Boniek: – Ocena występu reprezentacji Polski na Euro musi być negatywna
Reprezentacja Polski szybciutko powróciła z finałów mistrzostw Europy, więc musi zastanawiać niezachwiane przekonanie członków ekipy, że na turnieju biało-czerwoni spisali się wcale nie tak źle, jak źle z naszej perspektywy wygląda tabela grupy D. – Ocena występu drużyny narodowej w Niemczech musi być negatywna. Nie wykonaliśmy planu – nie ma wątpliwości były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek.
Jeszcze przed meczem z Francją federacja poinformowała, że podczas spotkania z drużyną Cezary Kulesza przekazał wiadomość, iż Michał Probierz pozostanie na stanowisku. Rozsądny był to krok, bo wówczas wisiało nad kadrą widmo najgorszego pod względem liczby zdobytych punktów występu biało-czerwonych na Euro – istniało uzasadnione klasą ostatniego rywala ryzyko, że będzie to okrągłe zero. Deklaracja Kuleszy zdusiła publiczną dyskusję o zmianie na stanowisku selekcjonera, zanim ona w ogóle zdążyła nastąpić. Narracja została nakierowana na przyszłość z Probierzem jednak już wcześniej, bo wkrótce po porażce z Austrią sam selekcjoner z dużym przekonaniem mówił o kolejnym etapie budowy drużyny na jesienne zmagania w Lidze Narodów. Probierz zatem jako pierwszy polski trener biało-czerwonych w XXI wieku utrzymał posadę po nieudanym pod względem sportowym dużym turnieju. Wcześniej pracę tracili Jerzy Engel, Paweł Janas, Franciszek Smuda, po mundialu w Rosji kontraktu nie przedłużył Adam Nawałka. Uchowali się jedynie obcokrajowcy Leo Beenhakker oraz Paulo Sousa, ale ich pozycje były mocno kwestionowane. Probierz uniknął również tego, co prowadzi do pierwszego wniosku po Euro 2024 – pod względem komunikacyjnym federacja i selekcjoner zdali egzamin. I to na dobrą ocenę, mimo sportowej porażki atmosfera wokół drużyny narodowej wciąż ma bowiem więcej w sobie z wyczekiwania na kolejne mecze niż z pogrzebu.
SELEKCJONER Z CHARYZMĄ I…
Wpływ na to mają jednak nie tylko słowa selekcjonera, które w Niemczech nie zawsze trafnie opisywały rzeczywistość, ale też jego czyny. Jeśli bowiem Probierz wychodzi z finałów mistrzostw Europy niemalże bez szwanku, to przede wszystkim dlatego, że w dwóch z trzech meczów dokonał odważnych wyborów personalnych. Szybko też wyciągał wnioski. Wyjściowy skład na spotkanie z Holandią był niemałym zaskoczeniem, z Austrią selekcjoner wykonał krok w tył, bo skupił się na wyeliminowaniu mocnych stron przeciwnika, a nie na uwypukleniu atutów własnego zespołu, ale z Francją znów ku ogólnemu zadowoleniu drużyna złożona została z większej liczby piłkarzy o charakterystyce ofensywnej.
– Nie ma sensu się katować. Grupa była trudna, położenie reprezentacji przed turniejem nieciekawe, przed startem zmagań należało się liczyć z tym, że odpadniemy po fazie grupowej – mówi Jacek Bąk, 96-krotny reprezentant Polski. – Tyle że mecz z Austrią boli. Nie ze względu na wynik, ale ze względu na podejście drużyny do tego spotkania. Każdy trener potrzebuje jednak czasu, dobrze, że Probierz go dostanie. Na Euro przesadził z żonglowaniem składem, ma jednak jaja, ma charyzmę, niech pracuje dalej.
– Michał zostaje i bardzo dobrze, zwłaszcza że nie widzę innego, poza Maciejem Skorżą, kontrkandydata na stanowisko selekcjonera. Polscy trenerzy mają zatrudnienie, na obcokrajowca jest za wcześnie – dodaje Boniek.
Zwłaszcza postawienie na Kacpra Urbańskiego było nieoczywistym wyborem Probierza. Pomocnik zrobił wrażenie pokazywaniem się do gry, kontrolą i osłanianiem piłki. Jeśli zatem szukać pozytywów w występie biało-czerwonych w finałach mistrzostw Europy, mają one twarz młodego pomocnika Bolonii.
