Atletico wyrzuciło Liverpool z Ligi Mistrzów!
Obrońcy tytułu za burtą rozgrywek. Piłkarze Liverpoolu nie zdołali odrobić strat z Madrytu i pożegnali się z Champions League. Mecz na Anfield rozstrzygnął się dopiero po dogrywce i zakończył się zwycięstwem gości (3:2).
Atletico wyrzuciło Liverpool za burtę Ligi Mistrzów (fot. Reuters)
W cieniu pandemii koronawirusa, która uderzyła w europejski futbol, kibice czekali na wielki mecz na Anfield. Liverpool przegrał kilkanaście dni wcześniej w Madrycie, rozgrywając najgorsze spotkanie w sezonie. Jednobramkowa zaliczka Atletico nie musiała jednak niczego konkretnego oznaczać, tym bardziej, że The Reds przed własną publicznością są niezwykle groźnym zespołem. Sezon wcześniej bardzo boleśnie przekonała się o tym Barcelona, która na swoim terenie pokonała Liverpool jeszcze wyżej – aż trzema bramkami, by w Anglii stracić cztery gole i odpaść z dalszej rywalizacji.
Kibice Liverpoolu zastanawiali się, czy ich pupili stać na powtórkę z rozrywki i już na długo przed meczem gorąco wspierali swój zespół. Co ciekawe, do Anglii przybyło również kilka tysięcy fanów z Madrytu, a to z kolei wzbudziło niemały strach, ponieważ to właśnie w hiszpańskiej stolicy wykryto najwięcej przypadków zarażenia koronawirusem.
Juergen Klopp rzucił do boju praktycznie najmocniejszy skład na czele ze swoich ofensywny trio, a więc Salahem, Firmino oraz Mane. W bramce The Reds nie mógł jednak wystąpi kontuzjowany Alisson Becker, a jego miejsce musiał zająć Adrian i to on wydawał się być najsłabszym ogniwem gospodarzy w środowy wieczór.
Tak jak można było się spodziewać, Liverpool od początku przeszedł do ofensywy i widać było, że chce jak najszybciej otworzyć swoje konto bramkowe. Pierwszą dobrą okazję do zdobycia gola stworzyli sobie jednak goście. Dobrze wypuszczony na pozycję został Diego Costa, ale jego strzał w kierunku dalszego słupka nieznacznie minął celu.
Im więcej mijało czasu, tym coraz większą przewagę zdobywali gospodarze. Jak w ukropie uwijał się jednak Jan Oblak, który kilka razy musiał ratować skórę swoim kolegom. Najbliżej szczęścia był Roberto Firmino, którego uderzenie z bliska zostało odbite w ostatniej chwili.
Oblak robił co mógł, ale tuż przed końcem pierwszej połowy nie zdołał zatrzymać Liverpoolu. W 43. minucie na prawym skrzydle znalazł się Alex Oxlade-Chamberlain, który wypatrzył dobrze ustawionego przed bramką Georginio Wijnalduma, a ten uderzył po koźle głową i sprawił, że jeszcze przed przerwą Liverpool odrobił straty z Madrytu.
Niedługo po zmianie stron bardzo groźnie z dystansu przymierzył Oxlade-Chamberlain, jednak raz jeszcze na wysokości zadania stanął mocno rozgrzany Oblak. Gdyby nie znakomita postawa Słoweńca, to Atletico mogło przegrywać po niespełna godzinie różnicą kilku goli. Diego Simeone widział co się dzieje i dlatego już w 56. minucie był zmuszony do dokonania pierwszej korekty w swoim zespole, ściągając z boiska bezproduktywnego Costę.
Liverpool napierał, wyprowadzał atak za atakiem, jednak ani Robertsonowi, ani Alexandrowi-Arnoldowi nie udało się złamać defensywy Atletico. Albo cudów w bramce dokonywał Oblak, albo goście mieli sporo szczęścia, tak jak wtedy, gdy uratowała ich poprzeczka.
W doliczonym czasie gry do siatki trafił Saul Niguez, ale jego trafienie nie zostało uznane. Pomocnik Atletico znajdował się w momencie podania na pozycji spalonej i jak pokazały powtórki, sędzia liniowy miał rację w tej sytuacji. Tuż po tej akcji arbiter odgwizdał koniec spotkania i kibice na Anfield mogli szykować się do dogrywki.
Dodatkowy czas bardzo szybko przyniósł obrońcom tytułu tak upragnionego drugiego gola. Po dośrodkowaniu z prawego skrzydła do strzału głową złożył się Roberto Firmino, ale piłka po jego uderzeniu odbiła się od słupka. Jak się jednak okazało, spadła ona idealnie pod nogi Brazylijczyka, a ten dobił ją z bliska do siatki.
Wydawało się, że po takim ciosie Atletico się nie podniesie, ale wtedy pomocną dłoń gościom podał… Adrian, który popełnił katastrofalny błąd w bramce, który zakończył się golem Marcosa Llorente. Przy takim wyniku to ćwierćfinału wchodziła ekipa z Madrytu.
Los Rojiblancos poszli za ciosem i kiedy defensywie Liverpoolu przydarzył się kolejny moment słabości, to po raz kolejny zdołał go wykorzystać Llorente, który mimo asysty kilku rywali zdołał oddać strzał i tuż przy słupku umieścił futbolówkę w siatce. Adrian nie zdołał obronić i wydaje się, że gdyby w bramce The Reds stał podczas tego meczu Alisson, to zrobiłby dużo więcej.
W doliczonym czasie gry dogrywki w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Alvaro Morata, który przypieczętował awans swojej drużyny do ćwierćfinału Champions League.
gar, PiłkaNożna.pl