu lat zatrudnia Waltera Casagrande (kiedyś as Torino, w czasach, kiedy docierali do finału pucharu UEFA, by walczyć z Ajaksem Johana Cruyffa), Juniora (legenda Flamengo, Torino, reprezentacji Brazylii), czy mniej znanych w Europie, ale cenionych w kraju ligowców: Batistę, Caio Ribeiro czy Rogera Floresa. Ostatnio wzmocnił ekipę Muricy Ramalho, w latach 70. i 80. twardy ligowiec, typ boiskowego robotnika, w pierwszej dekadzie XXI wieku najlepszy brazylijski szkoleniowiec, któremu karierę przerwały problemy zdrowotne i kategoryczny zakaz wykonywania stresującej pracy. Ramalho jest dzisiaj chyba najpopularniejszą osobowością sportowych telewizji, bo cenią go trenerzy, którzy nieraz dostawali od jego drużyn w kość, cenią zawodnicy, bo był ostatnim wielkim krajowym trenerem, kochają kibice, bo sukcesy odnosił w kilku klubach kraju, wszędzie zdobywając serca fanów. 

Świetnym analitykiem był Juninho Pernambucano, dzisiaj pracujący dla Lyonu. ESPN od wielu lat zatrudnia Ze Eliasa znanego z Bayeru i Interu. Rivellino, mistrz świata z 1970 roku, osobowością medialną jest „od zawsze”, przy okazji zarabiając na prowadzeniu szkółek piłkarskich sygnowanych swoim imieniem. Tak samo jak jego kumpel Gerson, który udziela się m.in. w radiu Jovem Pan, ale zarabia na wynajmie nieruchomości, które wznosi w Brazylii i Hiszpanii firma budowlana Mauro Silvy. Branża budowlana to częsty pomysł na lokowanie pieniędzy zarabianych podczas kariery futbolowej, lista piłkarskich inwestorów jest doprawdy spora. Jedni przystępują do rodzinnego biznesu, zmieniając się w przedsiębiorców budowlanych, inni inwestują pieniądze w istniejące projekty. 

Ale są też tacy, którzy po zakończeniu gry w piłkę zrobili kariery w kompletnie innej branży niż sportowa, nie zostali rentierami. Najlepszym przykładem niech będzie Tostao. Gdyby nie uraz oka, pewnie byłby największym piłkarzem łączącym erę Pelego i Zico. W wieku 26 przestał grać, rok później karierę zakończył formalnie. Potem skończył studia medyczne, został wziętym okulistą w Belo Horizonte. Po latach wrócił do futbolu jako komentator radiowy i felietonista m.in. dziennika „Folha de Sao Paulo”, a pisze kapitalnie. Czytelnicy i słuchacze go wręcz uwielbiają. Zawsze trafia w punkt, chociaż nigdy brutalnie i z charakterystyczną dla Latynosów przesadą. Zupełnie nie to co Neto, którego programy w telewizji Band są niekończącymi się monologami, a raczej wybuchami pretensji, agresji godnej amerykańskiego programu Jerry Springer Show.

Za to człowiekiem kompletnie bez wyrazu okazał się Bebeto. Próbował jako trener, szef klubu, polityk, ambasador brazylijskiego futbolu – zawsze jakiś taki nijaki, zawsze na chwilę. Nie to co Cafu, którego działalność charytatywna jest znana i szanowana w całym kraju. Ostatnio kapitan mistrzów świata z 2002 roku przeżył wielką tragedię rodzinną po śmierci syna. Narodziny dziecka porażonego zespołem Downa zmieniły z kolei życie Romario. Hulaka i babiarz zatrzymał się wreszcie na czwartej żonie. Zaangażował społecznie, od lat jest politykiem, parlamentarzystą, jednym z najpopularniejszych w kraju. Nie dosięgło go żadne ze śledztw korupcyjnych operacji Lava Jato, co zważywszy na aresztowanie blisko tysiąca ludzi ze świata polityki i wielkiego biznesu już jest sukcesem jednego z najważniejszych w Brazylii edukatorów w kwestiach związanych z syndromem Downa. 