– Kacper ma papiery na duże granie, dla mnie to oczywiste. W Ekstraklasie debiutował przed ukończeniem szesnastego roku życia, kiedy ja byłem trenerem Lechii Gdańsk, znam więc jego rys psychologiczny, wiem także, ile może biegać – mówi trener Piotr Stokowiec. – Mimo młodego wieku Kacper i Kuba Kałuziński mieli jedne z najlepszych wyników badań wydolnościowych w drużynie seniorów. W niektórych meczach każdy z nich pokonywał po dwanaście, trzynaście kilometrów. Byli nie do zabiegania. Nie wahałem się wystawiać ich w wyjściowym składzie w Ekstraklasie i Pucharze Polski. Kacper ma organizm przygotowany do gry na wysokiej intensywności. I wielką ambicję. Musiałem wyganiać go z treningów, żeby nie przeciążyć młodego organizmu, a on wbrew moim wskazówkom i tak szedł na zajęcia indywidualne poza klubem. Przymykałem na to oko, bo nie chciałem go stopować. Nie jest to jednak zawodnik dobry tylko wtedy, gdy ma piłkę przy nodze. Potrafi też odebrać piłkę rywalowi, wywrzeć na nim presję, być agresywny. Natomiast z całą pewnością zaskakuje łatwość, z jaką odnalazł się w wyjściowej jedenastce reprezentacji Polski – nie mając doświadczenia w kadrze seniorów i debiutując na dużym turnieju.
SPRAWA USTAWIENIA
Lista pozytywów nie jest jednak długa. Pozycja Piotra Zielińskiego w drużynie narodowej to 8, turniej w Niemczech dowiódł tego ostatecznie. W kadrze jest synergia pomiędzy selekcjonerem a piłkarzami, co przebija się w publicznych wystąpieniach – i trener chronił zawodników, i zawodnicy chronili trenera. I rzecz jasna dobre lub bardzo dobre występy bramkarzy, o których powiedziano już wszystko i wszędzie. Swoją drogą, to bardzo intersująca kwestia, jak sprawa obsady bramki wyglądać będzie jesienią. Patrząc bowiem długofalowo i przy założeniu, że Wojciech Szczęsny nie będzie kontynuować kariery reprezentacyjnej, co wcale przesądzone jednak nie jest, jako korzystniejsze jawi się budowanie doświadczenia w drużynie narodowej młodszego bramkarza – albo Marcina Bułki, albo Kamila Grabary. Tyle że Łukasz Skorupski w meczu z Francją zaprezentował się wprost doskonale, nie pozwolić mu grać we wrześniu nie wypada.
– Bramkarzy mamy wyjątkowych, właściwie co turniej, to najlepsi są bramkarze – mówi Bąk. – Nie wystawia to jednak wysokich notowań grze obronnej zespołu. Jakub Kiwior musi zrozumieć, że gra w defensywie to też odpowiedzialność za piłkę. Jana Bednarka w meczu z Francją mijał Kylian Mbappe i nie tylko. Z Holandią z kolei najlepiej wyglądał Bartosz Salamon, bardzo dobrze grał na wyprzedzenie, był w tym elemencie skuteczny. Nie rozumiem więc dlaczego nie wystąpił z Austrią. Paweł Dawidowicz, który znalazł się w składzie w jego miejsce, gdy wychodził za napastnikiem, to albo faulował, albo był ogrywany. Nie wygląda mi na lidera linii obrony. To jeden z większych problemów zespołu, wciąż nie wykreowany został zawodnik, który będzie przewodził defensywie. Brak piłkarza o charakterze Kamila Glika jest odczuwalny.
