Armaty bez prochu. Arsenal najgorszy o lat
To już nie jest dołek formy, to poważny kryzys. Arsenal przegrał w czwartkowy wieczór z Brighton (1:2) na własnym stadionie i przedłużył swoją serię kolejnych meczów bez zwycięstwa.
Tak źle w Arsenalu nie było od 42 lat (fot. Grzegorz Garbacik)
Forma londyńczyków jest ostatnio dramatyczna i musiał za nią zapłacić własną głową Unai Emery. Jeżeli ktoś jednak myślał, że po zwolnieniu Hiszpana Arsenal – niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – zacznie odprawiać z kwitkiem kolejnych rywali, ten był w sporym błędzie. Pod wodzą Fredrika Ljungberga drużyna prezentuje się równie słabo i chociaż miała w ostatnich dniach dwie znakomite okazje na przełamanie, to żadnej z nich nie potrafiła wykorzystać.
Przed spotkaniami z Norwich City i Brighton kibice zakładali zapewne, że na konto ich drużyny wpadnie komplet sześciu punktów. Arsenal z wielkimi problemami zdobył jedno „oczko”, a jego seria meczów bez wygranej przedłużyła się tak mocno, że gorsze czasu pamiętają jedynie fani z dość sporym stażem i siwymi włosami.
Po raz ostatni Kanonierzy odnieśli zwycięstwo 24 października w trakcie wyjazdowego starcia z Vitorią Guimaraes (3:2) w Lidze Europy. Od tego czasu rozegrali już dziewięć meczów, w żadnym z nich nie będąc w stanie pokonać przeciwnika.
Trzeba też jasno przyznać, że terminarz Arsenalu wcale nie był w tym czasie zbyt trudny. W samej tylko Premier League grali oni na swoim stadionie z Crystal Palace (2:2), Wolves (1:1), Southampton (2:2) i właśnie Brighton (1:2). Do tego należy doliczyć wyjazd do Norwich (2:2), na King Power Stadium – porażka z mocnym Leicester City (0:2) czy klęskę przed własną publicznością z Eintrachtem Frankfurt (1:2) w Lidze Europy.
Najbliżej wygranej Arsenal był paradoksalnie na Anfield podczas pucharowego starcia z Liverpoolem. Drużyna, wtedy jeszcze Emery’ego, wypuściła jednak z rąk zwycięstwo w ostatniej akcji spotkania (5:5) i finalnie odpadła z rywalizacji po serii rzutów karnych. Warto jednak przypomnieć, że The Reds wyszli na ten mecz w mocno rezerwowym składzie, podczas gdy Arsenal rzucił do boju niemal najlepszą jedenastkę.
Tak zła seria to najgorszy wynik londyńskiego klubu od 1977 roku, kiedy to w lutym i marcu nie był on w stanie wygrać w żadnym z dziesięciu kolejnych meczów.
Czy kibice mogą spodziewać się w końcu przełamania? Łatwo nie będzie, ponieważ już w poniedziałek Kanonierzy rozegrają derby na boisku West Hamu United, a kilka dni później udadzą się do Belgii, by w ostatnim spotkaniu fazy grupowej Ligi Europy zmierzyć się ze Standardem Liege.
Jeśli nie uda się w tych meczach, to potem będzie jeszcze trudniej, ponieważ na drodze Arsenalu staną kolejno Manchester City, chcący się odbudować Everton, a także Bournemouth, Chelsea i Manchester United.
Grzegorz Garbacik