Nelinho wraz z rodziną prowadzi kompleks sportowy w Belo Horizonte. Boisko piłkarskie, siłownia, sale do zajęć aerobowych, boisko do kosza i siatkówki, sauna, gabinet masażu. Kompleksowo. Zdarzenia futbolowe komentuje rzadko, głównie dla mediów lokalnych, ze stanu Minas Gerais. Inny spec od atomowych strzałów, Eder, jeden z bohaterów mundialu w Hiszpanii, na tyłku usiedzieć nie potrafi. W trakcie długiej kariery piłkarskiej kluby zmieniał jak rękawiczki, chociaż zawsze wracał do Atletico Mineiro. Po tym jak ostatecznie pożegnał się z profesjonalnym futbolem w wieku 39 lat, trafił do mediów. Ale ani w telewizji, ani w radiu długo miejsca zagrzać nie potrafił. Świetnie wypadał w programach, których ważną składową były demonstracje zagrań, gorzej, kiedy nie był w centrum programu, na przykład komentujące mecze ligowe. Zawsze blisko futbolu, czasem w roli doradcy transferowego, czasem jako obserwator, innym razem inwestor, z restauracją włącznie… Od roku pracuje znowu dla Atletico Mineiro, które wynajęło go do koordynowania projektu „Galo Forte”, polegającego na obserwacji młodych talentów nie tylko spośród grup pracujących w centrum treningowym klubu w Belo Horiznote, lecz także w różnych klubach zaprzyjaźnionych, podczas campów i lokalnych turniejów pod patronatem klubu. 

Wielu eksreprezentantów próbowało działać w polityce. Romario odniósł sukces, Bebeto niekoniecznie. Ademir da Guia przez kilka kadencji pracował w radzie miasta Sao Paulo, za to znakomity spec od bronienia karnych (w 1981 roku zasłynął broniąc dwa karne Paula Breitnera, który do tego momentu miał 100 procent skuteczności w jedenastkach na arenie międzynarodowej), negatywny bohater wielkiej Brazylii ’82, potem kiepski trener, Waldir Peres, mimo dwóch prób, do rady miasta ani parlamentu stanowego się nie dostał. Próbował odnaleźć się w polityce również znany z mundialu we Francji Ze Carlos, a także legendarny spec od rzutów wolnych Marcelinho Carioca. Ich romanse z polityką były jednak doraźne, nie przetrwały próby czasu, raczej zdawały się być merkantylnym sposobem na dobre życie przy niewielkich nakładach sił (politycy w Brazylii dostają 15 pensji, pełen zwrot kosztów życia, bardzo wysokie dotacje na biuro, co pospołu czyni ich najdroższymi parlamentarzystami Ameryki Łacińskiej od Meksyku po Chile). Ademir da Guia wspominał kiedyś, że w „jego czasach” (lata 60. i 70. XX wieku) piłkarze kończący kariery inwestowali w restauracje, bary i typowe brazylijskie przekąskownie znane jako Lanchonete. Dzisiaj piłkarze pieniędzy mają znacznie więcej, zatem coraz częściej pojawiają się w roli inwestorów w całe sieci barów czy pizzerii. Tak było m.in. z Kaką, Elberem czy Aldairem, którzy oprócz tego sami są właścicielami kilku restauracji i pausad, czyli brazylijskiej odmiany pensjonatu. Oczywiście zawsze można zainwestować we własny klub piłkarski, ale nawet Rivaldo wie, że nie jest to aż tak dobry interes. Przynajmniej w Brazylii. Bo już Ronaldo inwestycję w lidze hiszpańskiej ponoć sobie bardzo chwali…

BARTŁOMIEJ RABIJ

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 46/2019)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024