– Bramkarzy mamy wyjątkowych, właściwie co turniej, to najlepsi są bramkarze. Nie wystawia to jednak wysokich notowań grze obronnej zespołu. Jakub Kiwior musi zrozumieć, że gra w defensywie to też odpowiedzialność za piłkę. Jana Bednarka w meczu z Francją mijał Kylian Mbappe i nie tylko. Z Holandią z kolei najlepiej wyglądał Bartosz Salamon, bardzo dobrze grał na wyprzedzenie, był w tym elemencie skuteczny. Nie rozumiem więc dlaczego nie wystąpił z Austrią. Paweł Dawidowicz, który znalazł się w składzie w jego miejsce, gdy wychodził za napastnikiem, to albo faulował, albo był ogrywany. Nie wygląda mi na lidera linii obrony. To jeden z większych problemów zespołu, wciąż nie wykreowany został zawodnik, który będzie przewodził defensywie. Brak piłkarza o charakterze Kamila Glika jest odczuwalny – mówi Jacek Bąk
Liczba stworzonych sytuacji przez rywali była duża. Według oficjalnych statystyk UEFA w trzech meczach rywale podjęli 54 próby strzałów na polską bramkę. W spotkaniu z Francją, gdzie zadanie było najtrudniejsze, obrońcy biało-czerwonych przegrywali bardzo dużo pojedynków. Widoczne były braki w szybkości i zwrotności. Nasuwają się zatem pytania, być może jedne z najistotniejszych, jeśli chodzi o występ reprezentacji Polski na Euro 2024 – czy system z trzema środkowymi obrońcami nam służy, czy mamy aż trzech środkowych obrońców gotowych do rywalizacji na poziomie międzynarodowym z najsilniejszymi drużynami?
Licząc od czasów eksperymentów z ustawieniem z trzema środkowymi obrońcami, których dokonywał Adam Nawałka, biało-czerwoni rozegrali 37 meczów, korzystając z tak zbudowanej linii obronnej. 16 razy wygraliśmy (razem z finałem baraży z Walią, po dogrywce wynik brzmiał 0:0), 9 zremisowaliśmy, 12 przegraliśmy. Słowem – zwyciężyliśmy 43 procent spotkań. W trakcie mundialu w 2018 roku Nawałka przeszedł na grę z trzema środkowymi defensorami, nie pomogło, Sousa korzystał z tego schematu w trakcie Euro w 2021 roku, przegrał, tylko na mundialu w Katarze osiągnęliśmy zadowalający wynik sportowy, ale tam obowiązywało ustawienie z czterema obrońcami. Podobnie w barażu o awans do finałów mistrzostw świata. Ostatnie w pełni udane pod względem wyników eliminacje? Jerzy Brzęczek i kwartet defensorów. Co również ciekawe, niemalże każdy z selekcjonerów od kadencji Nawałki korzystał z różnych ustawień, tylko Brzęczek niezmiennie wierny był tym z czterema obrońcami, a Probierz nie odstępuje od tych z trzema.
WAHADŁA FRAGILE
– To, że nie mamy trzech środkowych obrońców na reprezentacyjnym poziomie to jedno, bo w dodatku Frankowski i Zalewski nie są defensorami – twierdzi Bąk. – Widać to choćby przy braku asekuracji środka obrony. Nasze wahadła w fazie defensywnej są fragile – kruche, delikatne. Grałbym w systemie z czterema obrońcami, nie mam wątpliwości.
– Nie jestem do końca przekonany do ustawienia z trójką z tyłu. Nawet patrząc przez pryzmat Ekstraklasy, widać, jakie niedobory polskich zawodników są na środku obrony oraz na wahadłach. Z perspektywy trenera wiem też, że trudno w naszej lidze znaleźć zawodnika wydolnego, szybkiego, dobrze operującego piłką i poukładanego taktycznie. Trudno też w krótkim czasie wypracować u takiego piłkarza nawyki i zachowania typowe dla wahadłowego bądź stopera grającego w trójce – przekonuje Stokowiec. – Ale to nie systemy grają tylko ludzie. Ważne, by wypracować zachowania zawodników w poszczególnych fazach – gdy piłkę posiadasz, gdy piłkę tracisz.
Zastanawiać musi również niewielka liczba żółtych kartek, które obejrzeli kadrowicze. W trzech spotkaniach sędziowie pokazali ich zaledwie siedem, co więcej – w spotkaniu z Holandią żaden z reprezentantów Polski nie został napomniany przez arbitra kartką. Okoliczności większości pozostałych to raczej efekt spóźnienia, ogrania, niż zdecydowanych wejść biało-czerwonych, boiskowej walki, gry w kontakcie. Dość powiedzieć, że licząc z Bartoszem Bereszyńskim, który w meczu z Holandią na krótko zastąpił Salamona, selekcjoner w trakcie niemieckiego turnieju skorzystał z pięciu środkowych obrońców. Tylko jeden, Dawidowicz, w 89. minucie ostatniego spotkania z Francją ukarany został żółtą kartką.
