Sto czterdzieści dziewięć lat – tyle w listopadzie bieżącego roku wybije najstarszym krajowym zawodom piłkarskim: Pucharowi Anglii. Mimo zaszczytnego miana, ten nie stanowi priorytetu ani dla Chelsea, ani dla Liverpoolu.
Czy Liverpool otrząśnie się po sensacyjnej porażce z Watfordem? (fot. Reuters)
I tu rodzi się zawarte w tytule pytanie. Skoro owy laur nie jest w tym sezonie najważniejszy, to czy w hitowym starciu ⅛ finału jest sens dawać z siebie wszystko? Czy stawka warta jest inwestycji sił i energii?
DLACZEGO TAK
Dla The Blues jest to ostatnia realna szansa na trofeum w bieżącej kampanii. Puchar Ligi został rozstrzygnięty, Premier League teoretycznie też, zaś w Lidze Mistrzów ekipa ze Stamford Bridge musi odrobić trzybramkową stratę z domowego meczu z Bayernem Monachium. Jeśli więc londyńczycy wypiszą się z rywalizacji o triumfalną wizytę na Wembley, po raz pierwszy od czterech lat nie wzbogacą klubowej gabloty o żaden eksponat. Znając ambicję Franka Lamparda, ten nie chce debiutować w ten sposób.
Tym, czego pragnie natomiast z całych sił, jest ukrócenie drążącego jego zespół marazmu. Chelsea już od dobrych kilku miesięcy nie prezentuje się zgodnie ze stawianymi przed nią oczekiwaniami, przeplatając zwycięstwa z remisami oraz porażkami. Kapitalna seria z przełomu września i października, na którą złożyło się siedem kolejnych wygranych, jawi się jako prehistoria. Dla porównania, na ostatnich siedem spotkań Cesara Azpilicuety i spółki przypadły dwa triumfy, trzy kompromisy i dwie przegrane. Potyczka z The Reds stanowi zatem świetną okazję, by poprawić bilans i odbudować morale.
O tym samym marzą jednak goście. O ile w ich przypadku résumé minionych występów wypada korzystniej, o tyle niepowodzenie w starciu z Atletico Madryt wprowadziło niespotykaną od dawna niepewność. Ta poskutkowała koniecznością odrabiania strat w meczu z West Hamem, a następnie sensacyjną porażką z Watfordem. Szerszenie nie tylko zakończyły liverpoolski marsz ku mianu „The Invincibles”, ale też położyły kres całej gamie pozytywnych, pilnie pielęgnowanych przez piłkarzy Jurgena Kloppa serii.
Na Vicarage Road ci przegrali w lidze po raz pierwszy od 44 kolejek. Co więcej, w inauguracyjnych czterdziestu pięciu minutach oddali tylko jeden strzał (ostatnio w lidze przydarzyło im się to ponad trzy lata temu), w drugim spotkaniu na poziomie Premier League z rzędu stracili minimum dwa gole (pierwszy raz od 2016 roku), a do tego w pewnym momencie przegrywali (tylko) dwoma bramkami (ostatni taki przypadek w lidze datował się dotąd na 2018 rok). Potencjalne zwycięstwo z Chelsea niewątpliwie pomogłoby otrząsnąć się z doznanego szoku.
To jednak nie wszystko. Liverpool wciąż może przecież sięgnąć po potrójną koronę, co bez wzniesienia w górę Pucharu Anglii się nie obędzie. Z drugiej strony, czy w przypadku odpadnięcia z Ligi Mistrzów zakończenie sezonu z samym mistrzostwem – nawet jeśli wielce wyczekanym i upragnionym – nie będzie dla drużyny z takim potencjałem małym niedosytem?
DLACZEGO NIE
Jako się rzekło, triumf w najstarszych zawodach piłkarskich nie stanowi priorytetu dla żadnej ze stron. Dla gospodarzy najważniejsze jest uzyskanie przepustki do kolejnej edycji najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych na Starym Kontynencie. Z obecną formą nie będzie to łatwe, wszak w tabeli ligowej po piętach depczą im Manchester United oraz Wolverhampton. Z tej perspektywy przenoszenie swojej uwagi na zmagania na innym froncie może być nierozważne. O dokładaniu pracy nie najzdrowszej kadrze nawet nie wspominając.
Dla The Reds Świętymi Graalami pozostają natomiast tytuł mistrzowski oraz europejska uszatka. Zdobycie pierwszego z nich zdaje się być kwestią czasu, o drugi trzeba się jeszcze srogo postarać. Dodatkowe mecze raczej w tym nie pomogą.
W bilansie za i przeciw bezkompromisowym staraniom o awans do ćwierćfinału Pucharu Anglii przeważa opcja numer jeden. Mimo to, ostateczny rezultat widowiska na Stamford Bridge będzie zależał w dużej mierze od tego, jakich zawodników poślą w bój obaj szkoleniowcy. W minionych rundach zdecydowanie bardziej hojny w dawaniu wolnego swoim asom był Klopp. Czy z uwagi na rangę rywala oraz podrażnienie ostatnimi wynikami się to zmieni?
***
Typ PN: 2
MACIEJ SAROSIEK