– Uderzamy w tony gry ofensywnej i bardzo dobrze, natomiast trzeba zadać sobie pytanie czy ofensywą jesteśmy w stanie zrobić różnicę i wygrywać nią mecze. Wychodziliśmy do rywala wysokim pressingiem, ale czy byliśmy w tym elemencie wystarczająco skuteczni? W trzech meczach zanotowaliśmy pięć skutecznych odbiorów piłki po wysokim pressingu, podczas gdy Austria tylko w meczu z Polską miała ich siedem – twierdzi Stokowiec. – Najważniejsze to wyegzekwować od zawodników skuteczność w wysokim pressingu – agresywność, odbiór piłki. Ralfowi Rangnickowi w Manchesterze United z Cristiano Ronaldo w ataku gegenpressing nie wychodził, ale z mniej znanymi zawodnikami w reprezentacji Austrii działa wyśmienicie.
– Mamy problem motoryczny, nie jesteśmy tak wybiegani, nie poruszamy się na takich szybkościach jak przeciwnicy. Ktoś przebiegnie dwa razy po 40 metrów i za chwilę trzyma się za boki – zauważa Zibi. – Faktem jest, że zgrupowanie przed turniejem zaczęliśmy późno, natomiast przygotowanie fizyczne zawodników to nie jest praca selekcjonera, to praca piłkarzy w klubach. Widziałem z wysokości trybun mecz z Francją, Jakub Moder wyglądał na piłkarza pod względem fizycznym gotowego do gry na 40 procent. Moder to uderzenie z dystansu, kontrola piłki, elegancja w poruszaniu się po boisku, tyle że poza golem na Wembley niczego specjalnego dla polskiej piłki dotychczas nie zrobił. I on musi to też zrozumieć, inaczej będzie żył tylko wspomnieniami.
CO MY CHCEMY GRAĆ?
Z chęcią do gry ofensywnej też różnie podczas Euro 2024 bywało. W żadnym ze spotkań w statystykach ofensywnych nie byliśmy lepsi od przeciwników. Według danych UEFA w spotkaniu z Holandią atakowaliśmy 25 razy, rywal 65, z Austrią – biało-czerwoni 33 razy, gracze Ralfa Rangnicka 47, z Francją natomiast my 21 razy, trójkolorowi 62. Trudno się zatem dziwić, że nie wykreowaliśmy wielu sytuacji podbramkowych. Nie strzeliliśmy też gola z otwartej gry, bowiem do siatki rywala piłkę kierowaliśmy po rzucie rożnym, po rzucie karnym oraz w meczu z Austrią w konsekwencji rzutu rożnego. Tu rzecz jasna jest też druga strona medalu – stałe fragmenty zostały solidnie przepracowane.
– Przed meczem z Austrią słyszałem wypowiedzi, że mamy grać ofensywnie, a w wyjściowym składzie znaleźli się Bartosz Slisz i Jakub Piotrowski. Nic do nich nie mam, ale nikt mi nie powie, że to są zawodnicy do gry ofensywnej. Skoro z Holandią zagraliśmy nieźle, choć nigdy nie należy gloryfikować porażki, po co dokonaliśmy tylu zmian na drugi mecz w grupie – pyta Boniek. – Należało dołożyć do jedenastki Roberta Lewandowskiego i grać swoje, widziałem z trybun grę Roberta w meczu z Francją – nie dam się przekonać, że cztery dni wcześniej nie był w stanie zacząć od początku meczu z Austrią. Po co wywróciliśmy do góry nogami całą strategię? Za dużo było zmian w składzie, za łatwo traciliśmy bramki. Chciałbym być optymistą, niewykluczone, że wynik z Francją posłuży za fundament dla tej drużyny, największym błędem byłoby jednak takie postawienie sprawy, że występ na Euro chowamy do szafy, to za nami, a teraz Liga Narodów. Wnioski trzeba bowiem wyciągnąć. Ja po tym turnieju pytanie mam jedno – co my w ogóle chcemy grać?
Wywalic probierza I kulesze